FORT APACHE
Zapytany niegdyś o swoich ulubionych reżyserów Orson Welles miał natychmiast odpowiedzieć: „John Ford, John Ford i John Ford”. I trudno się takiej reakcji dziwić, ponieważ John Ford w rzeczy samej był wielkim twórcą, który na wielu młodszych od siebie filmowców wywarł ogromny wpływ (w tym m.in. właśnie na Wellesa). W trakcie swojej pięćdziesięciodziewięcioletniej kariery autor Dyliżansu nakręcił ponad sto filmów fabularnych, z których około połowę stanowiły same westerny. Dziś na dźwięk jego nazwiska myślimy przede wszystkim o tych najpopularniejszych tytułach: wspomnianym już zdanie wcześniej Dyliżansie, kultowym Rio Grande czy przewrotnym Człowieku, który zabił Liberty Valance’a. Mało kto pamięta o nieco mniej znanym, aczkolwiek równie dobrym, a być może nawet lepszym od wymienionych, westernie jego autorstwa – Forcie Apache, z Henrym Fondą oraz Johnem Wayne’em w rolach głównych.
Film otwiera charakterystyczny dźwięk kawaleryjskiej trąbki. Szybko zostaje on jednak zderzony z niepokojącymi, indiańskimi bębnami, którym towarzyszy obraz przygotowujących się do walki Apaczów. Już sam początek Fortu Apache sugeruje nam, z jaką historią będziemy mieli do czynienia przez najbliższe sto dwadzieścia minut i jakie dwie potężne siły zetrą się ze sobą na ekranie: dumna amerykańska kawaleria oraz dzicy, acz niezwykle przebiegli Indianie.
Po napisach początkowych przechodzimy do właściwej historii. Do położonego na pustkowiu, tytułowego Fortu Apache przybywa wraz z córką (Shirley Temple) pułkownik Owen Thursday (Henry Fonda). Mężczyzna jest rozczarowany rozkazem objęcia dowództwa nad fortem – traktuje go jako karę, niesprawiedliwe zesłanie na wygnanie. Kiedy na miejscu dowiaduje się, że grupa Apaczów bezprawnie opuściła rezerwat, postanawia siłą zmusić ich do powrotu. Desperacko pragnie odnieść spektakularne zwycięstwo, które pozwoliłoby mu wrócić na wschód i zajmować się sprawami większej wagi. Ignoruje rady doświadczonego kapitana Yorka (John Wayne), święcie przekonany o własnej nieomylności oraz geniuszu militarnym, którym miałby dorównywać Czyngis-chanowi, Aleksandrowi Wielkiemu czy generałowi Robertowi Lee.
Przeciwieństwem Thursdaya jest wspomniany już kapitan York. Wykreowany przez Johna Wayne’a bohater posiada ogromną wiedzę na temat szczepu Apaczów. Wie, że postawieni pod ścianą i zmuszeni do walki potrafią być śmiertelnie niebezpiecznymi przeciwnikami. Zna stosowane przez nich taktyki oraz strategie wojenne. Pragnie rozwiązać sprawę pokojowo i za pomocą perswazji przekonać Apaczów do powrotu na teren rezerwatu. Pułkownik Thursday pozostaje jednak głuchy na jego argumenty oraz ostrzeżenia i bezrefleksyjnie pcha się w sam środek sprytnej, indiańskiej zasadzki.
Jak pisze Łukasz A. Plesnar w swoim świetnym eseju pt. Świat westernów Johna Forda, reżyser Fortu Apache chciał za pomocą historii pułkownika Thursdaya opowiedzieć o niesławnej klęsce generała George’a Custera nad Little Big Horn. „W Fort Apache Ford przedstawia swego bohatera w bardzo niekorzystnym świetle. Ówczesna publiczność nie była jeszcze gotowa zaakceptować takiego wizerunku Custera. Reżyser zdecydował się więc zmienić jego personalia, a także okoliczności, jakie towarzyszyły ostatnim miesiącom jego życia”. Prawdą jest, że pomimo ogromnej militarnej klęski, jaką bez wątpienia było dla Amerykanów starcie pod Little Big Horn, George Custer wciąż był uważany przez ogół obywateli Stanów Zjednoczonych za bohatera. Duża w tym zasługa wdowy po generale, która, jak wspomina w swoim eseju kilka zdań wcześniej Plesnar, starannie pielęgnowała jego kult, wydając szereg publikacji gloryfikujących żywot oraz karierę wojskową jej męża.
W filmie Forda Thursday-Custer zawodzi nie tylko na polu strategiczno-wojskowym, ale również ojcowskim. Jest on wobec swojej młodziutkiej córki Philadelphii niezwykle surowy. Dziewczyna zakochuje się z wzajemnością w przystojnym poruczniku Michaelu O’Rourke’u, jednak ojciec ze względu na niższe pochodzenie chłopaka nie zgadza się na ślub, a wcześniej zakazuje pierworodnej w ogóle spotykać się z młodzieńcem. Pragnie on mieć córkę jedynie dla siebie, czym w bezpośredni sposób doprowadza do jej nieszczęścia. Z drugiej strony trudno jednoznacznie stwierdzić, że nie kocha Philadelphii. Być może jest to miłość niezwykle egoistyczna i ograniczająca, niemniej Thursday pragnie dla córki w swoim mniemaniu jak najlepiej. Jak odbiera to ona oraz jej najbliższe otoczenie, to już zupełnie inna sprawa.
Na koniec chciałbym jeszcze poruszyć dość ciekawy aspekt portretowania przez Johna Forda Indian. W przeciwieństwie chociażby do Dyliżansu, gdzie zostali przedstawieni jako krwiożercze bestie nieustannie stanowiące dla bohaterów zagrożenie, w Forcie Apache jawią się oni jako rozumne istoty, zmuszone przez niesprzyjające okoliczności (obecność postaci Meachama oraz związany z nią handel whiskey) do opuszczenia rezerwatu i starcia z oddziałami dowodzonymi przez pułkownika Thursdaya. To nie Apacze prowokują konflikt, to również nie oni bezmyślnie szarżują na przeciwnika, gdy przychodzi czas na walkę. Czy możemy mówić tutaj o jakiejś ewolucji światopoglądowej Johna Forda? Trudno powiedzieć. Christopher Garbowski w swoim eseju zatytułowanym John Ford. Ciągłość i poszukiwanie twierdzi, że nie. Powołuje się jednak nie na przykład wcześniejszego względem Fortu Apache Dyliżansu, ale znacznie późniejszych Poszukiwaczy: „Widz może zastanawiać się, dlaczego Cochise z Fortu Apache wypada tak szlachetnie, zaś Indianin Scar z późniejszych o osiem lat Poszukiwaczy został przedstawiony w negatywnym świetle. Budowanie na bazie tej «przemiany» hipotez o rzekomej ewolucji światopoglądu artysty uważam za nieuprawnione – mamy tu bowiem do czynienia z postaciami, które pełnią określone funkcje dramaturgiczne na zasadzie analogii”. Jeżeli spojrzeć na to zagadnienie z takiej perspektywy, to podobną, określoną funkcję dramaturgiczną pełnili również Indianie w Dyliżansie – ich ciągła (nie)obecność prowokowała u uczestników podróży wieczne poczucie zagrożenia, które przekładało się na konflikty oraz napięcia wewnątrz grupy bohaterów.
Najważniejsze pytanie brzmi: czy Ford w Forcie Apache demitologizuje amerykańską kawalerię? Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że tak. Powinniśmy jednak w tym szczególnym przypadku umiejętnie rozdzielić mit amerykańskiej kawalerii od mitu generała George’a Custera. Moim zdaniem John Ford polemizuje jedynie z tym drugim. Pokazuje, że pod sterami kompetentnych dowódców (takich jak chociażby szlachetny kapitan York) jest kawaleria dla obywateli Stanów Zjednoczonych powodem do dumy, a kierowana przez aroganckich Thursdayów-Custerów musi w ostatecznym rozrachunku ponieść porażkę i okryć się hańbą.
Bibliografia:
Ł.A. Plesnar, Świat westernów Johna Forda w ramach publikacji Mistrzowie kina amerykańskiego: Klasycy pod redakcją Łukasza A. Plesnara oraz Rafała Syski, Kraków 2006.
C. Garbowski, John Ford. Ciągłość i poszukiwanie w ramach publikacji Kino amerykańskie: Twórcy pod redakcją Elżbiety Durys i Konrada Klejsy, Kraków 2006.