search
REKLAMA
Recenzje

NAPAD. Olaf Lubaszenko i sokół [RECENZJA]

Odkopany z przeszłości kina Olaf Lubaszenko wygląda i brzmi niemal tak świetnie jak sam mistrz Peter Falk w roli porucznika Columbo.

Odys Korczyński

17 października 2024

REKLAMA

Odkopany z przeszłości kina Olaf Lubaszenko wygląda i brzmi niemal tak świetnie jak sam mistrz Peter Falk w roli porucznika Columbo. To dobrze, że wrócił, bo takiej postaci z pogranicza wszelkiej filmowo-pozytywnej moralności, łączącej świat PRL z tym dzisiejszym, gremialnie uznanym za lepszy, brakowało w naszym kinie kryminalnym. Dostępny na Netfliksie Napad Michała Gazdy jest próbą wzbicia się na poziom filmów Scorsesego czy też Fincherowskiego mrocznego kryminału. Od razu to powiem, żeby była jasność – nie udało się. Gdyby nie duet Olaf Lubaszenko–Jędrzej Hycnar, ten narracyjny chaos w prezentowaniu widzowi nieco przesuniętej w czasie rekonstrukcji napadu na Kredyt Bank w Warszawie byłby, przynajmniej dla mnie, nie do polecenia. A przecież po Znachorze, który wbił mnie w fotel, oczekiwałem naprawdę WIELKIEGO kina.

Niestety żaden reżyser nie ma magicznej recepty na kręcenie hitu po hicie. Najwyższa ocena, jaką mogę Napadowi przyznać, to 5,5, ale to i tak nieźle i nikomu nie mam zamiaru odradzać seansu. Dobrze, że nie jest to wierna rekonstrukcja napadu z 2001 roku, nie tylko, jeśli chodzi o przesunięcie akcji do początku lat 90., ale i o wiele wydarzeń dotyczących sprawców. Inspiracja jest jednak wyraźna, więc od razu ostrzegam – lepiej nie czytać np. na Wikipedii opisu napadu na filię Kredyt Banku przy ulicy Żelaznej w Warszawie, bo wtedy emocje będą z pewnością mniejsze. Można poczytać po seansie, żeby porównać zakres zmian, a jest on naprawdę bardzo duży, zwłaszcza kiedy sprawa zmierza do finału. Głównym bohaterem jest Tadeusz Gadacz (Olaf Lubaszenko). Ci, którzy trochę wiedzą o humanistyce, od razu rozpoznają to podobieństwo imienia i nazwiska, ale tego akurat wam nie będę zdradzał. Zresztą filmowy policjant, były funkcjonariusz UB, wie zadziwiająco dużo (a może jednak nie) o naturze człowieka. I to jest w nim najciekawsze, że potrafi rozpoznać w ludziach nie tylko skłonność do zła, ale również zdjąć im maskę, żeby dostrzec zgniliznę. Gadacz jest w tym mistrzem, bo sam jest zgniły, zdeprawowany przez poprzedni ustrój, czego nowy, podobno już ten wolny i humanitarny, wcale nie chce naprawić, a wręcz potrzebuje wykorzystać. Ludzie się przecież nie zmienili – jeszcze w tych czasach po niedawnej transformacji. Wciąż tak samo na siebie donoszą, knują i malwersują publiczne pieniądze. Muszą jednak robić to o wiele bardziej skrycie i udawać, że nienawidzą PRL, komunistów i ubeków. Zachować swoje człowieczeństwo w tym burdelu moralnym to rzecz prawie niemożliwa – dobra zaś do analizy dla krakowskiego filozofa Tadeusza Gadacza. Tylko niektórym trzeba zerwać maski i ich skazać, jak np. Kacprowi Surmiakowi (Jędrzej Hycnar), którego wina jest zbyt rzucająca się w oczy, niezgodna z nowym wizerunkiem państwa po rewolucji ustrojowej. Nikt jednak nie patrzy, gdzie tkwi jej źródło. Albo go nie dostrzega, albo go ono nie obchodzi. Widzi je tylko z pozoru ten najgorszy, zdeprawowany na zawsze, zgniły od środka major Tadeusz Gadacz.

Tych dwoje – Lubaszenko jako były ubek i Hycnar w roli pogubionego mordercy, który zbytnio uwierzył, że po domu dziecka może jeszcze zbudować normalną rodzinę, to największe atuty Napadu. No może prócz cukierkowo-tragicznego zakończenia z puzzlem, co miało wycisnąć trochę łez z widzów, ale na mnie podziałało wręcz odwrotnie. Można jednak powiedzieć, że Lubaszenko i Hycnar ratują cały film, który w samej prezentacji śledztwa kuleje najbardziej. O muzyce nie wspomnę, bo to oczywiste. Polskie kino od dawna cierpi na brak dobrych kompozycji, które stawałyby się ponadczasowymi motywami. Postaci poboczne są bardzo sztuczne z mundurowym szefem policjantów, dumnie czytającym dane skradzionej taksówki na czele. Wiele wątków pojawia się i bezpowrotnie znika (Szwed). Postaci prokuratorki (Magdalena Boczarska) mogłoby w ogóle nie być. Wystarczyłby sam Mirosław Haniszewski w roli ministra z przeszłością ofiary. Może należałoby jednak zastanowić się nad przesunięciem akcji do czasów w XXI wieku. Byłoby łatwiej z szerszymi planami, a tak niekiedy otoczenie wygląda tak udawanie brudno, że kojarzy się z teatralną dekoracją. O ile mnie wzrok nie mylił, to jednak nowoczesnych okien z PCV nie udało się do końca zakamuflować.

Napad określiłbym zmarnowaną szansą na dobre kino kryminalne z domieszką eksploatacyjnej akcji. Reżysera zgubił jakiś dziwny formalizm, wciskanie hamulca w momentach, gdy mógł iść dalej, a jednocześnie forma narracji, w której podzielono akcję na dni, co łamało emocje i dezorientowało. Tak bym to widział jako widz. Poza tym scenarzystę zgubiła sentencjonalność, która niekiedy brzmiała tak łopatologicznie jak cytaty z Paulo Coelho. Gdyby nie intonacja Lubaszenki, niektóre jego kwestie brzmiałyby cośkolwiek kiczowato. No i ten nagły wtręt z Misia Barei o jedzeniu. Pan Sławek z Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz również się odnalazł. Można powiedzieć, że Napad okazał się strzałem w tarczę, lecz daleko od środka, zresztą podobnie jak próba obrabowania banku przez trójkę bohaterów, którzy – otwierając sejf – uświadomili sobie, że niewiele jest w nim do zrabowania. A może to moje oczekiwania po Znachorze były wobec Michała Gazdy zbyt wygórowane? Niemniej zamachnąć się na legendę Jerzego Hoffmana i wygrać, to rzecz niebywale genialna, więc mogę wybaczyć reżyserowi małą wpadkę z Napadem. Najlepsze wrażenie zrobił chyba na mnie metaforyczny sokół, który w tych złych czasach otrzymał wolność z rąk człowieka, który zdawał sobie sprawę, że sam nigdy jej nie zdobędzie.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA