Teraz słów kilka o technicznej stronie AvP, czyli o realizacji. Anderson postanowił zrobić film w taki sposób, by przynajmniej do tego elementu nikt się nie doczepił. Mamy zatem mroczne, kapitalne wnętrza piramidy, które w większości budują sugestywny klimat filmu oraz odpowiednie, rewelacyjnie dobrane filtry i światła. Do tego dołóżmy modele Obcego (specjalnie przygotowane roboty), które w akcji sprawują się – i wyglądają – wyśmienicie. Zaś trójka Predatorów została zróżnicowana, każdy wygląda i zachowuje się inaczej, i nie zapominajmy, że to „młodziki”, które mają dopiero stać się prawdziwymi Łowcami. Zatem ich niedoświadczenie i brak strategii zostały zrównoważone ciężkim ekwipunkiem w postaci pancerzy i nowych (czy starych, lekko zmodyfikowanych) broni – ale co ja Wam będę mówił, zobaczycie sami. Efekty również stoją na wysokim poziomie, Królowa Obcych wygląda znakomicie (również jako animacja komputerowa) i naprawdę miejscami widać te 65 milionów dolarów, które poszły na produkcję AvP – choć w dzisiejszych czasach ta suma wcale nie robi wrażenia. A jeżeli ktoś narzeka na poziom techniczny filmu i twierdzi, iż jest niski lub wręcz nędzny (a i z takimi opiniami się spotkałem), to… szkoda jakiegokolwiek komentarza. Jeszcze słówko o ilustracji muzycznej autorstwa Haralda Klosera – w filmie brzmi zdecydowanie lepiej niż osobno, na płycie z muzyką. Poza tym wszystkim reżyser sprytnie nawiązuje w wielu momentach do pozostałych części Obcego czy Predatora, a swoistym łącznikiem AvP z poprzednikami jest postać Charlesa Weylanda, właściciela słynnej i znienawidzonej Firmy z Alien Saga, a odgrywanego oczywiście przez Lance Henriksena. Dla wciąż niewtajemniczonych – pan Weyland był ludzkim pierwowzorem androida Bishopa (Aliens, Alien 3).
Dlaczego Alien vs. Predator aż tak bardzo mi się podoba i dlaczego aż tak bardzo przypadł mi do gustu? Może dlatego, że nie nastawiłem się na arcydzieło grozy science-fiction czy na film wybitny, dorównujący poziomem „Obcym” i „Predatorom”. Nastawiłem się na cross-over, w którym zobaczę dwie tak bardzo miłowane przeze mnie postacie filmowe. Dzięki temu Obcy kontra Predator szybko stał się jednym z moich ulubionych filmów, może nie jednym z najlepszych, jakie widziałem, ale z pewnością będę do niego bardzo często wracał. Szczególnie do kilku genialnych akcji czy scen. Mimo sporej liczby wad czy błędów logicznych – nie potrafię ocenić AvP obiektywnie. Film jest tym, czego się spodziewałem i czego oczekiwałem, choć zapowiadał się jeszcze lepiej. Póki co powstrzymuję się od wystawienia oceny końcowej – film, na który tak długo czekałem, muszę obejrzeć jeszcze wiele razy i sprawdzić, jak wytrzyma próbę czasu – wtedy ukształtuje się moja właściwa ocena. A na dzień dzisiejszy i tak nota byłaby bardzo wysoka. Na koniec powiem tak: Alien vs. Predator to film, który albo spodoba się bardzo, pozostawiając dobre wrażenie, albo wzbudzi niesmak i naprędce zostanie uznany za pozycję zwyczajnie nieudaną czy wręcz za porażkę. Cieszę się jednak, że powyższą recenzją udało mi się zapewne zdenerwować te osoby, którym AvP nie podobał się zupełnie – już samym faktem, że mnie – zagorzałemu fanowi Obcego i poniekąd również Predatora – film podobał się niesamowicie. Ale pamiętajcie – ja też się denerwowałem, nawet nie wiecie, jak bardzo, gdy czytałem te wszystkie nieprzychylne i niezasłużone według mnie opinie. Takie życie. Aha – na pewno sporo osób, nie mogąc tyle czekać na polską (i nie tylko) premierę, chwyciło za średniej jakości divxa dostępnego w internecie. Powiadam Wam – AvP na dużym ekranie to zupełnie coś innego – piękna jakość obrazu i potężny dźwięk – całkowicie inne doznania. Niezadowoleni z filmu – nie skreślajcie go do końca, wybierzcie się do kina, może po takim seansie Wasze zdanie choć trochę zmieni się na lepsze.