FATAMORGANA. Ratując życie, tracisz życie
Podróże w czasie i pętle czasowe to koncept od lat wykorzystywany w popkulturze, co nie powinno dziwić, bo daje właściwie nieograniczone możliwości opracowywania fabuł, a co za tym idzie – wpisania go w rozmaite gatunki. Tylko w tej dekadzie oglądaliśmy pełne zawirowań science fiction (Przeznaczenie), komedię romantyczną (Czas na miłość) i film superbohaterski (X-Men: Przeszłość, która nadejdzie), kręcące się wokół tego tematu, a to jedynie garstka przykładów. Ingerencją w czas zainteresował się również hiszpański reżyser Oriol Paulo, co zaowocowało jedną z niedawnych premier Netfliksa – Fatamorganą.
U Paula nie uświadczymy co prawda podróży w czasie w pełnym znaczeniu tego słowa, bo nikt fizycznie nie wędruje między różnymi datami. Skupiamy się natomiast na skutkach zmiany biegu wydarzeń (słuszne będą skojarzenia z Częstotliwością z 2000 roku). Vera, główna bohaterka, wprowadza się do domu, gdzie dwadzieścia pięć lat wcześniej mieszkał Nico – młody chłopak, który 9 listopada 1989 roku zginął na skutek fatalnego splotu okoliczności. Vera i jej mąż znajdują w domu telewizor i kamerę należącą niegdyś do chłopca. Tej samej nocy kobieta nawiązuje łączność z chłopakiem (wciąż przebywającym w 1989 roku, rzecz jasna) i ostrzega go przed jego losem. Następnego ranka budzi się w odmienionej rzeczywistości.
Uratowanie Nico przed śmiercią wywołało efekt motyla, wpłynęło bowiem nie tylko na niego, lecz także na wiele osób z jego otoczenia. Odcisnęło swoje piętno i na samej Verze, która w nowo utworzonej linii czasowej nigdy nie zeszła się ze swoim mężem i nie doczekała narodzin ukochanej córki. Śledzimy zmagania bohaterki, która dąży do tego, by powrócić do stanu wyjściowego – ma na to niewiele czasu, musi się bowiem zmieścić w trwającej 72 godziny burzy, będącej przepustką do kontaktowania się z przeszłością. Walka z czasem, dosłownie i w przenośni. Wraz z Verą i towarzyszącym jej policjantem odhaczamy kolejne punkty wędrówki po alternatywnym świecie, raz po raz przekonując się, w jakich aspektach różni się od oryginalnego.
Paulo prowadzi akcję dynamicznie, choć rozczaruje się ten, kto nastawia się na kładzenie nacisku na elementy science fiction. Pomijając punkt wyjściowy i kilka zasad rządzących komunikacją z przeszłością, reżyser w Fatamorganie skupia się na dramacie samej Very, odkrywając ponadto karty związane z dramatycznymi wydarzeniami z 1989 roku. Ci, którzy mieli okazję zapoznać się z poprzednim filmem Hiszpana, Contratiempo z 2014 roku, mogą kojarzyć jego zamiłowanie do zaskakiwania widza w stopniu większym lub mniejszym. W Fatamorganie nie braknie niespodzianek, lecz tym razem Paulo nie celebruje fabularnych twistów aż w takim stopniu, pozwalając, by kolejne elementy układanki powoli wskakiwały na swoje miejsce, i spokojnie rozgrywając ludzki dramat wynikający z nadzwyczajnych okoliczności.
Wykazując kolejne różnice między obiema liniami czasowymi, Paulo z powodzeniem porusza wyobraźnię widza, bo myśli siłą rzeczy krążą w stronę rozważań, jak odmienne mogłoby być nasze życie, gdyby choć jedno wydarzenie z przeszłości przybrało inną formę. Wystarczyłoby danego dnia nie wyjść z domu, a nie poznałoby się swojej przyszłej żony, i tak dalej. Zmaganie się ze skutkami takich zmian jest w ramach filmu być może mniej fascynujące niż fizyczne przeniesienie się do innych czasów (jak całkiem niedawno w niemieckim serialu Dark), bo odpada element zetknięcia się bezpośrednio z inną epoką, ale nie można powiedzieć, by misja Very nie wciągała. Duża w tym zasługa Adriany Ugarte, znanej między innymi z Juliety Pedra Almodóvara, dzielnie dźwigającej film na swoich barkach i przekonująco oddającej zagubienie oraz desperację swojej bohaterki. Szkoda wręcz, że Paulo nie dał jej jeszcze bardziej rozwinąć skrzydeł, narzucając szybkie tempo (usprawiedliwione nieco kurczącym się czasem na powrót do normalności) i odhaczając kolejne sceny dialogowe z osobami z otoczenia Very, z których Ugarte i tak wyciska, ile może.
Mimo to Fatamorgana jest kolejnym udanym reprezentantem filmów podejmujących temat podróży w czasie. Klasykiem, jak Powrót do przyszłości (do którego zresztą ciekawie nawiązuje), pewnie nie zostanie, ale z powodzeniem spełnia swoją funkcję angażującego dramatu kobiety, która straciła dotychczasowe życie tylko dlatego, że chciała uratować inne, co przy okazji pociągnęło za sobą losy innych. Ja po Contratiempo i Fatamorganie z ciekawością wyczekuję kolejnych filmów hiszpańskiego reżysera.