PASJA. Pusta epopeja o śmierci i przemocy
Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych. (Mk 12,27)
To jest zły film.
Chciałbym ograniczyć się tylko do tych słów, ale Pasja spokoju mi nie daje, wszystkie myśli kierują się mimowolnie w stronę ekranizacji Męki Pańskiej dokonanej przez Mela Gibsona. Z kina wyszedłem bardzo zdziwiony, zafrapowany. Bo ten film bardzo zaskakuje pustką, banałem, kiczem i permanentną nieobecnością jakiegoś rodzaju ducha, który niby miał ukazać podwaliny wiary chrześcijańskiej. A podobno rękę Gibsona prowadził sam Duch Święty; w Caviezela, wcielającego się w Jezusa Chrystusa, wiszącego na krzyżu trafił piorun, widowisko miało przytłaczać realizmem. Nikt jednak nie ostrzegł, że ten obraz religijny jest zupełnie wyzbyty głębi i sensu chrześcijaństwa.
Muszę przyznać się do jednego: nie jestem gorliwym chrześćjaninem. Być może ten fakt zaciążył na takim, a nie innym odbiorze Pasji. Z pewnością dzieło to inaczej zostanie odebrane przez ateistę lub agnostyka, a inaczej przez katolika. Niemniej nie jestem pozbawiony religijnego doświadczenia, co wzmogło niestety moją wielką niechęć do filmu Gibsona. Nie potrafię zrozumieć sensu powstania tego dzieła. Natchnienie, kaznodziejstwo, potrzeba nawrócenia, wyznanie wiary? Żal za grzechy, pokuta? A może wyłącznie wierne przedstawienie ukrzyżowania? Każde z tych pytań do autora Pasji pogłębia moją irytację, gdyż odpowiedź, jaką znajduję, brutalnie uświadamia, że infantylne posługiwanie się wiarą może dogłębnie wzruszyć (a przynajmniej ma takie zamiary) i jeszcze zarobić setki milionów amerykańskich prezydentów.
Zasadą ofiary Jezusa Chrystusa była miłość, nie zniszczenie. Nie istnienie nieuchronnego bólu i śmierci, lecz siła miłości i przebaczenia. Zgodnie z koncepcją chrześcijańską cała ludzkość zostaje zbawiona dzięki krwi Jezusa. Syn Boga na ziemi musiał umrzeć, pokutując zastępczo za ludzkich grzeszników, aby ci zostali wybawieni od zła wszelkiego. Bóg zabija własnego syna na krzyżu, by tym dość krwiożerczym sposobem zbawić ponoć ludzkość. Pretensjonalnie powiedziane? Brutalnie? Ale tego typu myśli dostarcza Pasja.
Ten film wspiera się na krwi i okrucieństwie, które stało się udziałem jednej osoby.
Chrześcijańskie wyobrażenie Boga grzęźnie w krwawej manifestacji, którą widz ma traktować jako brutalną ofiarę. Film Gibsona jest niczym więcej niż sadystycznym podejściem do religii, wiary, choć dosadniej potraktował to dzieło Adam Hanuszkiewicz, nadając epitet pornograficzne. Dosłowne, werystyczne potraktowanie Męki Pańskiej to widok nieznośny, obrzydliwy, odpychający. Epatowanie widokiem wyrywanego mięsa przy biczowaniu, wbijanych w skroń cierni, soczysty potok krwi w czasie wbijania gwoździ w dłonie i stopy, osocze ciekające z płuc… Rozumiem prawda historyczna, wręcz biologiczna. Celem Gibsona było naturalistyczne ukazanie cierpienia Chrystusa. Ale dlaczego z tego ogromu okrucieństwa, poniżenia nic nie wynika? Gibson uświęca krzyż, szubienicę i cierpienie, ignorując nawołanie do aktu miłości, który zdaje się jest istotą chrześcijaństwa opartego na miłosierdziu bożym. Wyeksponowanie bestialstwa szalenie zawężyło perspektywę wiary, czyli chrześcijańską wykładnię twierdzącą, że Jezus umarł z powodu grzechów popełnionych przez ludzi. Filmowa nauka o śmierci Chrystusa ma tak krwawy charakter, że staje się nad wyraz archaiczna, wręcz pogańska – jeden człowiek staje się główną ofiarą w tej ceremonii, sprawiedliwą zapłatą i męką, zniszczeniem.
