MORDERSTWO NA KOŃCU ŚWIATA. Pokolenie X musi odejść [RECENZJA]
Pokolenie Z wkracza do świata kryminału ze swoim odmiennym postrzeganiem świata, siebie w nim, depresyjnym wyobcowaniem, ale i licznymi pasjami np. z zamiłowaniem do używania technologii, która w codziennym funkcjonowaniu zastępuje im przyjaciół, bo z tymi żywymi im wiecznie nie wychodzi. Morderstwo na końcu świata to osobliwy serial – z jednej strony czerpie z klasyki kryminału, a z drugiej przenosi go na zupełnie nowy poziom. Twórcy chcieli pokazać, jak bolesne jest starcie młodości z realnością, poprzez sensacyjną otoczkę, której strukturę widzieliśmy już wiele razy w kinie. Sztuką jest jednak taka odtwórczość, że widz odbierze ją jako interesującą właśnie dlatego, że odwołuje się do znanych, docenianych już w kulturze motywów. Morderstwo na końcu świata to „klasyka” warta uwagi, formalnie dość staromodna, a jednocześnie nie, społecznie zaangażowana w prezentację rzeczywistości, która do tej pory nie była łączona z kryminałem, bo młodsze pokolenie się nim najzwyczajniej nie interesowało. Pomogła technologia, blogi, Internet i nerdowskie podcasty.
Czy to kryminał, czy serial przygodowy? Początek sugeruje bardzo nowoczesne podejście twórców do gatunku. Na bohaterkę amatorsko interesującą się najbardziej wymyślnymi zbrodniami czeka zaproszenie na tajemnicze spotkanie. Miejsce jest oczywiście wyludnione, a organizatorem spotkania jest miliarder, który teoretycznie może wszystko, nawet sfingować własną śmierć. I tutaj przygoda się kończy, zapewniając widzowi doskonałe wprowadzenie dla zmysłów. Potem zaczyna się kryminalna intryga, zakropiona ciekawie wystylizowanym dreszczykiem. Kilka razy złapałem się na tym, że nie oglądam kryminału, lecz powoli rozwijający się na moich oczach horror. Nie wiedziałem tylko, czy będą potwory z zaświatów, czy w ich rolę wcielą się ludzie. Formalnie elementów nadprzyrodzonych brak, lecz bardzo nieformalnie, gdzieś podprogowo, wrażenie pozostaje takie, że oglądając odcinek po odcinku, wydaje się, że nagle fabuła gdzieś nieoczekiwanie skręci, żeby pokazać widzowi prawdziwą naturę i przyczynę zbrodni. I to największa zaleta filmu – umiejętność stworzenia atmosfery niepewności, żeby widz wciąż domyślał się jedynie, kto jest winny, kto morduje i czy jest to faktycznie człowiek.
Co zaś do tytułowego nawiązania do pokolenia X i zastępującego go pokolenia Z, to Morderstwo na końcu świata odważnie podchodzi do budowania charakterów postaci należących do tych dwóch jakże odmiennych generacji. Kryminał tonie w technologii, którą rozumieją i potrafią wykorzystać właśnie młodsi – w zakresie odkrycia mordercy, a i równoczesnego zbudowania swojego wizerunku jako prawdziwych nowożytnych detektywów, o wiele sprawniejszych niż policja. Darby Hart taka jest. Mało tego, jej wizerunek otoczony jest aurą lekkiej depresyjności, separacji od społeczeństwa, buntu oraz seksualnego nieokreślenia – chęci niedefiniowania siebie tak długo, jak tylko można, żeby ogarnąć rozumem rzeczywistość głębiej niż wszyscy ci, którzy już przybrali jakąś maskę do odgrywania śmiertelnie długiej roli w pogoni za życiowymi obowiązkami. Bohaterka otoczona jest przez wachlarz osobowości, również z jej pokolenia – osób wyseparowanych, genialnych, wyrachowanych w dążeniu do celu o wiele bardziej niż starsi, przynajmniej otwarcie. Samo zaś wprowadzenie w narrację kryminału sztucznej inteligencji świadczy o nowym podejściu do tematu. Ma ono szansę zainteresować właśnie to pokolenie widzów – Z – podczas gdy to starsze będzie nadal przywiązane do kryminału powolnego, chodzonego, analitycznego, bez fajerwerków, bez budowania napięcia na zasadzie wprowadzania innych gatunków filmowych i zjawisk społecznych, niekiedy nawet w formie manifestacyjnej. Starszemu pokoleniu w kryminałach wciąż będzie przeszkadzać rozmowa z robotami, komputerami, wirtualnymi asystentami w postaci hologramów, bo to elementy obce klasycznemu kryminałowi. Morderstwo na końcu świata wyciąga rękę do zupełnie innego typu publiki i robi to w sposób zapierający dech w piersiach.
Bohaterka, prócz tego, że pasywnie buntuje się przeciwko sformalizowanej rzeczywistości, w której żyje, swobodnie posługuje się techniką informatyczną – pali jointy, ale równocześnie hakuje bazy danych, traktuje swoje ciało jak notatnik swojej krnąbrności, a potrafi używać Internetu na poziomie tak zaawansowanym, że trudno sobie to wyobrazić przeciętnemu użytkownikowi. Cechuje ją pewnego rodzaju skrywana tanatofilia, a mimo tego Darby potrafi odkryć, jakie jest SSID sieci kamer oraz hasło, gdy ma do dyspozycji tylko inteligentną żarówkę LED. Taka jest nowoczesna młodość, niezorganizowana, zbuntowana, a jednak niekiedy genialna, o ile się przez ten geniusz i bunt nie wywróci. Pokolenie X więc, samo mając dzieci, musi oddać pałeczkę, zarówno w życiu, jak i w filmie. Morderstwo na końcu świata jest tego przykładem, jakże zręcznym, mądrym, bez stawiania na sztuczną afirmację inności, queerowości, niebinarności i wszelkiej innej atypowości, lecz zręcznie łącząc jej wielorakie formy z fabułą bez tandetnej manifestacyjności. I nawet liczne wstawki szukania w sieci, przeglądania plików, retrospekcje polegające na zgłębianiu przeszłości bohaterki, jak zostawała nerdką kryminologiczno-patologiczną nie nudzi. Jej amatorskie śledztwo ogląda się z wrażeniem, że jest ono profesjonalne, chociaż powinniśmy zdawać sobie sprawę, że pewne jego elementy zostały podkręcone i wyolbrzymione na potrzeby akcji i suspensu. A w tle całość fabuły wzbogaca tajemniczy miliarder (Clive Owen) oraz galeria osobliwych gości, w tym m.in. znana z Predators Alice Braga oraz z Tai-Pana Joan Chen.
Nie ma jednak idealnych seriali, a zwłaszcza tych kryminalnych, kiedy trzeba wyjaśnić sprawę w finale, a nie tylko zwodzić widza rosnącym napięciem. Tutaj wiadomo również, że Morderstwo na końcu świata jest produktem jednosezonowym, a kręcenie kolejnych zniszczyłoby magię tej opowieści i charyzmę postaci. Niemniej zakończenie nie jest już tak dobre, jak wstęp i rozwinięcie opowieści. Gdzieś gubi się inteligencja Darby, a ostatecznie długa droga przed nią, nim stanie się dojrzałą detektywką. Ma jednak spory bagaż zalet oraz z powodzeniem może być wzorcem dla nowego rodzaju postaci w kinie kryminalnym skierowanym do młodszego pokolenia widzów, tego nieraz uznawanego za dziwne, ułomne, niemal zdegenerowane, bez szans na dalsze życie, które rozumiane jest przez „Zetki” jako to, które obyć się bez pracy od 8 do 16 nie może. Dlatego niektórzy uciekają na „koniec świata”, nie tylko, żeby mordować, ale i szukać morderców.
Chciałbym, żeby ten serial zyskał popularność, lecz wiem, że to nie będzie możliwe. M.in. dlatego, że jeszcze ten typ narracji w kryminale się nie przyjął. Ten typ narracji oraz ten typ bohaterki, zbyt młodej, żeby mogła być traktowana jako wzorzec, inspiracja dla często starszych od niej widzów. Nasycenie fabuły technologią również nie pomaga, bo dla wielu ludzi wciąż tajemnicze są pojęcia sieci, szyfrowania, maski oraz zdalnego dostępu, nie mówiąc już o rozmawianiu z alternatywną inteligencją, jak ją określa w serialu miliarder Andy Ronson. Drzwi dla nowego gatunku kryminału z elementami SF zostały otwarte, a ten rodzaj kina będzie ewoluował, zmieniając także fantastykę naukową i dając jej możliwość dotarcia do szerszego grona odbiorców, które do tej pory kontestowało jej wartościowość intelektualną.