GIRL GUIDE. Eksperyment Machulskiego
Warszawa, czasy współczesne. Do bezrobotnego anglisty Józka Galicy przychodzi śliczna Kinga z wyzwaniem nauczenia jej angielskiego w sześć tygodni. Józek robi co może, przy okazji zakochując się w dziewczynie na amen. Szkopuł w tym, że Kinga chce umieć po angielsku, by dogadać się ze swoim amerykańskim chłopakiem Tommym, deszyfrantem z US Navy. Po sześciu tygodniach Galica odbiera wynagrodzenie i z żalu zachlewa mordę. Tymczasem Tommy nagle znika ze swoją walizką, a zrozpaczona Kinga przychodzi do Józka po pomoc. Galica, góral z krwi i kości, przez dziewczynę dostaje się w sam środek międzynarodowej afery szpiegowskiej…
Trzy lata po sromotnej klęsce Szwadronu, Juliusz Machulski jak diabeł z pudełka wyskoczył na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, gdzie jego kolejny film Girl Guide zdobył trzy nagrody, w tym Złote Lwy. Niespodzianka była zupełna, gdyż nikt nie miał pojęcia, że Machulski w ogóle nakręcił film. No cóż, w końcu zaskoczenia to jego specjalność. Streszczenie sugeruje poważne kino sensacyjne, lecz pamiętać trzeba, że Girl Guide to dzieło Juliusza Machulskiego, który nauczył się nie maczać więcej paluchów w scenariuszach typu V.I.P. czy Szwadron, choć po raz drugi zdecydował się na ekranizację materiału powieściowego.
Girl Guide to wariacka, anarchistyczna zabawa w kino, odjechana w stronę artystycznego wygłupu opowieść, jak to rockandrollowy, warszawski góral staje się posiadaczem walizeczki, której zawartość pozwala kierować lotem rakiet balistycznych. Wszystko jest tu niepoważne, zakręcone i wzięte w wyraźny cudzysłów postmodernistycznej zabawy konwencjami i stylizacjami. Takiego Machulskiego znaliśmy już z Dejà vu, lecz przy Girl Guide reżyser przeszedł samego siebie.
Największą niespodzianką filmu była obsada. Któż by przypuszczał, że etatowy błazen i zarazem inteligentny kontestator rodem z polskiej sceny rockowej, lider Piersi Paweł Kukiz okaże się tak znakomitym aktorem! Kukiz bezbłędnie podchwycił odjechany klimat filmu i zestroił się z nim całkowicie. Niestety, żenująco wypadła przy nim beznadziejna Renata Gabryjelska. W filmie i na ścieżce dźwiękowej obecne są aż trzy kapele – góralskie Trebunie-Tutki, grający reagge rastamani z Twinkle Brothers i nasze kochane szarpidruty, czyli Piersi z połową repertuaru z płyty My już są Amerykany.
Jest w filmie kilka genialnych scenek rodzajowych, szczególnie w sekwencji tatrzańskiej, gdy Paweł Kukiz wykrzykuje „Jezusicku, jak tu piknie!”. Lecz zdecydowana cześć filmu potrafi zmęczyć i znużyć swoją stylizacją na amatorszczyznę i denerwującymi, momentami niemal halucynacyjnymi wstawkami. Gdy się jest reżyserem komediowym, taki eksperyment może się udać tylko raz. Juliusz Machulski doskonale o tym wiedział i do tej pory nie zdecydował się na kolejną tego typu zabawę.
Tekst z archiwum film.org.pl.