KISS KISS BANG BANG. 15 lat od premiery
Lockharta gra Downey, Perry’ego Val Kilmer – i jest to duet marzeń. Podczas gdy jeden z nich jest totalnym pechowcem, który szybciej działa, niż myśli, drugi charakteryzuje się elegancją, opanowaniem i znajomością swego fachu. Słyszana z offu żartobliwa, choć nieuporządkowana narracja Lockharta ma przebłyski geniuszu, ale zostaje zepchnięta w cień przez genialne riposty jego partnera, rzadko kiedy ujawniającego rysy na swym doskonałym wizerunku. I Gejowi Perry zdarzają się wpadki – np. gdy chcąc ratować tonącą dziewczynę, omyłkowo trafia ją kulą w głowę – ale nawet wtedy Harry przebija go, sikając na zwłoki, które ktoś podrzucił do jego apartamentu. Te kompromitacje decydują o komediowym charakterze filmu, potrafiącego nawet momenty przewagi bohaterów zamienić w dowody ich ogromnego pecha lub niekompetencji. Grając w rosyjską ruletkę warto najpierw podszkolić się z matematyki, Harry. Widać, że obaj aktorzy nie tylko doskonale czują przyjętą konwencję, ale mają również ogromne pokłady dystansu do swoich bohaterów.
Pośród licznych zwrotów akcji, niekończących się kłótni między głównymi bohaterami oraz pulpowej wrażliwości (bądź niewrażliwości) materiału debiutujący reżyser nie gubi z oczu tego, na czym zależy mu być może najbardziej – obrazu Los Angeles jako miejsca, gdzie marzenia tylko pozornie się spełniają; gdzie nic nie jest tym, czym się wydaje. Nawet Harry okazuje się tylko wabikiem na grubszą rybę, gdyż jego rzekomy angaż jest w rzeczywistości sposobem, aby Colin Farrell zszedł trochę ze swojej gaży. Fikcja wydaje się tu dyktować warunki, stanowi cel i sposób do jego osiągnięcia. Jednocześnie jest to kłamstwo, którego konsekwencje są często tragiczne.
Podobne wpisy
Już w pierwszej, pozornie idyllicznej, scenie filmu, jeszcze z dala od blichtru Los Angeles, Black wykłada temat filmu czarno na białym – wykonywany przez młodego iluzjonistę trik nie idzie zgodnie z planem i wygląda na to, że mała dziewczynka zaraz zostanie przecięta na pół, gdy w rzeczywistości wywołana przez nią panika jest na pokaz. „Zostanę aktorką” – to jej wytłumaczenie całej sytuacji, a słysząc je, ojciec podnosi na córeczkę rękę. Cięcie. Tragedia obraca się w żart, ale na tym nie koniec, gdyż puentą jest zapowiedź przemocy, na dodatek skierowana w kierunku dziecka (nie pierwszy i nie ostatni raz w twórczości Blacka). Tej nie widzimy naocznie, choć reżyser nie pozostawia nam złudzeń, że jest ona prawdziwsza od kariery, którą wymarzyła sobie mała Harmony, trzecia główna postać filmu. Co więcej, grana przez znakomitą, wtedy zupełnie nieznaną, 29-letnią Michelle Monaghan bohaterka jest kluczową postacią tej historii.
Harmony, przyjaciółka Harry’ego ze szkolnych lat, obecnie szukająca szczęścia w Hollywood aktorka, jest uosobieniem wielkich, niespełnionych nadziei, ofiarą snu o karierze, godzącą się na zasady gry, które rządzą tym miejscem. „Była typową dziewczyną z L.A., czyli nie pochodziła stamtąd”, słyszymy z offu głos Harry’ego, a trochę później bez ironii nazywa on aspirujące aktorki/piosenkarki/modelki „wybrakowanymi towarami z ciężkim dzieciństwem”. Tyczy się to również Harmony, która nie lubi, gdy maca się jej piersi, kiedy śpi, choć ostatecznie twierdzi, że to nic takiego. Która stanie przed telewizyjną kamerą, próbując się jak najlepiej zaprezentować, mimo że chwilę wcześniej doprowadziła do wypadku aktora w kostiumie robota. Ona sama wie, że ma termin ważności, patrząc z politowaniem na wszystkie 35-latki, które myślą, że jeszcze coś osiągną. Póki ma 34 lata („I’m a baby”), może wszystko. W dzisiejszym społeczno-obyczajowym klimacie jej postać mogłaby niejednego widza zaboleć.