search
REKLAMA
Recenzje

LEFT-HANDED GIRL. Matki i córki w Tajpej [RECENZJA]

Przywodzi na myśl cały szereg festiwalowych filmów o trudach codzienności w dużym mieście. Tych dobrych, miłych i kojących.

Łukasz Homziuk

26 lipca 2025

REKLAMA

Left-Handed Girl najłatwiej sprzedać nazwiskiem Seana Bakera (pełni tu funkcję współscenarzysty i montażysty), ale nie oddaje to sprawiedliwości reżyserce filmu Shih-Ching Tsou. W swoim samodzielnym debiucie stała współpracowniczka amerykańskiego autora mówi własnym głosem.

Nie oznacza to, że forma i tematyka jej filmu są szczególnie nowatorskie. Left-Handed Girl przywodzi na myśl cały szereg festiwalowych filmów o trudach codzienności w dużym mieście. Tych dobrych, miłych i kojących. Kojarzy mi się na przykład z zeszłorocznymi Wszystkimi odcieniami światła. Tak jak w lirycznym dziele Payal Kapadii, tak i tu bohaterki gubią się i odnajdują w szczelinach nocy dzięki wzajemnej (choć trudnej) miłości, a reżyserka opowiada o ich historiach z podobną mieszanką delikatności i humoru. Filmowi Tsou blisko też choćby do produkcji Hirokazu Koreedy, z którymi łączy go pokrewny rodzaj czułości wobec postaci i zainteresowanie niekonwencjonalnymi szczegółami rodzinnego życia.

Na tle neonowego, niespokojnego, choć bezpiecznego Tajpej rozgrywają się losy Shu-Fen (Janet Tsai) i jej córek I-Ann (Shih-Yuan Ma) oraz I-Jing (Nina Ye). Niezamożna familia wraca po latach do tajwańskiej metropolii i próbuje się ustatkować, ale cały czas ma pod górkę. O powszednich zmaganiach z kapitalistyczną rzeczywistością Tsou opowiada, portretując osobne mikroświaty trzech pokoleń bohaterek. Shu-Fen ciągle jest zabiegana i zmęczona, haruje jak może, próbując rozkręcić własne stoisko z kluskami na nocnym targu, a w krótkich wolnych chwilach szuka miłości. Pocieszenia w innych ludziach wypatruje też I-Ann, krnąbrna, sprytna i czuła dziewczyna w wieku studenckim, która mogłaby mierzyć wysoko, ale życie nie jest dla niej zbyt łaskawe, więc pracuje w podejrzanym sklepiku u podejrzanego właściciela. Najwięcej frajdy sprawia zaś towarzyszenie w odkrywaniu miasta tytułowej bohaterce, czyli uroczej, kilkuletniej I-Jing, o której powiedzieć, że jest rezolutna, to nic nie powiedzieć.

Widzimy na ekranie trzy bohaterki i trzy zupełnie odmienne, współistniejące doświadczenia świata uchwycone przez reżyserkę: pragmatyczną rzeczywistość ekonomicznych powinności Shu-Fen, mikrokosmos silnych poruszeń serca charakterystyczny dla wieku I-Ann oraz lekko bajkowe spojrzenie I-Jing, która dopiero uczy się nawigowania w świecie i panujących w nim reguł, a cały jej światopogląd może wywrócić do góry nogami jedna uwaga o leworęczności jako diabelskim konstrukcie. Każdą z tych perspektyw Tsou portretuje z szacunkiem i traktuje równie poważnie, najwięcej czasu poświęcając eksplorowaniu Tajpej przez tytułową dziewczynkę. W ten sposób ustanawia ciepły klimat filmu, od czasu do czasu lekko ochładzając go niepokojami starszych bohaterek.

Jak na film, który dojrzewał w głowie autorki od ćwierć wieku, Left-Handed Girl pozostaje zaskakująco świeże. Spora część scen wydaje się wręcz niezaplanowana i chaotyczna, oddając tym samym rytm codziennego życia, w którym przypadki burzą plany naiwnych, skrzętnie skrywane tajemnice wychodzą na jaw w najmniej oczekiwanych momentach, a to, co najważniejsze, często ukrywa się w niepozornych przestojach w ciągłej bieganinie. Rodzinne dla reżyserki Tajpej jest tu kluczowym świadkiem wydarzeń, a jego przestrzenie takie jak nocny targ, sklepy z zabawkami czy pokonywane skuterem rozświetlone, tętniące życiem ulice wyznaczają bohaterkom horyzont ich życia. Szczególnie chętnie filmowanym przez Tsou elementem powszedniości jest jedzenie, które na ekranie wygląda tak apetycznie, że prawie można poczuć jego zapach.

Left-Handed Girl jest filmem dosyć niepozornym i w gruncie rzeczy przewidywalnym. Nie wyważa żadnych drzwi i nie poraża, raczej wprowadza w przyjemny, błogi nastrój. Może nieco zbyt wygładza i upraszcza niektóre wątki, ale broni się czułością, z jaką portretuje bohaterki i miasto. Opowiada o tym, co znaczy być matką i córką; o funkcjonowaniu jednostek i przyjmowaniu przez nie odpowiednich ról w obrębie wielopokoleniowej rodziny. Przede wszystkim zaś pozwala doświadczyć tajwańskiej codzienności wraz z bohaterkami, którym nie sposób nie kibicować. To kino prawdziwie komfortowe, które nie boi się spojrzeć w stronę nieprzyjemności, ale przeważnie porusza się jednak po bezpiecznych obszarach.

Łukasz Homziuk

Łukasz Homziuk

Student wrocławskiego kulturoznawstwa, laureat konkursu krytycznofilmowego Krytyk Pisze (2022). Da radę obejrzeć wszystko, choć zwykle woli arthouse od Marvela.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA