HEROSTRATUS. Kronika zapowiedzianej śmierci

Don Levy zrealizował tylko jeden pełnometrażowy film – trudny, dziwny i niedoskonały, lecz z całą pewnością zupełnie wyjątkowy i niepowtarzalny na tle kina nie tylko brytyjskiego, ale i światowego.
Młody poeta Max nie ma rodziny, dziewczyny ani pracy. Całe dnie spędza w obskurnym pokoiku, w którym jedynymi przedmiotami są książki, magnetofon szpulowy, łóżko i ścienne grafiki. W akcie spontanicznego szaleństwa chłopak demoluje klitkę za pomocą siekiery, a potem wyrusza w miasto. W końcu trafia do agencji reklamowej, gdzie – powodowany w równym stopniu nudą, co pragnieniem sławy – proponuje jej dyrektorowi Farsonowi następujący układ: w zamian za kilka tygodni życia w luksusie Max publicznie popełni samobójstwo, a agencja stworzy z jego śmierci wielkie wydarzenie medialne. Farson przyjmuje niecodzienną ofertę i zapoznaje Maxa ze swoją asystentką Clio, która ma towarzyszyć poecie w ostatnich dniach jego życia. Pod wpływem uczucia do dziewczyny Max zaczyna kwestionować swoje zobowiązania wobec Farsona i sabotuje nagranie telewizyjnego komunikatu, w którym miał poinformować opinię publiczną o swym planie. Farson wymaga od Maxa wypełnienia warunków kontraktu i namawia go do samobójstwa przed kamerami. Ale w dniu przewidzianym na ten akt wydarza się coś nieoczekiwanego.
Don Levy – australijski artysta, filmowiec, naukowiec, wykładowca na uniwersytecie Harvarda i dyplomowany doktor teoretycznej fizyki chemicznej (!) – wpadł na pomysł filmu jeszcze w 1962 roku. Za inspirację posłużyła mu historia o Herostratesie, obłąkanym szewcu z IV w. p.n.e., który pragnąc zdobyć wieczną sławę, podpalił jeden z siedmiu cudów starożytnego świata: Artemizjon (świątynię Artemidy) w Efezie. Za swój czyn Herostrates został stracony, specjalnym dekretem jego imię usunięto zaś ze wszystkich pisanych dokumentów. Na nic się to nie zdało, bo zgodnie z jego zamysłem pamięć o podpaleniu świątyni przetrwała, pisali o niej m.in. Chaucer, Cervantes, Sartre, Hašek i Lechoń, a dziś imię szewca jest synonimem kogoś, kto dla nieśmiertelności i rozgłosu zrobi absolutnie wszystko. Don Levy nie musiał wprawdzie uciekać się do zbrodni, ale jego droga do realizacji Herostratusa była długa, kręta i wyboista, bo początkowo nikt nie chciał sfinansować tak dziwacznego i ryzykownego przedsięwzięcia. Po latach zmagań reżyser ostatecznie dostał niewielki grant od British Film Institute (BFI), resztę dorzucili BBC i niezależni sponsorzy.
Proces gromadzenia funduszy i pracy nad filmem trwał w sumie okołu sześciu lat. Przesłuchania do głównych ról miały charakter swobodnej improwizacji; Levy zdecydował się na Michaela Gotharda (Max), Gabriellę Licudi (Clio) i Petera Stephensa (Farson), w epizodzie pojawiła się także Helen Mirren (dziewczyna w reklamie gumowych rękawic). Co ciekawe, aktorzy nigdy nie dostali swoich kopii scenariusza, bo Levy’emu zależało na określonym efekcie emocjonalnym osiągniętym dzięki improwizowanym dialogom. Chodziło o to, by wywołać w aktorach pewne stany uczuciowe, które miały projektować na publiczność. Levy nazwał tę metodę formą „psychologii eksperymentalnej”, ale nigdy nie zdradził, na czym dokładnie polegała. Zdjęcia ruszyły w sierpniu 1964 roku na terenie Londynu i zakończyły się w kwietniu roku następnego. Kolejne dwa lata zajęła postprodukcja, a szczególnie skomplikowany montaż (za który odpowiadał Levy) i kolorystyka zdjęć (operatorem był Keith Allams). „Kolor jest ściśle kontrolowany i powiązany z emocjonalnymi siłami filmu” [1] – mówił Levy w wywiadzie udzielonym w trakcie realizacji Herostratusa.
