GANG ZIELONEJ RĘKAWICZKI. Życie się jeszcze nie kończy
Pamiętacie któregoś z tych, co to bogatym zabierał, a biednym rozdawał? Ba, kto nie pamięta. Legenda o szlachetnym rozbójniku cieszy się od lat dużą popularnością i doczekała się już wielu interpretacji. Motyw przewodni tej historii także nadal mocno trzyma widzów przy ekranach, co udowadnia najnowsza produkcja w reżyserii Tadeusza Śliwy (Ucho prezesa), dostępna na platformie Netflix – Gang Zielonej Rękawiczki. Tytułowy gang bowiem to trzy przebiegłe złodziejki, które swój kunszt wykorzystują do naprawy krzywd wszelakich. A że po drobnej wpadce muszą przyczaić się na moment w domu seniora, okazji będą miały do tego co niemiara…
Rozrywki w domu seniora
Gang, czyli Zuza (Magdalena Kuta), Kinga (Małgorzata Potocka) i Alicja (Anna Romantowska), działa według schematu – znaleźć szubrawca, okraść go, wynagrodzić zło, które uczynił. Na miejscu przestępstwa pozostawiają swój znak rozpoznawczy – elegancką, zieloną rękawiczkę. To wiadomość dla okradzionego, że spotkała go słuszna kara. W pewnym momencie jednak jedna z kamer monitoringu łapie w swoje czujne oko tatuaż na nadgarstku Kingi, co sprawia, że panie postanawiają na moment zawiesić swój szlachetny proceder. Ponieważ zaś pierwszą młodość mają już za sobą, kroki swe kierują do domu seniora Drugi Dom, prowadzonego przez Marzenę (Beata Bandurska). Wkrótce okazuje się, że szukając spokoju za elegancko kutą bramą dworku, znajdą o wiele więcej zajęć niż miały ich dotychczas…
Czarna komedia w rozkwicie
Gang Zielonej Rękawiczki to serial rozrywkowy, oparty na lekkiej formule i zgrabnym dowcipie – tyle z założeń. A jak z realizacją? Moim zdaniem, całkiem nieźle. Scenariusz, przygotowany przez Joannę Hartwig-Skalską i Annę Novak-Zenplinską, swobodnie łączy elementy nieskomplikowanego kryminału i komedii. Zarówno spajająca odcinki intryga, jak i poszczególne epizody napisane są naturalnie, bez udziwnień i zaskoczeń, ku czystej przyjemności z oglądania. Duet scenarzystek prowadzi historię przyjaciółek do szczęśliwego końca i choć ze ścieżki lekkiego dowcipu chwilami wypada na bezdroża sucharów, ogólnie trzyma poziom. Trzy główne bohaterki grane są, odpowiednio: z brawurą przez Małgorzatę Potocką, z refleksyjną elegancją przez Annę Romantowską i ze spokojnym zdecydowaniem przez Magdalenę Kutę. Naprawdę nie sposób momentami pozostać obojętnym, obserwując to pozornie niedobrane trio w akcji. Kiedy Kinga z pretensją pyta Zuzę przed domem seniora, dlaczego to ona rozdziela kalectwa, uśmiech sam wypływa na twarz widza.
Plusy dodatnie
Produkcja Netflixa porusza chyba wszystkie problemy, jakie mogą stać się udziałem samotnego seniora – rabunek “na wnuczka”, pazerna rodzinka, samotność, wiara w cudowne ozdrowienia, nuda i stagnacja. Żeni to jednak bardzo zręcznie z kryminalną intrygą, bo Drugi Dom to nie takie sielankowe miejsce, jak mogłoby się wydawać. Na jego mieszkańców czyha wiele niebezpieczeństw, z podstępną właścicielką na czele. A ta prowadzi na boku dodatkowy biznes, oczywiście pazernie wykorzystując do tego bezradność seniorów, którzy mogą jedynie z zabobonnym lękiem przyglądać się przez okna kursującemu pod ich bramę nieco zbyt często karawanowi. Dom pogrzebowy, który wraz z Marzeną kręci na boku podejrzane interesy, zatrudnia niezbyt lotnych braci – bliźniaków (Rafał i Marcin Mroczkowie). Mężczyźni pozują na twardych gangsterów, ale daleko im do szeryfa z Nottingham. Przyznam szczerze, że bracia Mroczkowie w tych rolach pokazali nieoczekiwanie taki dystans do siebie, że niektóre sceny z nimi (przesłuchanie!) uważam za jedne z lepszych w serialu.
Kropelka dziegciu
Serial, naturalnie, ma też swoje wady. Niewielkie, ale jednak. Realizatorsko trochę za bardzo przypomina produkcje z lat mocno minionych – nie wiem, czy to zabieg celowy, który ma wzbudzić sentyment, ale momentami ma się wrażenie, że ogląda się statystów poustawianych wśród zgromadzonych naprędce dekoracji, i to nieco psuje odbiór. Także momentami siada aktorstwo – szczególnie w przypadku Małgorzaty Potockiej można zauważyć pewne znużenie, jakby nie bardzo była zainteresowana kręconą właśnie sceną. Bywa, że całe sekwencje wyglądają jak wyjęte z programu typu „wzruszyła mnie twoja historia”. Na szczęście takie potknięcia nie są zbyt częste. To, co mnie osobiście mocno psuło odbiór, to rola Zdzisława Wardejna, który wciela się w Stefana, mieszkającego w kamperze obok domu seniora. Wszystko byłoby w porządku, gdyby scenarzyści nie postanowili zrobić go Ślązakiem z pochodzenia i nie obdarzyli jakąś wynaturzoną formą języka śląskiego. Nie brzmi to dobrze ani autentycznie dla kogoś, kto jak ja wie, jak brzmieć powinno.
Zbrojne ramię władzy
Gang Zielonej Rękawiczki to komedia kryminalna. Komedia, czyli źle się kończyć nie może. Wiadomo więc od samego początku, że choć tropem pań swawolnych podążają zmęczony życiem (a jakże!) śledczy Alfred (Mirosław Zbrojewicz) i czujna jak pies myśliwski Gujska (świetnie przerysowana w tej roli Karolina Rzepa), szlachetnym złodziejkom włos z głów nie spadnie. A zatem, mimo że przynajmniej jedno z grupy śledczej (nie mylicie się, Gujska…) nie daje się błędnym ognikom i ostatecznie doprowadza do zamknięcia sprawy, Zuza, Kinga i Alicja oddalają się w stronę zachodzącego słońca, skąpane w ciepełku emocjonujących doświadczeń i swojej niezłomnej przyjaźni. I nie, nadal się nie mylicie, Gujska nie odpuszcza i… można chyba mieć nadzieję na kolejny sezon tej uroczej serii.
Tym miłym akcentem…
…prawdopodobnie się nie skończy. I bardzo dobrze, ponieważ Gang Zielonej Rękawiczki to dobra, nieangażująca rozrywka, która pozwalając się zrelaksować po pełnym stresów dniu, jednocześnie subtelnie przemyca myśl, że życie nie kończy się na pewnym etapie, że nie ma powodu, aby człowiek w określonej chwili został odstawiony na boczny tor. I oby więcej takich produkcji.