GALERIANKI Katarzyny Rosłaniec. Debiut na złamanie karku
Czuję się rozdarty przy ocenianiu Galerianek, jednego z najbardziej okrzyczanych polskich filmów ostatnich miesięcy, gdyż prezentuje odważne podejście do niewygodnego tematu, ale jest ono niespójne, koślawe, fabularnie miałkie. Z jednej strony temat nastolatek świadczących usługi seksualne w zamian za drogie prezenty. Temat ważny, nawet jeżeli samo zjawisko nie jest w Polsce tak rozbuchane jak wielu sugeruje, został ukazany w sposób wartościowy, jeśli chodzi o konstrukcję głównych postaci i zarys społeczno-kulturalnego tła. Z drugiej jednak strony w swoim debiucie Kasia Rosłaniec popełniła masę błędów, które rzutują na obraz całości.
Upraszczając podjęte zagadnienie wizją czarno-białego świata, w którym “zrobienie loda” w zamian za nową komórkę jest prostsze niż ściąganie na teście, a ludzie są kategoryzowani wedle (nie)przydatności głównym bohaterkom: bogaty biznesmen, lekceważący rodzic, bezsilna nauczycielka, dyskotekowy macho itd. Brak na drugim planie jakiejkolwiek szarości, a przez popadanie w banał skrótów fabularnych, tak pożądana przez reżyserkę psychologia nastoletnich gniewnych umysłów zawodzi w kluczowych momentach, bo nie ma odpowiedniej ekspozycji.
Galerianki pędzą na złamanie karku, szokując językiem gimnazjalistek, kreśląc nieprzyjemny świat zagubionej młodzieży, ale pod tą atrakcyjną publicystycznie warstwą kryje się pustka, niemal tak samo porażająca, jak ta, którą reżyserka chciała sportretować u swoich postaci. W efekcie film Rosłaniec opiera się o to, o czym postaci mówią, a nie o to, co widać na ekranie. Niestety, temat przerósł reżyserkę, która w pogoni za wypowiedzią porzuciła wiarygodność świata przedstawionego. W efekcie zamiast tematu mamy Temat – rzecz symptomatyczną dla polskiego kina ostatnich lat.
Wszystko jest podporządkowane Tematowi: szkolne rozgrywki, które oscylują niemal wyłącznie wokół seksu i tego, co warto posiadać; stołeczne dyskoteki, na których zdobycie alkoholu nie jest problemem, a połowa facetów szuka szybkiego zaspokojenia, chłopak, który ubzdurał sobie, że po kilku słowach zakochał się w głównej bohaterce, a ich znajomość kończy się tragicznie, by ona mogła wreszcie zrozumieć, że źle czyni itd. Może i tak naprawdę się dzieje, choć mam jeszcze w sobie zbyt wiele idealistycznych skrupułów, by zacząć wierzyć w tak potężne zepsucie świata. Niemniej dydaktyzm takiej a nie innej linii narracyjnej zbyt często nie tyle razi po oczach, co po prostu oślepia.
Podobne wpisy
Wyraźnie czuć w Galeriankach debiutancką niepewność, czy zastosowane środki trafią do polskiego widza. Reżyserka popełnia więc błąd spoglądania na innych i zamiast wyraźnie zaznaczyć na ekranie swoją osobowość reżyserską, rozsupłuje nad filmem worek uwielbianych przez polskie kino martyrologicznych motywów rodem z Placu zbawiciela. Wszystkie wartościowe elementy filmu, miejscami nacechowane tak nie pasującą do reszty filmu subtelnością, zostają zakryte przez krzykliwość gimnazjalistek, co rusz udowadniających widzowi jak bardzo są cyniczne i nieszczęśliwe. Wspomagane przez piętrzący okazje do podobnych deklamacji scenariusz, bohaterki zbyt często rażą nienaturalnością.
Wyboje scenariusza, również autorstwa Rosłaniec, najbardziej czuje się właśnie w dialogach, którymi galerianki wraz z ludźmi ze swojego otoczenia raczą nas z ekranu. Są chwile, kiedy na poziomie werbalnym Galerianki rozkręcają się do poziomu polskiej wersji Juno czy kolejnej adaptacji Masłowskiej, by w tej samej scenie włożyć w usta jednej z zepsutych moralnie gimnazjalistek słowa, jak gdyby była prymuską na lekcjach języka polskiego.
Rosłaniec trafiła natomiast w sedno z tłem społecznym, w którym dziewczyny zmuszone są dorastać. Uwarunkowane przez rozbuchaną popkulturę i medialną ambiwalencję czasy, coraz skuteczniej aplikują promowany przez setki oglądanych codziennie reklam jedyny i niepowtarzalny styl życia, który trafia do znudzonych życiową szarością młodych. To właśnie tkwiący w nieświadomości i ludzkiej głupocie problem ze zdystansowaniem się do tego błyszczącego świata fałszywych możliwości jest tym, co tworzy wszelkiego rodzaju galerianki, blachary i inne podobne wypaczenia moralne u młodych. Ukazanie tej kwestii społecznej, która niezbyt często trafia na ekrany polskich kin, jest największym plusem filmu Kasi Rosłaniec. I absolutnie zjawiskowa, pełna inteligencji emocjonalnej oraz wyczucia główna rola Anny Karczmarczyk. Ale to za mało, żeby uznać Galerianki za wartościowe kino.
tekst z archiwum film.org.pl