Ale czy Biblia i właściwa chrześcijańska wiara nie są dalekie od takich myśli? Dlaczego Gibson tak wiernie skupia się na bólu, cierpieniu i tak pomija głębię miłości, o której mówił Jezus Chrystus? Dlaczego pod brutalną fasadą nie czai się prawda o człowieku – o tym głupcu, bezwzględnym i nielitościwym głupcu, który stawia się ponad Bogiem, niby nieomylny, i orzeka o winie Sprawiedliwego skazując go na śmierć? Dlaczego wreszcie to opowieść kata i sadysty, który upaja się długimi chwilami tortur? Historia ukazana w Pasji nie uczyni ludzi bardziej ludzkimi, bo opowiada o tym, co w ludziach nieludzkie i odpychające, marginalizując przy okazji naprawdę piękne i szlachetne słowa Jezusa. Co więcej, zachłanne przyglądanie się nadludzkiemu cierpieniu powoduje współczucie (co jasne), lecz towarzysząca wszystkiemu dosłowność banalizuje poważną treść, a przesada jest tak odczuwalna, że kojarzyć się może z bezwartościowym obrazem, czyli kiczem.
Podobne wpisy
Pasja irytować może swą jednoznacznością, kreowaniem czarno-białego świata czytelnie podzielonego na tych Dobrych i Złych. Taki jest jednak Nowy Testament, ukazujący niewyraźne tło historyczne i społeczne, z czego trudno oczywiście czynić jakiś poważny zarzut. To dzieło w pełni religijne, przesiąknięte ideą chrześcijaństwa i podlegające nie historycznej analizie, a biblijnej interpretacji. Z tego też powodu nieścisłoci, zafałszowania, przemilczenia nie są czymś istotnym dla człowieka wierzącego. Mel Gibson podjął się zadania przedstawienia rzeczywistego kontekstu politycznego i kulturowego, choć skończyło się jedynie na autentycznych strojach i językach aramejskim i łacinie (choć Rzymianie porozumiewali się greką). Nowotestamentowej treści, będącej często ubarwioną interpretacją, trzyma się Gibson wiernie, bez potrzebnej odwagi przyglądając się wydarzeniom. Na uwagę zasługuje szczególnie Poncjusz Piłat, tutaj człowiek wahający się, pełen dobrych chęci, tchórzliwy, bojący się konfrontacji z faryzeuszami. W rzeczywistości był on jednym z najokrutniejszych namiestników rzymskich, skazującym na ukrzyżowanie dziesiątki ludzi dziennie.
Przez ten pryzmat warto przyjrzeć się roli Żydów. Daleki jestem od nazywania Pasji dziełem antysemickim, lecz znacząca jest nieobecność słów Krew Jego na nas i na dzieci nasze (Mt 27,25) będących od zawsze podstawą antyjudaizmu. Podobno Gibson słowa te wyciął tuż przed premierą, jednak zdanie pada z tłumu, bez podpisów jednak, a więc znakomicie ukryte. Bez nich obraz może w jaki sposób umocnić antysemickie przekonania u tych, którzy mają skłonność do tego typu nienawistnych nastrojów. Film ukazuje bowiem Żydów aresztujących Jezusa, opluwających go, osądzających, domagających się śmierci przez ukrzyżowanie, radujących się Jego cierpieniem. Dodajmy do tego niepotrzebną scenę zburzenia świątyni żydowskiej i może być to obraz inspirujący niektórych niewykształconych odbiorców.
Film jest jednak świetnie zrealizowany.
Piękna muzyka Johna Debneya, doskonałe zdjęcia Caleba Deschanela. Jednak wszystko to przytłoczone jest natłokiem okrucieństwa dokonywanego przez sadystyczne rzymskie bestie. Obraz pławi się w przemocy. Zdecydowanie dominuje nawet nad wspaniale zarysowanym tragicznym wątkiem Maryi i Marii Magdaleny, które tutaj, w przeciwieństwie do treści Nowego Testamentu, obecne są niemal w każdej scenie.
Daleki jestem od oceniania wiary innych osób. I dlatego nie wierzę, że gorliwość Gibsona jest tak płytka i banalna, jak film w jego reżyserii. Jest to film tak zły i niepotrzebny, że nawet niewiernemu, takiemu jak ja, nietrudno docenić szczytnych chrześcijańskich idei, o których Pasja po prostu wspomina półgębkiem. Choć, z drugiej strony, nie będę zaprzeczał, jeśli ktoś mi wytknie niezrozumienie filmu z powodu braku wiary w zbawienie poprzez smierć za grzechy ludzkości. Bo całkiem możliwe, że o wiarę tu chodzi – także o wiarę w dobre intencje – a wszelkie pytania i dywagacje w tym względzie są nieistotne.
Niepotrzebny wstrząs.
Tekst z archiwum film.org.pl