Pierwszy publiczny pokaz Herostratusa odbył się wiosną 1968 roku w Institute of Contemporary Arts (ICA) w Londynie. Film trafił też do europejskiego i amerykańskiego obiegu festiwalowego, lecz nie doczekał się szerszej dystrybucji aż do 2009 roku, kiedy BFI wydało go na DVD razem z kilkoma innymi produkcjami Levy’ego. Herostratus został entuzjastycznie przyjęty przez tych nielicznych krytyków, którzy mieli szansę go obejrzeć. Jane Dawson na łamach „The Monthly Film Bulletin” chwaliła zdjęcia i podkreślała, że jest to obraz „namiętny, wycieńczający i niepokojący” [2]. Marjory Adams z gazety „The Boston Globe” określiła film jako „pięknie zrobiony w kategoriach precyzji i umiejętności” [3]. Kevin Thomas z „Los Angeles Times” komplementował twórców za „całkowicie natchnione, wyczerpujące wykorzystanie kamery do umożliwienia widzom doświadczenia emocji udręczonego bohatera” [4]. Zdecydowanie mniejszy entuzjazm wzbudzał czas trwania Herostratusa (ponad 140 minut) i jego nazbyt eksperymentalna konstrukcja, która skazała go na smutny los filmu festiwalowego o ograniczonym rozpowszechnianiu.
Już początek filmu zdradza, że mamy do czynienia z produkcją eksperymentalną w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Herostratus rozpoczyna się długą, pozbawioną dialogów i poszatkowaną na stole montażowym sekwencją, w której Max snuje się po pokoju, zanim obróci go w drzazgi. Nuda głównego bohatera jest tak sugestywna, że natychmiast udziela się widzowi – a to oznacza, że Levy bardzo szybko osiągnął swój cel przelania na publiczność emocji odczuwanych przez aktorów (czy też odtwarzane przez nie postacie). Od początku filmem rządzi poetyka snu: nie dość, że fabuła jest cokolwiek luźna, to na dodatek została poprzetykana fragmentami recytacji poetyckich Allena Ginsberga i urywkami kronik filmowych (przemówienia Hitlera, ofiary Hiroshimy, więźniowie niemieckich obozów zagłady itp.). Jedną z bardziej pamiętnych sztuczek Levy’ego jest zestawienie autentycznego uboju bydła z psychodelicznym striptizem. Wstawki te podkreślają emocjonalny stan bohaterów i jednocześnie zapewniają odpowiedni kontekst dla wydarzeń, umieszczając je w konkretnym czasie: w XX wieku, stuleciu totalitaryzmów i wojen totalnych.
Herostratus to film nie tylko skrajnie niekomercyjny, ale i komercję potępiający w sposób otwarty i bezlitosny. Krytyka konsumeryzmu i związanych z nim zjawisk, takich jak medialne manipulacje, kult celebrytów, pragnienie sławy za wszelką cenę, materializm i seksualizacja ludzi w przemyśle reklamowym – to główne wątki przewijające się przez obraz Levy’ego. Reżyser wykorzystał zresztą te same techniki, które stosowano w reklamach lat 60., aby wzmocnić perswazyjny, uwodzicielski przekaz: odpowiednie oświetlenie kadrów, zastosowanie ciepłych pastelowych barw oraz nadanie zdjęciom połysku. Szczególnie widoczne jest to w parodystycznej sekwencji kręcenia reklamy gumowych rękawic, w której skąpo ubrana dziewczyna wdzięczy się do kamery, wypowiadając dwuznaczne słowa i kokietując widza co najmniej tak, jakby reklamowała jakiś afrodyzjak, a nie zwyczajny artykuł gospodarstwa domowego. Jednocześnie kolorowy, sztuczny świat reklamy jest zestawiony z realistycznie ukazanym Londynem – brudnym i zniszczonym, dalekim od wizerunku Swingującego Londynu promowanego wówczas przez popkulturę.
