NOWE HORYZONTY 2019. Plażowy haj, reż. Harmony Korine
Harmony Korine – ten gość od Spring Breakers. Międzynarodową sławę reżyser zyskał właśnie za sprawą kontrowersyjnego filmu z gwiazdkami Disneya (Seleną Gomez i Vanessą Hudgens) oraz Jamesem Franco w rolach głównych. Na kolejny zrealizowany przez Korine’a pełen metraż trzeba było czekać bite 7 lat. Dopiero w 2019 roku na ekrany amerykańskich, a za sprawą festiwalu Nowe Horyzonty również polskich, kin zawitał Plażowy haj.
Najnowszy film reżysera Spring Breakers jest na dobrą sprawę wszystkim tym, czym myślicie, że jest po zobaczeniu tytułu oraz przejrzeniu obsady, wśród której znaleźli się m.in. Matthew McConaughey, Snoop Dogg, Zac Efron i Jonah Hill. Nie trzeba nawet oglądać zwiastuna, żeby zorientować się jak mniej więcej będzie wyglądał Plażowy haj. I w żadnym wypadku nie jest to zarzut.
Centralną postacią w filmie Korine’a jest Moondog (Matthew McConaughey) – genialny, światowej sławy poeta, a zarazem utracjusz żyjący wystawnie (czyli w otoczeniu narkotyków i kobiet do towarzystwa) za pieniądze zamożnej żony. Styl bycia i filozofia głównego bohatera przerażają, a jednocześnie imponują. Moondoga w ogóle nie obchodzą pieniądze – służą mu one jedynie jako środek do zdobycia upragnionych używek, które zresztą często, ze względu na status geniusza, otrzymuje za darmo od swoich licznych, bajecznie bogatych znajomych. Prym w tym aspekcie wiedzie bezsprzecznie raper Lingerie, w którego wcielił się the one and only Snoop Dogg.
Raj na ziemi nie trwa jednak wiecznie. W pewnym momencie za sprawą niefortunnego incydentu Moondog zaczyna tracić grunt pod nogami i zmuszony jest do odbycia podróży, nazwijmy to inicjacyjnej. Seria przygód, którą w związku z tym przeżywa bohater, staje się dla Korine’a pretekstem do wprowadzenia na ekran całej plejady absurdalnych, niesamowicie barwnych postaci biorących udział w kolejnych, coraz bardziej szalonych scenach. Moondog na swojej drodze spotyka m.in. pilota chorego na jaskrę, który po wypaleniu odpowiedniej ilości marihuany zawsze doleci tam, gdzie trzeba, czarnoskórego miłośnika delfinów organizującego na swoim rozpadającym się kutrze wycieczki dla bogatych, białych turystów czy wreszcie notorycznie powracającego na odwyk podpalacza uwielbiającego chrześcijański metal. Napędzająca akcję wyobraźnia Korine’a zdaje się nie znać żadnych granic.
Wcielający się w Moondoga Matthew McConaughey jest w swojej roli tak naturalny, że łatwo przeoczyć jak naprawdę świetny jest to występ. Jego bohater to wbrew pozorom całkiem skomplikowana, niejednoznaczna postać. Z jednej strony – tak jak nazwała go w pewnym momencie filmu własna córka – kompletny dupek, którego życia obraca się jedynie wokół używek, dziwek i kolejnych hucznych imprez. Z drugiej jednak wrażliwy na piękno geniusz, który potrafi zatroszczyć się o najbliższych i okazać im uczucia kiedy tylko zajdzie taka potrzeba (vide sceny ze wspomnianą córką oraz żoną). Nie jest może osobą, która sprawi, że twoje życie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki stanie się nagle lepsze i bardziej wartościowe, ale poczęstuje cię na tyle dużą ilością narkotyków, że przestaniesz się nim przejmować (choćby na jakiś czas). McConaugheyowi udaje się przez cały film zachować kruchą równowagę pomiędzy dwiema stronami tej samej monety. Nigdy nie szarżuje i nie popada w pretensjonalność, dzięki czemu z odgrywanym przez niego bohaterem, pomimo jego licznych niedoskonałości, zaczynamy sympatyzować niemalże od pierwszej sceny filmu, w której to Moondog zaprzyjaźnia się z przypadkowo napotkanym małym kotkiem-albinosem.
Plażowy haj stoi, podobnie jak Spring Breakers, na bardzo wysokim poziomie audiowizualnym. Za zdjęcie odpowiadał w końcu nie byle kto, bo Benoît Debie – stały współpracownik Gaspara Noe. Floryda w jego obiektywie wygląda absolutnie obłędnie, wypełniona po brzegi drogimi jachtami, ogromnymi posiadłościami i luksusowymi samochodami. Muzycznie jest wcale nie gorzej. Wszystkie piosenki dobrane przez Korine’a brzmią świetnie i pasują do poszczególnych scen jak ulał. Najpiękniej prezentuje się pod tym względem fantastyczna sekwencja montażowa, której towarzyszy utwór Peggy Lee pt. „Is That All There Is”. Piosenka w ciekawy sposób koresponduje z filozofią wyznawaną przez bujającego się do jej rytmu na pustym molo Moondoga. Jeżeli to rzeczywiście jest wszystko, co istnieje, wszystko, co ten świat ma nam do zaoferowania, to może lepiej wrócić do tańca i niczym się na dłuższą metę nie przejmować?
Jest coś fascynującego, inspirującego w tej prostej, ale nie prostackiej postawie życiowej. Promujący ją Moondog wcale nie wychodzi na tym źle, choć wielokrotnie mogłoby się wydawać, że skończy marnie w więzieniu czy osamotnieniu. Warto więc może wziąć z bohatera, choćby w małym stopniu (no bo jednak bez przesady), przykład i nie traktować wszystkiego nazbyt serio. Myślę, że to właśnie stara się nam przekazać Harmony Korine. I nie wiem jak wy, ale ja popieram go w stu procentach.