LONDON TOWN. Punk ku pokrzepieniu serc
Brytyjskich filmów o punk rocku nigdy za wiele – oto jedna z zasad, która przyświeca mi jako kinomanowi, dlatego do seansu London Town podszedłem ze sporymi oczekiwaniami. Film Derricka Bortego to produkcja z pogranicza dramatu społecznego i historii o dorastaniu, dla której punk rock jest nie tylko tłem, ale – pośrednio – także katalizatorem narracji.
W filmach hołdujących danemu gatunkowi, zjawisku czy nawet konkretnemu zespołowi muzycznemu centralnym punktem historii najczęściej jest oczywiście muzyka, ale w dziełach takich jak London Town równie ważny – jeśli nie ważniejszy – jest kontekst społeczny. Ma to ogromne znaczenie zwłaszcza dla nurtu punk rocka, który przecież wyrósł z obywatelskiego niezadowolenia z obowiązującego porządku politycznego, ekonomicznego i społecznego właśnie. Z tego powodu London Town sięga po perspektywę nastolatka zmagającego się z rodzinnymi i finansowymi problemami, który w najtrudniejszych momentach odnajduje część siebie w tekstach Joego Strummera z The Clash, legendarnej punkowej ekipy z Londynu. W wyniku wyjątkowo niefortunnego splotu wydarzeń piętnastoletni Shay (zdolny Daniel Huttlestone, znany z Nędzników i Tajemnic lasu) musi zaopiekować się młodszą siostrą, przejąć zarządzanie sklepem ojca, a dodatkowo nauczyć się prowadzić taksówkę, by uniknąć eksmisji z zadłużonego mieszkania.
Borte poświęca zdecydowanie więcej miejsca i uwagi zmaganiom Shaya niż samemu punk rockowi, ale buntownicze dźwięki The Clash nie milkną niemal ani na chwilę. Dzięki temu London Town może spodobać się zarówno fanom dramatów z nurtu realizmu społecznego à la Mike Leigh czy Ken Loach, jak i tym, którzy na dźwięk szarpania gitarowych strun miarowo machają grzywą. Film Bortego dla wielu widzów będzie niczym spełnienie nastoletniego marzenia o tym, by poznać i zakumplować się z ulubionym wokalistą – w taki właśnie sposób w fabułę London Town wpleciona została postać Joego Strummera, który z jednej strony jest ojcem chrzestnym punka, z drugiej jednak okazuje się zwykłym śmiertelnikiem, którego stać na przyznanie się do błędu czy pomoc zagubionemu nastolatkowi. Nie zabrakło oczywiście nieodzownego dla filmowych biografii idealizowania legendy – Strummer jawi się tu jako szlachetny rewolucjonista, który pojawia się na horyzoncie zawsze wtedy, gdy Shayowi potrzebne jest wsparcie. Ma to swój urok – London Town nie oferuje nam kolejnej przygnębiającej wizji muzyka, który przegrywa starcie z własnymi słabościami, lecz jest nośnikiem dobrej energii i nadziei.
W odróżnieniu od niedawnego Sing Street, w którym muzyka staje się centralnym punktem życia młodego bohatera, London Town wykorzystuje rockowe dźwięki do zmieniania tempa narracji, ale pozostawia je na obrzeżach głównego nurtu wydarzeń. Punk odmienia życie Shaya, daje mu odwagę do działania, ale nastolatek tylko własnemu zdecydowaniu i pomysłowości zawdzięcza pozytywne zakończenie swych problemów. Tak, zaserwowałem wam niezły spojler, ale chyba nie spodziewaliście się, że w tej pokrzepiającej serce historii, w której legendarny punkowy wokalista jest szlachetny niczym harcerz, zabraknie miejsca na pozytywne zakończenie? W London Town znajdziecie zresztą wszystko to, co w historii o dojrzewaniu znaleźć się powinno: pierwszą miłość, konfrontację z prześladowcą, bunt i niesamowitą pasję. Właśnie dlatego film Bortego ogląda się przyjemnie – choć składa się z doskonale (być może aż za dobrze) znanych elementów, łączy je w płynny i łatwo przyswajalny sposób, zachowując wysoką jakość między innymi dzięki świetnej obsadzie (Jonathan Rhys Meyers w roli Strummera, Dougray Scott i Natascha McElhone jako rodzice Shaya) i zdjęciom Polaka Huberta Taczanowskiego.
London Town bez wątpienia nie wejdzie do kanonu filmów o muzyce – wiedzieli o tym już pewnie sami twórcy, którzy wydali ten tytuł w bardzo ograniczonej dystrybucji kinowej, w większości krajów kierując go na rynek DVD/VOD. Warto jednak sięgnąć po tę pozycję, by przekonać się, że punk rock brzmi dobrze nie tylko w buntowniczo-anarchistycznych biografiach legend tego gatunku, ale także w klasycznym dramacie obyczajowym ku pokrzepieniu serc.
korekta: Kornelia Farynowska