search
REKLAMA
Recenzje

HEARTSTOPPER faktycznie zatrzymał nam bicie serca. Recenzja hitu Netflixa

Opowieść o dojrzewaniu, poznawaniu siebie i nastoletnim uczuciu, które jedynie czysto teoretycznie nie przetrwa trudnych chwil. „Heartstopper”, czyli fenomen nie tylko wśród młodzieży LGBT....

Mary Kosiarz

14 maja 2022

REKLAMA

Jedna z najbardziej oczekiwanych ekranizacji tego roku wreszcie wkroczyła do masowego obiegu na Netfliksie, a po trzech tygodniach od premiery wierni fani nie dają sobie ani chwili odpoczynku i dzielnie podbijają godziny oglądalności, które w ostatnich dniach osiągnęły potężną liczbę ponad 20 milionów. Co takiego w Heartstopperze nas zachwyciło, że rzucamy absolutnie wszystko, żeby tylko jeszcze raz powrócić do tej historii?

Alice Oseman to młodzieżowy fenomen literacki ostatnich lat. Identyfikuje się z jedną z literek LGBTQ+, dzięki czemu tworzy unikatowe, napełniające miłością, pociechą i zrozumieniem historie dla queerowej młodzieży, która w bohaterach takich jak Nick, Charlie czy Elle znajduje potwierdzenie, iż momenty zawahań, dopiero co kształtująca się seksualność, chwile zwątpienia w to, kim jest się naprawdę, są rzeczą nie jedynie akceptowalną, lecz całkowicie naturalną i nieodzowną w procesie identyfikacji tożsamościowej. Jej powieści i komiksy są czystym odzwierciedleniem słowa urocze i topiące serce w rozumieniu stanowczo oddalonym od zbędnego patosu i sztuczności, a wyzwalającym najpiękniejsze emocje, wymuszającym wręcz uśmiech z każdą kolejną, jeszcze bardziej rozczulającą sceną. Taki jest też ekranowy Heartstopper, czyli jedna z najbardziej wyczekiwanych adaptacji dzieł młodzieżowych ostatnich lat. Ośmioodcinkowy serial debiutujący na Netfliksie 22 kwietnia zgodnie z najbardziej pochlebnymi oczekiwaniami niesłychanie poprawił nam nastrój nagością uczuć głównych bohaterów i przypomniał nam o naszych pierwszych relacjach miłosnych. Dał też przestrzeń do dyskusji na tematy odrzucenia, przemocy i homofobii, prężnie rozwijających się nie tylko na naszym rodzimym podwórku, ale także w niemal połowie brytyjskich szkół. Jednak – na czym zagorzałym fanom oryginalnych powieści graficznych zależało chyba najbardziej – zauroczył nas, rozkochał i rozanielił na te kilka godzin, które spędzamy, obserwując powolne, ale niczym nieskrępowane, prawdziwe, wymarzone uczucie między dwójką pięknych i pięknie odkrywających swoje wnętrze ludzi.

Fabularna oś pierwszego sezonu skupia się na odwzorowaniu dwóch z (jak do tej pory) czterech części komiksowej serii. W atmosferze szkolnej bieganiny wnikamy w codzienność młodego Charliego (sportretowanego tak niewinnie, a zarazem dojrzale i uroczo przez Joego Locke’a), charyzmatycznego, lecz szczelnie zamkniętego w sobie chłopaka, otwarcie krytykowanego za swoją homoseksualność. Paczka jego przyjaciół odegra w całej serii znaczącą rolę, lecz stanowi ona, co prawda różnorodne i jakże potrzebne, ale jednak tylko dopełnienie. Bo kiedy w otoczeniu Charliego pojawia się szkolny rugbysta Nick Nelson (czyli wielki potencjał kina młodego pokolenia, Kit Connor), w rozumieniu masowym stuprocentowy heteryk, nikt, a w szczególności sam sportowiec, nie domyśla się, że ich niezobowiązujące cześć, rozczulająco wymieniane uśmiechy, czas spędzany na wzajemnym wspieraniu i zwierzaniu z ciężkich przeżyć zaowocuje niemałą wewnętrzną przemianą chłopaka i poważnymi rozważaniami na temat swojej tożsamości. Ten inkluzywny, łamiący serce tylko po to, by za chwilę kojąco je załatać sezon z pewnością nauczy was nie tylko tego, jak pięknie się zakochać, walczyć o własne spełnienie i radzić sobie z nieustanną krytyką otoczenia, ale przede wszystkim uwrażliwi na cierpienie, problemy psychiczne i drżącą niepewność co do własnego prawdziwego ja. W niezwykle bezpośredni, ale jakże adekwatny sposób ukaże skutki psychicznego dręczenia, pomoże być jeszcze lepszym sojusznikiem, oparciem, zrozumieniem dla otaczających was nieheteronormatywnych dusz. 