Szczątkowa fabuła podporządkowana logice snu, rwana narracja oraz chaotyczny montaż to także odzwierciedlenie popękanej psychiki Maxa – everymana bez przeszłości i przyszłości i zarazem niespełnionego artysty, który szuka rozgłosu. W pewnym momencie chłopak przyznaje, że jego motywacją do publicznego samobójstwa jest poczucie zaniedbania, niezauważenia go przez innych. Zapowiadając swoją śmierć, chce przyciągnąć uwagę ogółu i po cichu liczy na to, że w krytycznym momencie empatyczne społeczeństwo odciągnie go od tego zamiaru. Nic bardziej mylnego: w dniu wyznaczonym na skok z wieżowca nie pojawia się tam nikt poza przypadkowym mężczyzną, który sam zginie, próbując uratować Maxa, ale jego śmierć nie zainteresuje zupełnie nikogo. Znieczulica i partykularne interesy odniosą zwycięstwo nad losem jednostki, a wywrotowe intencje Maxa rychło zostaną oswojone przez agencję reklamową. Podobny los spotkał rock’n’roll, ruch hipisowski, scenę punkową i wiele innych oddolnych inicjatyw, które udomowiono, opakowano i sprzedano jako kolejny towar. Nic nie spienięża się tak dobrze, jak bunt.
Wymagający to film – gwałtowny, gorączkowy, rozedrgany. Fascynujący i pełen pasji, nawet jeśli pretensjonalny i nieco niezdarny. Czuć tu rękę nie tyle debiutanta, co całkowitego outsidera, który wykorzystał medium filmowe do swoich celów, a następnie je porzucił. Herostratus jest bowiem jedynym pełnometrażowym filmem Dona Levy’ego [niektóre źródła podają, że później zrobił on jeszcze komedię The Belt and Suspenders Man (1969), ale w rzeczywistości jej reżyserem był Donald J. Levy i jest to zbieżność nazwisk]. Dziś wymowa tego unikatowego dzieła wydaje się jeszcze bardziej aktualna niż w latach 60. – w dobie mediów antyspołecznościowych zwiększyła się liczba ludzi gotowych na wszystko dla sławy, niesławy, lajków, komentarzy i innych przejawów natychmiastowej gratyfikacji. Nie sposób też nie dostrzec wpływu, jaki Herostratus wywarł m.in. na Mechaniczną pomarańczę (1971) Kubricka, Przedstawienie (1970) Cammella i Roega oraz filmy Dereka Jarmana. Istnieje też pewien związek pomiędzy Levym a Lindsayem Andersonem – obaj byli oryginalnymi, zbuntowanymi odszczepieńcami światowego kina.
PS Życie dopisało ponury epilog do tej historii: Don Levy i Michael Gothard [znany z Diabłów (1971) Kena Russella i bondowskiego Tylko dla twoich oczu (1981) Johna Glena] zginęli śmiercią samobójczą w odstępie pięciu lat.
[1] J. Gillett, Happening Here, tłum. własne, „Sight and Sound” (1965), s. 138.
[2] J. Dawson, Herostratus, tłum. własne, „The Monthly Film Bulletin” (1968), s. 87.
[3] M. Adams, Herostratus: Quality Film at Low Cost, tłum. własne, „The Boston Globe” (luty 1970), s. nieznana.
[4] K. Thomas, An Influential Herostratus, tłum. własne, „Los Angeles Times” (listopad 1972), s. nieznana.