OKO DIABŁA. Bo Bergman robił też komedie!
Kino Ingmara Bergmana kojarzy się przede wszystkim z ciężkimi, psychologicznymi dramatami o wysublimowanej strukturze i wielopoziomowych sensach. Dlatego nieco zaskakujący dla niektórych może być następujący fakt – szwedzki reżyser miał poczucie humoru. Co więcej, dał on kilkukrotnie wybrzmieć mu w swoich filmach, tworząc dzieła o tak egzotycznie brzmiącej etykiecie jak „komedia Bergmana”. Spośród nielicznych filmów, które można tak określić, najbardziej znanym i poważanym jest zapewne Uśmiech nocy z 1955 roku, obyczajowa farsa na wielu aktorów, będąca pierwszym znaczącym sukcesem międzynarodowym reżysera. Jednak jeszcze bardziej nietypowe dla Szweda zdaje się późniejsze o pięć lat, rzadko zresztą pamiętane, Oko diabła.
Nakręcone w tym samym roku co Źródło, rok przed premierą Jak w zwierciadle, otwierającego arcypoważną tzw. Trylogię Pionową, Oko diabła zaskakuje lekkością i oszczędnością. W filmie tym Bergman opowiada historię Don Juana wysłanego na Ziemię w celu uwiedzenia Britt-Marie, córki pastora której cnotliwość wywołuje jęczmień na tytułowym oku szatana. Narzucony przez Bergmana ton opowiastki z przymrużeniem oka niemal zupełnie odrywa Oko od psychologicznych rozważań bohaterów, tym razem potraktowanych raczej szkicowo niż dogłębnie, co w dużej mierze odróżnia ten film nawet od pozostałych komediowych prób reżysera, zazwyczaj osadzającego humor w bardziej pogłębionych charakterach. Różnice widać też w formie filmowej. Historia toczy się na trzech planach – w nieco barokowym piekle, realistycznej wsi, w której mieszkają pastor z córką, i w studiu, gdzie Gunnar Björnstrand komentuje zdarzenia jako narrator. Opowieść podąża za kolejnymi etapami planu diabła, który w celu uleczenia swojej dolegliwości poleca legendarnemu rozpustnikowi uwiedzenie niewinnej dziewczyny.
Całość przywodzi bardziej na myśl teatr telewizji niż regularny film, a sarkastyczny Björnstrand nieustannie przypomina o umowności i fikcyjności tego, co obserwujemy na ekranie. Obrazy jak zwykle u Bergmana są eleganckie, ale tym razem zdają się oszczędniejsze, bardziej podporządkowane przedstawianiu zdarzeń niż kreacji psychologiczno-metafizycznej głębi. W połączeniu z lekkim, ironicznym, ale celującym bardziej w komizm niż dramatyczność scenariuszem daje to efekt właściwie antybergmanowski, zupełnie odróżniający Oko diabła od charakterystycznego stylu reżysera. Zagrana przez plejadę znanych z innych jego dzieł aktorów – oprócz Björnstranda w głównych rolach oglądamy Bibi Andersson, Jarla Kullego, Gertrud Fridh i Nilsa Poppego – wydaje się więc najbardziej nietypowym filmem Bergmana, sprzecznym z głównym nurtem jego stylu nie tylko przez komediową powierzchowność, ale także zarysowe ujęcie problemu. A jednak Oko diabła wpisuje się na swój sposób w twórczość reżysera.
W filmie tym, pomimo nietypowej powłoki teatralnej farsy, powracają podstawowe motywy i tropy twórczości Bergmana, a więc moralność, namiętność i kobieca seksualność. Ze „standardowym programem” szwedzkiego mistrza Oko łączy także obecność wątków teologicznych, choć te są tutaj przedstawione diametralnie inaczej. Jeśli w największych dramatycznych dziełach Bergmana, takich jak Milczenie czy Goście wieczerzy pańskiej hipotetyczny Bóg był omawiany przez pryzmat swojego milczenia, w komedii Bergman przesunął perspektywę i siły nadprzyrodzone nie są domniemanym naddatkiem czy wypełnieniem rzeczywistości, ale punktem wyjścia całej opowieści. Reżyser, specjalizujący się w przejmujących portretach ludzi przytłoczonych wątpliwościami i teologicznymi rozterkami, tym razem rozpoczyna swoją opowieść w gabinecie szatana, trapionego dobrocią ludzi na górze, na Ziemi. Problemem poruszanym w filmie nie są więc kondycja ontologiczna człowieka, jego moralności i niepewność egzystencji, ale koleje zmagań nieba i piekła w świecie ludzi. Można więc powiedzieć, że w nietypowym dla siebie gatunku Ingmar Bergman swoiście odwrócił klasyczną dla niego optykę spojrzenia na metafizykę i relację człowieka ze światem nadprzyrodzonym.