Rozbrajająca szczerość w wyznawaniu uczuć, godna zaufania kompatybilność z rzeczywistymi bolączkami, z jakimi mierzy się dzisiaj młodzież LGBT, drobne, ale jakże sugestywne iskierki namiętności i płomienie nadziei, z jakimi zostawia nas ostatni odcinek – to zaledwie preludium możliwości, jakie oferuje wam ten tętniący marzeniami, szczęściem w odcieniach tęczy serial. Każdy odcinek to oddzielny powód do rozbrajającego uśmiechu – część z was powie, że wymuszonego, wyciśniętego na siłę. Ja zaś powiem – potrzebnego i takiego, jakiego w dzisiejszych przepełnionych sztucznością i oderwaniem od rzeczywistości produkcjach dla młodzieży zwyczajnie nie ma. Cukierkowość Hearstoppera to celowy hiperbolizujący zabieg, dzięki któremu miłość i wolność w byciu sobą, tak nadszarpnięta w obecnych czasach dla osób LGBT, w tym przypadku może być celebrowana ze zdwojoną siłą. Zarzuty oderwania od rzeczywistości, zbytniej gloryfikacji i sztucznego upiększenia świata osób LGBT to jedynie cegiełka dorzucana do wszechobecnej dzisiaj homofobii lub chociażby wątpliwości co do faktu, iż osoby nieheteronormatywne nie potrzebują tej jednej na tysiąc produkcji, która zamiast wiecznego pesymizmu, patosu, samookaleczeń i śmierci ukaże, mimo iż szczeniacką, to prawdziwie łamiącą serce, niewinną, szlachetną i przełomową miłość. Takiej intensywności i intymności nie przekaże 90% mało zgodnych z rzeczywistością, lecz nietykalnych ze względu na swoją heteroseksualną wymowę komedii romantycznych. Relacja Nicka i Charliego to przykład zauroczenia czystego, pełnego wrażliwości, a przy tym pełnego także nieustających obaw o komfort i poczucie bezpieczeństwa drugiej osoby – to para, której wzloty i upadki na drodze do upragnionej wolności w wyznawanych uczuciach nie tylko wzruszają, ale też efektywnie zwiększają pewność siebie młodych ludzi niebędących hetero i w konkretny, pozytywnie nastrajający sposób ukierunkowują ich na wyjście z ukrycia.

Wiarygodność produkcji jeszcze bardziej podkreśla zaangażowanie w nią twórców w większości należących do społeczności LGBT, co tworzy z niej swoisty manifest, jeden z niewielu tak odważnych projektów Netflixa, a co najważniejsze – serial, który swoim pozytywnym i pełnym nadziei i pokrzepienia wydźwiękiem znacząco oddziałuje na nieheteronormatywną młodzież, wreszcie widzącą na ekranie prawdziwych siebie.

Nie lada gratką dla miłośników książkowego pierwowzoru będzie z pewnością jego detaliczna zgodność z serialowym odpowiednikiem jak i sugestywne dla fanów komiksów, ale i zwyczajnie urzekające wstawki rysunkowych liści, serc czy iskier fruwających wokół bohaterów w przełomowych dla nich scenach. Przenosi nas to na moment z powrotem w komiksowe realia, przez co niepowtarzalny klimat urokliwości i słodkości (teoretycznie trudny do przeniesienia na ekran w porównywalnej tonacji) w serialu wybrzmiewa jeszcze intensywniej. I właśnie dlatego, oglądając Heartstoppera, tak łatwo popaść nam w uwielbienie dla genialnie wycastingowanych i fenomenalnie zagranych postaci. Co więcej – długość odcinków, nieprzekraczająca 30 minut, pozwala na nieograniczone powracanie do produkcji, co praktykuje niemal każdy użytkownik Netflixa wraz z niedosytem spowodowanym tak gwałtownym końcem tak poruszającej, przełomowej dla społeczności LGBT historii, po latach przeniesionej na ekran. Wraz z rewelacyjnym soundtrackiem będącym miksturą świeżych indiepopowych kawałków młodych queerowych artystów, w którym można zasłuchać się, popadając w obsesję równą samej adaptacji, Heartstopper to niekwestionowany lider w kategorii serialu, który ukoi ból, przytuli i wspomoże w kryzysie oraz pozwoli uwierzyć w perspektywę szczęścia nawet w obliczu hejtu i niezrozumienia.

Adaptacja komiksów Oseman często przyrównywana jest do przeciwieństwa Euforii, gdzie zamiast alkoholu, narkotyków i seksu w co drugiej scenie mamy do czynienia z naturalnością, szczeniackością uczuć, do której niezwykle łatwo nam przyporządkować własne dziecięce wspomnienia. To dzieło, które z każdym dniem powiększa grono swoich wiernych fanów ze względu na łatwość i godną zaufania adekwatność w poruszaniu kwestii seksualności, zdrowia psychicznego i nękania w jego rzeczywistym wymiarze. Pierwszy sezon to dopiero początek ważnych, a rzadko i po macoszemu poruszanych w produkcjach młodzieżowych rzeczywistych trudności w byciu nastolatkiem, których kontynuację, mamy nadzieję, będziemy mogli zobaczyć już w przyszłym roku wraz z nadejściem kolejnej odsłony serii. Tymczasem – odpalajcie Netflixa, obejrzyjcie raz, zróbcie powtórkę, po której prawdopodobnie nie odmówicie sobie rundy trzeciej. Bo Heartstopper powstał po to, żeby w nawet najcięższych chwilach przynieść do waszego życia ten drobny impuls szczęścia, ostatecznie zawsze czekającego tuż za każdym wysokim progiem.

Mary Kosiarz

Mary Kosiarz

Daleko jej do twardego stąpania po ziemi, a swoją artystyczną duszę zaprzedała książkom i kinematografii. Studentka dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Ulubione filmy, szczególnie te Damiena Chazelle'a i Luki Guadagnino może oglądać bez końca.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA