OBCY PRZYBYSZE. Wyjątkowo udane science fiction z wątkiem sensacyjnym
Jeśli przyjąć, że według klasyfikacji ufologów bliskie spotkanie piątego stopnia polega na dobrowolnym kontakcie człowieka z kosmitami, to nie wiem, który stopień tej niecodziennej relacji zaprezentowany został w tym wypadku. Skala musiałaby zostać zdefiniowana na nowo.
Rok 1988 zapamiętany zostanie przez fanów science fiction za sprawą dwóch pamiętnych wizji realizujących podobny temat. Zarówno Oni żyją Johna Carpentera, jak i Obcy przybysze (Alien Nation) Brytyjczyka Grahama Bakera opowiadają bowiem o przybyszach z kosmosu, którzy zdołali osiedlić się na Ziemi. Różnica pomiędzy jednym a drugim filmem polega jednak na tym, że tak jak w tym pierwszym obcy funkcjonują w ukryciu, tak w przypadku drugiego filmu mamy do czynienia z jawnym przyzwoleniem społecznym na asymilację obcej rasy.
Czy więc w przypadku filmu Obcy przybysze można mówić o optymistycznej wizji kontaktu trzeciego stopnia? Niezupełnie.
Scenariusz do filmu, który swego czasu poprawiony był przez samego Jamesa Camerona, przenosi widza do Los Angeles roku 1991. Mijają trzy lata, odkąd Ziemię zasiedliła grupa trzystu tysięcy przedstawicieli obcej, pozaziemskiej rasy. Nie wszyscy jednak z pokorą zasymilowali się z ziemskim społeczeństwem i uznali panujące prawo. Obcy, podobnie jak ludzie, mają skłonność do babrania się w brudzie. By jednak policjant Matthew Sykes mógł odkryć prawdę o morderstwie swego partnera, musi pokonać wewnętrzną barierę uprzedzeń
Seans Obcych przybyszów nasuwa wiele porównań. Twórcy nie ukrywają inspiracji kultową Planetą małp – jak się okazuje, nie tylko w dziedzinie charakteryzacji. Blisko filmowi Bakera także do nakręconego dwadzieścia lat później, acz nie mniej głośnego Dystryktu 9. Choć trzy filmy różnią się wykonaniem i dosadnością przesłania, to jednak wykorzystują kostium science fiction w tym samym celu – by w sposób oryginalny opowiedzieć o problemie rasizmu. Wystarczy w miejsce małp i obcych wpleść dowolną mniejszość etniczną, by na jaw wyszły ukryte znaczenia. W przypadku filmu Obcy przybysze i Dystryktu 9 mamy dodatkowo do czynienia z sytuacją pozornego optymizmu. Kosmici nie mają złych zamiarów względem ludzkości, dzięki czemu znajdują na Ziemi dom. Akceptacja ich odmienności nie przychodzi jednak człowiekowi łatwo.
Jest jednak jeden powód, dla którego bliżej jest filmowi Obcy przybysze do hitu Netfliksa – Bright – niż do Dystryktu 9. Mowa oczywiście o osobliwym mariażu gatunkowym obecnym w obu filmach. W ich wypadku fantastyka spotyka się z typowym buddy cop movie. Być może właśnie dlatego, że scenariusz mocno osadzony jest w znanej nam rzeczywistości, na udział w filmie zdecydował się James Caan, aktor kojarzony głównie z kinem sensacyjnym. Choć w jego grze widać dużą swobodę, Caan po latach niechętnie wraca do tego występu. W jednym z wywiadów w sposób eufemistyczny określił film Obcy przybysze mianem filmu, którego nie nazwałby jednym ze swych ulubionych. Jednocześnie w tej samej wypowiedzi nie mógł odmówić filmowi popularności, jaką osiągnął. To osobliwe połączenie gatunków zapewniło bowiem temu dziełu długą żywotność.
Film okazał się umiarkowanym, acz wartym docenienia, sukcesem kasowym dla producentów. Przy budżecie 16 milionów dolarów nie zarobił może kroci, gdyż przyniósł wytwórni zyski w liczbie 32 milionów dolarów, ale zapewnił twórcom długoterminowe wpływy. Tytuł osiągnął na tyle dużą popularność, że jego drugie życie rozpoczęło się w erze VHS. Na bazie filmu powstały później serial o tym samym tytule oraz cztery filmy telewizyjne, powiązane z oryginałem tematyką. Jakby tego było mało, stworzono także komiksy oraz książki osadzone w świecie znanym z filmu. Od jakiegoś czasu słyszy się także o planowanym remake’u.
Abstrahując od oryginalności filmu Bakera, należy mu się też słowo krytyki. Podczas procesu postprodukcji, mającego – według zalecenia producentów – uczynić film Obcy przybysze filmem krótszym i szybszym, gdzieś zatracona została jego głębia. Trudno nie przyznać racji krytykom, którzy wytykają mu wyjątkowo płaskie podejście do tematu asymilacji obcych. Bez odpowiedzi pozostaje na przykład pytanie o to, co działoby się z przedstawicielami mniejszości etnicznych, gdyby za sprawą pojawienia się obcych przestali oni pełnić w społeczeństwie funkcję „innych”. Czy obecność kosmitów wśród przedstawicieli naszego gatunku mogłaby paradoksalnie przyczynić się do pobudzenia poczucia przynależności i jedności gatunkowej wśród ludzi i raz na zawsze znieść sztuczne podziały narodowo-kulturowe?
Wyjątkowo sztampowa konwencja kina sensacyjnego nie zrobiła miejsca pozwalającego na rozwinięcie tych i innych dylematów, formując przekaz w sposób zero-jedynkowy. Nie zmienia to faktu, że dzięki niewymuszonemu humorowi i dobremu aktorstwu seans Obcych przybyszów po latach wciąż daje dużo przyjemności.
Tekst z archiwum Film.org.pl