search
REKLAMA
Recenzje

FANTOM. Seksowny trykociarz na białym koniu

Jan Dąbrowski

25 czerwca 2020

REKLAMA

Ciekawie ogląda się Fantoma po dziesięcioleciu spędzonym z filmami Marvela. Bo to taki bohater, który łączy w sobie cechy większości Avengersów. Pochodzi z czasów Kapitana Ameryki i jest równie rycerski, ale bardziej wygadany. Ma w sobie uwodzicielski urok i bogactwo Tony’ego Starka. Nosi magiczny artefakt jak Thor. Ma własną siedzibę w tropikalnej krainie jak Czarna Pantera. Na dodatek wjeżdża do akcji na białym koniu. Jedyne, co Fantomowi nie wyszło, to te nieszczęsne fioletowe trykoty. To na pewno przez nie film okazał się finansową klapą i nie powstały kolejne dwie części. A mogło być tak pięknie!

billy zane

Z dzisiejszej perspektywy fabuła Fantoma jest schematyczna do bólu. Zwłaszcza w porównaniu z coraz bardziej pogmatwanymi i coraz dłuższymi superprodukcjami Marvela i DC. Tu historia jest prościutka. Jest rok 1938. Zamaskowany bohater Fantom (Billy Zane) walczy ze złem na egzotycznej wyspie Bengalla. Kiedy trzeba powstrzymać złego gangstera Draxa (Treat Williams) przed przejęciem władzy nad światem, wyrusza do Nowego Jorku. Musi wytropić i znaleźć starożytne artefakty o wielkiej mocy – trzy czaszki z Tougandy. W międzyczasie Fantom spotyka tę jedyną, czyli Dianę (Kristy Swanson). Z jednej strony to historia, którą wszyscy znają, i od początku łatwo przewidzieć ciąg dalszy. Z drugiej strony widać, że twórcom nie chodzi o to, co się dzieje, ale jak.

Fantom jest o wiele lepiej zrobiony niż napisany. Kręcono w Tajlandii, Australii oraz w USA. Takich landszaftów nie powstydziłoby się nawet National Geographic, a wszystko przed wynalezieniem dronów. Do tego film ma to, czego brakuje współczesnym blockbusterom – nie wszystko musi być w mroku i we mgle. W kinie komiksowym, zwłaszcza od DC, jest tak mrocznie, że nie tylko nie widać kolorów, lecz także tego, co się tam w ogóle dzieje. W Fantomie sceny akcji umieszczono w dobrze oświetlonych miejscach lub w plenerze. Ani przez chwilę nie trzeba się domyślać, kto tam jest i co robi w danej scenie. Kaskaderzy spisali się na medal, bo bohaterskie wyczyny Fantoma naprawdę robią wrażenie. Widać, że Billy Zane też musiał się nieźle nagimnastykować. Jest sporo jazdy konnej, trochę mordobicia, co niemiara zadań zręcznościowych. Wszystko wygląda bardzo dobrze, tylko w pojedynczych ujęciach widać interwencję efektów specjalnych.

fantom

Fantoma polubią na pewno miłośnicy serialu Zorro z Guyem Williamsem. Mają ze sobą wiele wspólnego. To charyzmatyczni idealiści o uwodzicielskich uśmiechach i zwinności kobry. Do tego świetnie jeżdżą konno i ukrywają się w jaskiniach, gdzie czeka na nich zaufany sługa. Obaj prowadzą podwójne życie – dla świata są zamożnymi kawalerami, a kiedy trzeba, ubierają maski i walczą ze złem. Fantom jest takim połączeniem Batmana i Jamesa Bonda, jakiego potrzebuje dzisiejsze kino superbohaterskie. Billy Zane nawet w niedorzecznych trykotach i na białym koniu potrafi wyglądać poważnie i zachowywać się jak dżentelmen. Nie traci klasy ani na chwilę niezależnie od tego, czy akurat ratuje dziecko zawieszone nad przepaścią, czy przesiada się z samolotu bezpośrednio na konia. A wszystko w lekkim, awanturniczym klimacie rodem z przygód Indiany Jonesa.

To właśnie luz i humor ratują Fantoma. W latach 90. filmy superbohaterskie i ekranizacje komiksów pojawiały się coraz częściej. Nie było to pasmo sukcesów: Wojownicze żółwie ninja, Dick Tracy, Człowiek ciemności, Człowiek rakieta, Cień, Kruk, Power Rangers – to bardzo nierówna lista. Prawie wszystkie filmy były bardziej poważne i mroczne niż komediowe i lekkie. W 1996 roku pojawił się Fantom, który nie przystawał stylistyką do ówczesnej tendencji. Moda na komiksowe kino zaczęła się na dobre w 2000 roku filmem X-Men, a lekkość i humor wprowadził do nich Spider-Man dwa lata później. Z perspektywy czasu, a zwłaszcza po dekadzie spędzonej z filmami Marvela, Fantom działa jak poprawiacz humoru. Dżentelmeńskość Jamesa Bonda i zawadiackość Indiany Jonesa, a wszystko bez zadęcia i na białym koniu. Tylko te fioletowe trykoty…

fantom

Avatar

Jan Dąbrowski

Samozwańczy cronenbergolog, bloger, redaktor, miłośnik dobrej kawy i owadów.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA