search
REKLAMA
Nowości kinowe

GHOST IN THE SHELL. Piękna katastrofa

Jarosław Kowal

30 marca 2017

REKLAMA

Fabuła ma prostą konstrukcję. Pojawia się zagadka, bohaterowie znajdują wskazówkę, badają ją, pojawia się kolejna wskazówka, badają ją i tak w kółko, jak odhaczanie kolejnych misji w grze komputerowej. Po drodze możemy podziwiać przepięknie zaprojektowane, futurystyczne miasto (podobnie jak w oryginale, jego usytuowanie nie jest sprecyzowane) i garstkę scen akcji. W większości Scarlett Johansson wykonuje kilka skoków i machnięć kończynami, co zmontowane jest w standardowy chaos bez ładu i składu; w innych Batou przypominający skrzyżowanie Krzysztofa Rutkowskiego z szalonym zegarmistrzem strzela gdzie popadnie, nie odbierając w zamian żadnego ciosu. Wszyscy przemawiają w tak nienaturalny sposób, że aż ciśnie się na usta pytanie, które Jim Carrey postawił swojej filmowej żonie w Truman Show, gdy ta w trakcie rozmowy nagle zaczęła recytować reklamę kakao: „Do kogo ty właściwie mówisz?”. Jeżeli liczycie na filozoficzne, ale niepretensjonalne, lecz emocjonalne wywody w stylu słynnego monologu Rutgera Hauera w Łowcy androidów, srogo się zawiedziecie.

Przekonująco wypada właściwie wyłącznie Takeshi Kitano, którego niestety coraz rzadziej można oglądać na ekranie. Aramaki w jego wykonaniu to twardziel o złotym sercu, jakich japoński aktor portretował już wielokrotnie w opowieściach o yakuzie, od Hana-Bi po Wściekłość. Kiedy scenariusz zmusza go jednak do pokonania trzech wyszkolonych żołnierzy przy użyciu pistoletu i pełniącej rolę tarczy walizki, trudno nie poczuć zażenowania. Dobre sceny to te, które wprost przeniesiono z oryginału, a jest ich bardzo, bardzo dużo. Od konstruowania cyborga na samym początku filmu przez słynny pościg zakończony bójką w stylu Virtua Fightera po pojedynek z nieszczęsnym Spider-tankiem. Z jednej strony można to odebrać jako hołd, z drugiej przypomina próby udobruchania fanów, którzy od samego początku krytykowali realizację pomysłu Sandersa.

Przekleństwem oglądania remake’u Ghost in the Shell jest znajomość pierwowzoru. Mamoru Oshii stworzył na bazie wizji Masamune Shirow coś tak oryginalnego i pasjonującego, że uproszczona wersja z 2017 roku musi być zawodem. Być może w odwrotnej kolejności – najpierw sięgając po typowy blockbuster, a dopiero później zgłębiając rewelacyjną historię – można czerpać z tego filmu więcej radości. Dla mnie, fana, jest to produkcja co najwyżej średnia, której największy atut to piękna oprawa wizualna. Jeżeli tak ma wyglądać aktorski Akira, to trzymam kciuki za porzucenie tego projektu raz na zawsze. Może byłoby lepiej, gdyby ktoś w końcu wziął się na poważnie za ekranizację Neuromancera.

korekta: Kornelia Farynowska

REKLAMA