KNUTBY: MÓDL SIĘ, SŁUCHAJ I ZABIJAJ. Życie w sekcie
Współczesna dokumentalistyka zapewnia widzowi rozrywkę wręcz na poziomie filmów fabularnych. Dba się o scenariusz, formę wizualną, dokręca się wysokiej jakości tematyczne wstawki, które mają wytworzyć w umyśle odbiorcy uczucie, że są częścią opowieści, a nawet dzieli historię na odcinki. Taka jest produkcja Módl się, słuchaj i zabijaj. Wciąga jak kolejny serial o zbrodni dokonanej gdzieś w zimowej, skandynawskiej atmosferze, z tą jednak różnicą, że opowiada prawdę, grają w niej głównie prawdziwi aktorzy, łącznie z oskarżonymi i skazanymi. I chociaż z początku wydaje się, że z punktu widzenia dokumentalistyki zbrodnia w Knutby nie jest aż tak atrakcyjna, żeby zrobić z niej 6-odcinkowy serial, to jednak warto przeczekać pierwsze 2 godziny, żeby zrozumieć, że to, co wydarzyło się w zborze zielonoświątkowców w niewielkiej miejscowości nieopodal Uppsali, nadaje się na mroczny dramat sensacyjny. A poza tym dokument w reżyserii Henrika Georgssona (Most nad Sundem) przypomina nam, a może na nowo uczy, czym jest sekta religijna.
Historia zaczęła się około godziny piątej, 10 stycznia 2004 roku. Na 112 zadzwonił Daniel Linde z informacją, że został postrzelony przez nieznanego i zamaskowanego napastnika i potrzebuje pomocy. Nawet kiedy policja przyjechała na miejsce i rozpoczęła wstępne poszukiwania bandyty, nikt się nie spodziewał, że w domu obok znajduje się jeszcze jedna ofiara, tym razem martwa. Na imię miała Alexandra. Była żoną pastora Helge Fossmo, szefa lokalnej wspólnoty zielonoświątkowców. Bardzo szybko policja wzięła Helgego na celownik. Znalazła się również morderczyni (a nie morderca, jak wcześniej zakładano) – Sara Svensson – która przyznała się do zastrzelenia Alexandry. Jej mąż jednak nie został oczyszczony z zarzutów. Przed śledczymi coraz bardziej odsłaniała się patologiczna sytuacja panująca w zborze. Na podstawie licznych dowodów – smsy, zeznania, romans pastora itp. – zdecydowali się oskarżyć go o współudział i podżeganie do zabójstwa dwóch osób rękami Sary Svensson, osoby emocjonalnie zaburzonej, wcześniej usuniętej z wspólnoty religijnej, której wiara została wykorzystana do popełnienia zbrodni. Tak się zaczyna ta pełna zwrotów akcji opowieść.
Jej ponownym zbadaniem zajęła się dwójka dziennikarzy, Martin Johnson i Anton Berg, specjalizujący się w dziennikarstwie śledczym. Z ciekawą propozycją wyszedł nawet sam Helge Fossmo, oskarżony i skazany pastor. Korzystając z przerwy w odbywaniu kary, zgodził się wziąć udział w produkcji dokumentu oraz opowiedzieć, jak było naprawdę, czego nie mógł zrobić przed laty m.in. ze względu na różne zaszłości rodzinne. Czy więc od kilkunastu lat siedział w więzieniu z własnej woli, mimo że mógł się od samego początku obronić? Żeby odpowiedzieć na te pytania, trzeba dotrwać do końca dokumentu. Hipoteza postawiona w ostatnich minutach powoduje, że na sprawę morderstwa Alexandry patrzymy zupełnie inaczej niż po seansie pierwszego odcinka filmu. Na definicję tzw. sekciarstwa również.
Na serial składają się obszerne rozmowy przeprowadzone zarówno z członkami zboru jak i skazanymi oraz materiały archiwalne w postaci wywiadów, relacji dziennikarskich, fragmentów programów informacyjnych itp. Dziennikarze śledczy mieli na czym pracować. Co ciekawe głównemu skazanemu (Helgemu) niezwykle zależało na opowiedzeniu swojej wersji. To on pchnął niezależne śledztwo na nowe tory, niezależnie od tego, czy zajechać nimi można było do jakiegoś sensownego celu. W szwedzkim społeczeństwie sprawa zabójstwa w Knutby jest wciąż żywa, nie tylko ze względu na sam akt mordu w, jak sądzili wszyscy, pokojowej społeczności, ale na skomplikowane wydarzenia, które do niego doprowadziły i wszystkim tym, co stało się w zielonoświątkowym zborze po śmierci Alexandry. Do zabójstwa doprowadziła przecież religia. Nie mogę napisać więcej, bo zepsułbym całą grę, którą widzowie powinni sami przeżyć.
Dodatkową zachętą dla wszystkich tych, którzy obawiają się dokumentalistyki, powinny być wizualizacje przestępstwa w postaci dopracowanych makiet, niemal jak scenerie dla filmów animowanych poklatkowo. Na dodatek twórcy zdecydowali się pokazać, jak wprowadzano na nich ostatnie poprawki, przygotowywano miejsca dla wywiadów i tym podobne kwestie techniczne. To wszystko pomaga widzowi oswoić się ze sposobem narracji twórców oraz ze skomplikowaną intrygą, która zrodziła się w fanatycznych umysłach zielonoświątkowców.
Módl się, słuchaj, i zabijaj opowiada przede wszystkim nie o zbrodni morderstwa, lecz o motywacji morderców. A zaręczam wam, w przypadku sprawy Knutby było ich wielu, łącznie z samym Jezusem. Dla racjonalnego i laickiego społeczeństwa Szwedów, to kolejny przyczynek do dyskusji, że należy bacznie przyglądać się wszelkim zamkniętym, protestanckim wspólnotom religijnym, gdyż są one zalążkami patologii. Wynika ona głównie z przedkładania wyobrażonego prawa boskiego nad ludzkim prawem stanowionym, oraz standardami traktowania człowieka jako części natury, której należy się szacunek, a nie rabunek. Jak mam nadzieję wiadomo coraz większej grupie ludzi, im bardziej szanujemy życie natury, to zupełnie odmienne od ludzkiego, tym więcej okazujemy naszemu gatunkowi zrozumienia. Sytuacja odwrotna zawsze prowadzi do etycznego wyuzdania i śmierci. Sądzę, że sprawa morderstwa w Knutby okazała się (w Szwecji) dobrym początkiem do dyskusji na temat naszego miejsca na ziemi, jak również religijnej indoktrynacji. Ale czy w Polsce te zamiary reżysera i dziennikarzy śledczych ze Sztokholmu znajdą odpowiedni grunt? Mam nadzieję, gdyż coraz częściej widać, że polscy purpuraci zachowują się dokładnie tak jak Åsa.