search
REKLAMA
Recenzje

LUDZIE POD SCHODAMI. Dlaczego Wes Craven nakręcił aż tak zły film

Odys Korczyński

6 marca 2018

REKLAMA

Wesowi Cravenowi można zarzucić wiele. Robił kino tanie, straszące tylko nastolatków, odarte z psychologicznej głębi, schematyczne, „godne” amerykańskiej publiki, ale wyłącznie tej jej części niewysmakowanej w dobrej kinematografii. Tak naprawdę dojrzał do prawdziwie wstrząsającego nerwami filmu dopiero w 2005 roku tytułem Red Eye z Rachel McAdams i Cillianem Murphym. W tym sensie mnie zawiódł, bo po tak wykształconym człowieku, a zwłaszcza filozofie, spodziewałbym się większej odwagi w kontrowersyjnym przerażaniu widza. A może po prostu we wcześniejszych produkcjach ukrywał pewne inteligentniejsze motywy zbyt głęboko i nie umiał ich kunsztem reżyserskim wydobyć.

To, co jednak dobrego zdziałał, to gdzieś w tych swoich do bólu przewidywalnych slasherach zawsze starał się skonfrontować naiwną młodość człowieka z ideą ślepego zła, które omamia pragnieniem niekończącej się zemsty. To wiwisekcyjne podejście miało swoje źródło w sytuacji polityczno-społecznej USA w czasach, gdy Craven uczył się, jak przekazywać grozę językiem filmu, czyli w latach 60. i 70. Wietnam, rasizm i upadek ideologii hippisowskiej pozostawiły na społeczności amerykańskiej do dzisiaj widoczne ślady. Stąd u Cravena ta nierówna walka młodych ludzi z bezmyślnym okrucieństwem, z którym nie będą umieli wygrać, a jeśli nawet, to zostaną nim naznaczeni aż do śmierci, jak bydło gorącym żelazem.

W filmie Ludzie pod schodami także pojawiają się wątki nierównej walki mieszkańców biednych dzielnic z deweloperami. W tym przypadku jest to czarna społeczność zamieszkująca rozpadające się bloki socjalne w dzielnicy, gdzie stoi dom Mamuśki i Tatuśka. Craven nie stroni od pokazania, że wśród mieszkańców znajduje się sporo patologii, co może być interpretowane jako uzasadnienie zasadności eksmisji, a czasem nawet rasizmu wobec upośledzonych społecznie grup ludności. Ostatecznie jednak zwycięża szeroko pojęte społeczne dobro, a szczęśliwi mieszkańcy jednoczą się i świętują na ulicy. Innych, głębszych rozważań ideologicznych w filmie nikt nie prowadzi. Chodzi tylko o to, żeby pokazać klasyczną drogę amerykańskiego dorobkiewicza, czyli od zera do bohatera.

I tak główny bohater filmu, Fool (Brandon Quintin Adams), jest czarnym dzieckiem z bardzo biednej rodziny. Matka potrzebuje operacji, rodzina nie ma na czynsz, a warunki mieszkaniowe są przerażające. Gdy więc pojawia się okazja do skoku na tajemniczy dom, gdzie podobno znajduje się ukryty skarb i dodatkowo mieszkają znienawidzeni właściciele budynków w slumsach, Fool jest pewien, co ma robić. Tę motywację uzasadniającą łamanie prawa przez zmuszone do przedwczesnej dojrzałości dziecko znamy z setek filmów zza oceanu. Nic tu poza oklepanym szablonem się nie wydarzy. Będzie sporo strzelania, trupów, mięsa, koszmarnej muzyki ilustracyjnej, niekonsekwencji w postaci np. kurzu, chociaż w domu niby ktoś mieszka, słabych efektów specjalnych w trakcie bezpośrednich starć między bohaterami, skrótowego montażu i śmiesznego podskakiwania tatuśka za każdym razem, gdy nie uda mu się rozbebeszyć znienawidzonego intruza.

Wracając do pytania, dlaczego Wes Craven zrobił aż tak zły film, mając do dyspozycji całkiem niezłych aktorów. Nie mam tu na myśli tylko właścicieli domu, ale np. Seana Whalena w roli Roacha, jedynego dziecka, które uciekło z piwnicy i żyło między ścianami. Moim zdaniem reżyser nazbyt zasugerował się Miasteczkiem Twin Peaks, a dokładnie małżeństwem Hurleyów. Może też niepotrzebnie aż tak przesunął psychopatyczny akcent z Mamuśki na Tatuśka. Na dodatek zrobił to z wyraźnym przymrużeniem oka, jakby obawiał się niewątpliwej mocy aktorskiej, którą posiada Everett McGill w odtwarzaniu sadystycznych osobowości. To okazało się zgubne. Nie ma co jednak konkurować z Davidem Lynchem w tworzeniu kampowych światów, bo wychodzi z tego chłam, z którego pamięta się tylko gościa w stroju do zabaw BDSM.

korekta: Kornelia Farynowska

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA