search
REKLAMA
Recenzje

KŁAMSTEWKO. Między językami

Tomasz Raczkowski

4 lutego 2020

REKLAMA

Czasem już po pierwszych sekundach wiadomo, że film będzie dobry. Tak jest właśnie w przypadku Kłamstewka Lulu Wang, które przekonało mnie do siebie już początkową planszą, informującą, że film powstał „na podstawie prawdziwego kłamstwa”. To proste i dwuznaczne zdanie sprawdza się znakomicie jako ustawienie odbioru całej historii, na samym starcie sygnalizując, z czym będziemy mieć do czynienia – z kinem prostym, ale równocześnie skrzącym się od intrygujących subtelności, niejednoznaczności i ironizującego humoru. Wielowymiarowość jest nieodłącznie wpisana w charakter filmu Wang, skonstruowanego wokół napięć pomiędzy odmiennymi systemami etycznymi, nieprzystającymi tożsamościami oraz zagubienia na pograniczu dwóch kultur.

Zapowiedziane na początku „prawdziwe kłamstwo” to intryga pewnej chińskiej rodziny, która postanawia zataić przed mieszkającą Changchun Nai Nai (czyli Babcią), że jest śmiertelnie chora. Aby pożegnać się z ukochaną nestorką rodu, jej dzieci aranżują w Changchun fikcyjny ślub Hao Hao – jednego z wnuków Nai Nai – z jego japońską dziewczyną. Pod pretekstem uczestnictwa w weselu do Chin zjeżdża się cała rodzina, na co dzień rozproszona pomiędzy Chinami, Japonią i USA. Z całego przedsięwzięcia pożegnalnego wyłączona zostaje główna bohaterka filmu, Billi, mieszkająca od wczesnego dzieciństwa w Nowym Jorku aspirująca artystka. Czarna owca przypadkowo odkrywa mistyfikację i wbrew zakazowi podąża za rodzicami do Chin, by uczestniczyć w pożegnaniu ukochanej Babci.

W Kłamstewku równolegle rozgrywają się więc dwa dramaty. Pierwszy z nich to rodzinna opowieść o mierzeniu się ze śmiercią bliskiej osoby, zyskująca niespodziewany ładunek tragikomiczny za sprawą tytułowego kłamstewka. Osobnym problemem są zaś zmagania głównej bohaterki z poczuciem wykorzenienia i osamotnienia w całej sytuacji. Z jej punktu widzenia zatajenie prawdy przed umierającym – całkowicie normalne w Chinach – jest kulturowym szokiem, wzmagającym poczucie rozdarcia tożsamości pomiędzy chińskimi korzeniami a amerykańskim stylem życia. Obydwie sytuacje nakładają się i tworzą słodko-gorzki, subiektywny portret zawieszenia pomiędzy dwoma światami i kulturowej alienacji. Bez moralizatorstwa i zadęcia, ale z należytym wyczuciem Lulu Wang prowadzi tę rozemocjonowaną całość do wcale nieoczywistych konkluzji.

Wang proponuje jeden z najciekawszych w ostatnich latach obrazów transkulturowego rozdwojenia, coraz powszechniejszego wśród rosnącego grona migrantów na całym świecie. W Kłamstewku obserwujemy prawdziwą symfonię rozdźwięków i niedopasowania, począwszy od tarć w relacjach rodzinnych, przez kontrastujące perspektywy etyczne, aż po językową niekompatybilność bohaterów. W tej rodzinnej miniwieży Babel uniwersalny nie jest ani chiński, ani angielski, co dodatkowo podkreśla tożsamościowe rozdarcie głównej protagonistki, a także, w mniejszym nieco stopniu, reszty jej rodziny. Najważniejsze rozterki rozgrywają się gdzieś między współbrzmiącymi językami, między wypowiadanymi słowami, w sferze wątpliwości i (celowego lub nie) przekłamania. Dzięki temu obyczajowa historia zyskuje drugie dno, wnikając głęboko w skomplikowaną tkankę świata migracji, mieszania się kultur i sprowadzonej do jednostkowych doświadczeń globalizacji. Przekuwając na kinową opowieść własne doświadczenia, reżyserka nadaje intymnej opowieści uniwersalizujący rys, komunikatywny niezależnie od geograficznego kontekstu.

Film nie byłby jednak tak porywający bez będącej jego sercem głównej bohaterki. Billi, dzięki genialnej roli Awkwafiny, łączy autentyczność i skrywającą się pod pozorną prostotą głębię. Dziewczyna odczuwa rodzaj alienacji i w Stanach (gdzie zmaga się z trudami życia uzależnionej od decyzji grantowych prekariuszki) i w Chinach (gdzie nie włada nawet biegle językiem) i na łonie własnej rodziny, która wypycha ją na obrzeża. To postać, z której bije niepewność, ale równocześnie silna i sprawcza – rodzinną czarną owcą jest przecież głównie ze względu na swój upór i indywidualizm, co stawia ją w poprzek do wyznawanego przez rodziców fetyszu krewniaczej wspólnoty, a w głównym wątku czyni tykającą (emocjonalną) bombą, zagrażającą misternemu status quo. Postać Billi kumuluje więc i dopełnia ambiwalencji filmu, którego charakter determinuje ścieranie się różnych systemów wartości i nierzadko sprzecznych emocji – jak w soczewce, Awkwafina skupia w swojej kreacji egzystencjalny dramat oraz pozytywną energię, niepozwalającą Kłamstewku osuwać się ani w rejony ckliwe, ani posępne.

Ta otwartość nastroju, subtelne kreowanie emocjonalnego napięcia i niemal niezauważalne podprowadzanie momentów kulminacyjnych są wyznacznikiem oryginalnego stylu Lulu Wang. Reżyserka wnosi do dramatu zorientowanego na relację jednostki z rodziną nową jakość. Proponowana przez nią tragikomiczna wrażliwość na niepozorne momenty napięć między bohaterami pozwala przenieść pozornie zwyczajną opowieść na poziom głębokiej kulturowej i psychologicznej refleksji. Balansując nieustannie na pograniczu śmiertelnej powagi i niewymuszonego humoru, reżyserka tworzy wyrazisty tygiel estetyczny, w którym sprzeczności łączą się w nierozerwalną całość. Jeden ruch kamery – bardziej posuwisty lub gwałtownie rozmazujący obraz – potrafi w mgnieniu oka przeprowadzić nas z lirycznego dramatu do klasycznej komedii sytuacyjnej, po kilku chwilach stapiając te oblicza w niepowtarzalny komediodramat. Emocje zlewają się tu podobnie jak kulturowe konteksty, tworząc coś na kształt krzywego lustra pogmatwanej współczesności.

Kłamstewko to film niepozorny, lecz wyrazisty. Wang z wdziękiem łączy sprzeczności, przeplata kulturowe perspektywy i tworzy historię przyciągającą prostolinijną energią. Bez szkody dla powagi podejmowanej problematyki z każdej niemal sceny udaje się jej wydobyć akcenty humorystyczne, nadające całości pozytywnego wydźwięku. Łzy żalu i śmiechu mieszają się tu nieustannie, przypominając, jak chaotycznie rozedrgane potrafi być życie. Najważniejsze jednak, że ani na chwilę nie gubi się u Wang fundamentalna prostota wyrazu, bezpretensjonalność, nadająca Kłamstewku niepowtarzalnego wdzięku. Dzięki temu spójnemu spięciu wielości nierzadko odległych od siebie elementów w zaskakująco przyziemną całość film Wang oddziałuje bardzo bezpośrednio i z dużą siłą. W połączeniu z charyzmatyczną rolą Awkwafiny, wspieranej rzetelnie przez resztę obsady, daje to niespodziewanie elektryzujące efekty – wbrew niepozornemu zarysowi Kłamstewko to naprawdę poważny gracz w panoramie światowego kina, manifestujący wyraziste artystyczne tożsamości reżyserki i głównej aktorki, a co więcej, udanie eksperymentujący z konwencją portretowania współczesności, podchodząc do niej z perspektywy jej niedookreślenia. To więcej niż interesująca próba i zwyczajnie znakomity film.

Avatar

Tomasz Raczkowski

Antropolog, krytyk, entuzjasta kina społecznego, brytyjskiego humoru i horrorów. W wolnych chwilach namawia znajomych do oglądania siedmiogodzinnych filmów o węgierskiej wsi.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA