search
REKLAMA
Berlinale 2023

FEMME: Uwieść, czyli zniszczyć? Recenzja queerowego thrillera

Queerowy thriller zemsty, czyli: prowokowanie uśpionego lwa.

Michał Kaczoń

3 marca 2023

REKLAMA

Femme rozpoczyna się pobiciem drag queen na ulicy, a potem zmierza w stronę pełnego podskórnych emocji thrillera zemsty, który każe równocześnie bać się o życie bohaterów i zastanawiać nad ich emocjonalną poczytalnością. Prezentowany w Berlinie debiut Sama H. Freemana i Ng Choon Pinga to realizacyjna i scenariuszowa petarda. Oceniam najlepszy film Berlinale 2023.

 

Jules (świetny Nathan Stewart-Jarrett) jest znaną i uznaną drag queen występującą w popularnym klubie. Kiedy po jednym ze swoich bardziej udanych występów niepotrzebnie wda się w pyskówkę z groźnie wyglądającym i wrogo nastawionym mężczyzną, wieczór skończy groźnie pobity i pozostawiony nago na ulicy.

Widzimy go po raz kolejny kilka miesięcy później. Jules porzucił karierę w dragu i próbuje na inne sposoby wiązać koniec z końcem. Kiedy w lokalnej saunie przypadkiem spotyka swojego napastnika, początkowo jest przerażony. Gdy orientuje się, że mężczyzna go nie rozpoznaje, dostrzega w tej sytuacji szansę na niekonwencjonalną zemstę z zimną krwią. W tym miejscu zaczyna się właściwa intryga i niebezpieczna gra, mająca na celu zniszczenie reputacji agresora.

„Femme”: Niestereotypowe postacie

Preston (znakomity George MacKay) jest lokalnym „gangsterem”, który próbuje być „najważniejszy na dzielni”. Jest też schowanym w szafie homofobem, wyżywającym się na innych z powodu własnego braku akceptacji. Bywa agresywny, impulsywny i często poirytowany. Kiedy jednak zgadza się na pierwsze spotkanie z Julesem po interakcji w saunie, pokazuje też inną, bardziej otwartą i troskliwą stronę.

Rola George’a MacKaya jest wybitna. Szczególnie dlatego, że tak piekielnie trudna. Jeden zły ruch, zagranie czy spojrzenie i jego bohater mógłby stać się niewiarygodną karykaturą – chodzącym stereotypem, który nie ma prawa istnieć w prawdziwym świecie. Tak się jednak nie dzieje. MacKay bowiem umiejętnie waży wszystkie rejestry emocjonalne swojego bohatera, trzymając w ryzach jego często skonfliktowane wewnętrznie i sprzeczne zachowanie. Mimo że aktor, jak i sam film balansują czasem na granicy przesady i wiarygodności, nigdy jej nie przekraczają.

Na myśl przychodzi Skin Guya Nattiva z 2018 roku. Opowieść o neonaziście wytatuowanym od stóp do głów w faszystowskie symbole, który pod wpływem sytuacji życiowej i nietypowego spotkania, musi/chce zmienić swoje poglądy. W obu produkcjach zachodzi podobny mechanizm pokazywania bohatera, a w tle przewija się pytanie o to, czy skrajnie agresywne jednostki są w ogóle zdolne do zmian. Femme idzie o krok dalej. Scenarzyści zastanawiają się bowiem, jaka jest cena prawdziwej zemsty i jak dążenie Julesa do wyoutowania swojego napastnika, wpływa na jego własną psychikę.

„Femme”: siła burzliwych relacji

Tym, co niesie film, jest rozwijająca się i pełna sprzeczności relacja głównych bohaterów. Jules, dążąc do zemsty w nietypowy sposób, zdaje się nie przejmować, że sam wystawia się na atak. Mężczyzna coraz mocniej i wyraźniej igra z ogniem, celowo przymykając oczy na konsekwencje swoich czynów. Jego charakterystyka jest pełna niuansów i przeciwności, ale to jednak sposób, w jaki Preston zachowuje się wobec Julesa, staje się motorem napędowym całej opowieści i tym, co najbardziej przyciąga nas do ekranu. Femme to bowiem ciekawa gra pozorów i umiejętna zabawa stereotypami. To także niezmiernie przemyślana opowieść o tożsamości i przynależności grupowej.

W tym kontekście znakomita jest scena w mieszkaniu bohatera, gdy Jules zaczyna grać na konsoli ze znajomymi Prestona. Cała sekwencja poprowadzona jest w taki sposób, że czujemy, jakbyśmy siedzieli na tykającej bombie – do samego końca nie wiemy, czy umiejętności bohatera mu pomogą, czy raczej przeszkodzą? Czy zyska przychylność grupy, czy zostanie z niej całkowicie i brutalnie wykluczony?

Kolejnym ważnym elementem układanki jest specyficzna relacja Julesa ze współlokatorem granym przez Johna McRae’a, aktora najlepiej znanego z roli Jamiego New w musicalu There’s Something About Jamie i niewielkiej roli w Cruelli Craiga Gillespiego. Jego Toby jest najlepszym przyjacielem Julesa, przed którym nie ma tajemnic ani szczególnych granic. Panowie są niezwykle blisko, do stopnia, w którym wspólnie kąpią się w wannie, rozmawiając godzinami o swoich problemach. Sęk tkwi w tym, że Toby, dostrzegając nieszczęście Julesa i niejako próbując go pocieszać (bądź wykorzystując okazję, w zależności jak na to spojrzymy), zaczyna przystawiać się do bohatera. Jak gdyby czując, że gdy współlokator jest nieszczęśliwy, ma wreszcie u niego romantyczną szansę. Fakt, że motywacje Toby’ego nie zostają w pełni jasno nakreślone, stanowi kolejny znakomity element scenariusza, zostawiając drogę do interpretacji widza. Mimo że Johna McRae’a i jego Toby’ego nie ma wiele na ekranie, jego postać jest na tyle zniuansowana i pełna skonfliktowanych elementów, że dodaje ciekawej perspektywy do całości, podbudowując kolejny element emocjonalnej gry z widzem. Unaocznia też, że życie składa się z różnego rodzaju gier i porównań siły, czy z tego sobie zdajemy sprawę, czy nie.

„Femme”: seksualny power play

Najciekawszą dynamikę relacji posiadają oczywiście główni bohaterowie. Już od pierwszych chwil spotkania w saunie czuć zaskakujące napięcie i niemal magnetyczną energię, która wytwarza się między nimi. Najlepiej wypada to zaś w chwili, w której do głosu dochodzą role przyjmowane w seksie i umiejętna gra o władzę w danej sytuacji. Temat tego, kto jest „panem”, a kto „ulega”, i co wiąże się z takimi kategoriami, ograny jest tu doskonale. Pokazuje nie tylko zmianę relacji, ale także większą otwartość i zaufanie bohaterów względem siebie. To też jeden z najmocniejszych momentów filmu, pokazujący moment bez odwrotu, który zmieni dotychczasowe przekonania i zachowania bohaterów. Te seksualne „gry o władzę” mają tutaj nie tylko swoje uzasadnienie, ale też stanowią najważniejszą część problemu przedstawionego w filmie i dodatkowo budują dramaturgię. Fakt, że poprowadzone są w tak naturalny i realistyczny sposób, jest kolejnym plusem dzieła. Nie powinno to dziwić. W końcu już sam tytuł odnosi się przecież do rozróżnienia między „męskimi” facetami („masc”) a tymi, którzy z natury są bardziej zniewieściali („femme”). Fakt, że Jules bardzo płynnie przechodzi między obiema kategoriami, nie jest tu też be znaczenia.

„Femme”: precyzyjnie napisana intryga

Femme to film doskonale napisany i świetnie zagrany. Bohaterowie często robią rzeczy niekonwencjonalne, przekraczające granice i takie, w których zwyczajnie boimy się o ich życie, bo zdają się celowo prowokować uśpionego lwa. Tym jednak, co niesie produkcję i odróżnia ją od innych dzieł, jest fakt, jak bardzo precyzyjnie rozpisana jest to historia i jak realistyczne są reakcje i zachowania bohaterów. Nawet momenty, które nas szokują i każą zastanawiać się nad poczytalnością postaci, zagrane są w tak realistyczny i wiarygodny sposób, że nigdy nie przestajemy wierzyć w to, co widzimy na ekranie. Jest to nieprzeciętna sztuka i w tym miejscu należą się ogromne pokłony odtwórcom głównych ról. Nathan Stewart-Jarrett i George MacKay bardzo łatwo mogliby przekroczyć granicę wiarygodności i tym samym położyć całą skrzętnie pisaną intrygę. Jakby to mogło wyglądać, pokazuje zresztą wyświetlany w konkursie głównym Berlinale dramat Manodrome, w którym, o dziwo, pojawia się łudząco podobny wątek. Tam jednak następuje przekroczenie granic wiarygodności, przez co cały film rozsypuje się niczym domek z kart. Femme nie popełnia tego błędu i tu każdy element dostaje swoje wiarygodne rozwinięcie i prawdziwe konsekwencje. Scenarzyści nie próbują bowiem usprawiedliwiać zachowania Prestona. Co więcej – bardzo skrzętnie nakreślają plan zemsty na mężczyźnie, dzięki któremu zrujnują jego reputację i tym samym wywrócą dotychczasowy świat do góry nogami. Femme pokazuje jednak, jaka jest prawdziwa cena zemsty i co takie zachowanie robi z psychiką człowieka.

“Femme” - recenzja. Oceniamy film z Berlinale 2023

Femme to film przemyślany, wielowarstwowy, pełen podskórnych emocji, który odczuwa się całym sobą, kibicując bohaterom i martwiąc się o ich życie. Wspaniała filmowa robota i kolejny wybitny debiut w ostatnich latach. Femme przynosi wręcz perwersyjną przyjemność z oglądania. Jeden z najciekawszych filmów tegorocznego Berlinale.

Wyświetl ten post na Instagramie

Post udostępniony przez @kaczy_film

Michał Kaczoń

Michał Kaczoń

Dziennikarz kulturalny i fan popkultury w różnych jej odmianach. Wielbiciel festiwali filmowych i muzycznych, których jest częstym i chętnym uczestnikiem. Salę kinową traktuje czasem jak drugi dom.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA