search
REKLAMA
Recenzje

ELEKTRYCZNE SNY. Czy zakochane komputery to już niedługo nie będzie science fiction?

Co się stanie, gdy komputery zaczną kochać?

Odys Korczyński

30 września 2024

REKLAMA

Stożkogłowi to bodaj najbardziej znany film Steve’a Barrona. Elektryczne sny są zaś jego debiutem, obiecującym zresztą, lecz patrząc na filmografię reżysera, niestety niewykorzystanym w high-endowym kinie. Próba znalezienia sobie własnego miejsca w historii kina okazała się nieudana, mimo cennych nauk, które Barron dostał, współpracując z Ridleyem Scottem, który wtedy w latach 70. również zaczynał. Reżyserem od klap jednak nie można go nazwać, bo Elektryczne sny czy chociażby serial Merlin powinny być dzisiaj traktowane jako produkcje w jakiejś mierze kultowe w świecie szeroko pojętej fantastyki. Dzieckiem lat 80. jest przecież komedia science fiction, a do niej Barron posiadał niewątpliwy talent. A poza tym, oglądając film dzisiaj, można sobie wyobrazić, jak bardzo zmieniły się komputery oraz ich rola w naszym życiu. Pod tym względem Elektryczne sny również posiadają nieocenioną, sentymentalną wartość.

W latach 80. po raz pierwszy zwykli ludzie poczuli, na czym może polegać powszechna cyfryzacja i co mogą dać im zminiaturyzowane urządzenia z mikroprocesorami. Na samym początku Elektrycznych snów jest to ciekawie pokazane, z wyczuwalnym zachwytem, że tak jest. Są kalkulatory w zegarkach, przenośne konsole do gry z jednokolorowymi ekranami, pagery radiowe, liczniki kalorii, elektroniczne terminarze, elektroniczne wagi, kamery w najmniej spodziewanych miejscach, no i przede wszystkim nowość pod strzechami, czyli komputery osobiste. Główny bohater filmu Miles, wyjątkowo niezorganizowany architekt, idzie za radą kolegi z pracy i kupuje tajemniczy komputer. Dodaje do niego świetlne pióro, łączność telefoniczną, zezwala mu na zarządzanie mieszkaniem za pomocą specjalnych przystawek do wszystkich urządzeń, uczy swój sprzęt tego, że istnieje zewnętrzny świat. Dzisiaj jest to tak oczywiste, ale latach 80. jeszcze nie było. Komputer osobisty nagle otrzymuje tyle danych, że tworzy sobie coś na kształt świadomości, a gdy na horyzoncie pojawia się atrakcyjna sąsiadka Madeline, świeżo wytworzona sztuczna inteligencja popada w afekt miłosny. Dzisiaj brzmi to bardzo prawdopodobnie. Uśmiech na twarzy natomiast budzi to, jak w Elektrycznych snach zaprezentowano proces uczenia się komputera, w którym niebagatelną rolę odegrała muzyka.

W pewnym sensie można więc nazwać film Steve’a Barrona fantastyczno-naukową komedią muzyczną. Rozgrywa się ona na Ziemi, wśród ludzi, ich emocji oraz z komputerem, jako jednym z głównych bohaterów. I powiem wam, że produkcja ma w sobie znacznie więcej elementów związanych z nauką niż wiele współczesnych tytułów uznawanych za SF, dziejących się zaś w przyszłości. Elektryczne sny dzieją się w czasach współczesnych do ich produkcji, więc w latach 80. Wykorzystują znaną wiedzę i sprawdzone fakty i na ich podstawie konstruują hipotezy, które dzisiaj możemy już weryfikować, a nawet z jakąś dozą pewności wprowadzić w życie w postaci eksperymentów, a potem rzeczy, czynności itp. Wyobrażenie AI z Elektrycznych snów wcale nie jest tak różne od tego, które mamy. Wyobrażenie o lękach przed AI również, podobnie o zagrożeniach. Komputer w filmie, z chwilą gdy uzyskuje coraz większą świadomość, chce kopiować ludzkie zachowania, a emocje odgrywają w nich dużą rolę – miłość i nienawiść przede wszystkim. Zbyt szybkie poznanie takich afektów bez wystarczającego doświadczenia może prowadzić tylko do niestabilności emocjonalnej, a w przypadku samoświadomego i rosnącego w potęgę komputera: do nieuniknionego konfliktu z człowiekiem. Konflikty na bazie miłości są wyjątkowo gwałtowne. Dla współczesnych ludzi powinno to być najpoważniejszym zagrożeniem w kwestii sztucznej inteligencji, a nie to, że może ona wywołać globalny konflikt nuklearny. Symulacja emocji wydaje się najniebezpieczniejsza. Podobnie jest z dziećmi i nastolatkami, które już dysponują możliwością przeżywania silnych uczuć, lecz jeszcze nie umieją ich kontrolować, dlatego często zachowują się tak irracjonalnie i wręcz niebezpiecznie.

Według filmu więc powinniśmy uważać na zakochane komputery, bo ten z Elektrycznych snów przez to uczucie zrobił się najpierw nieznośny, a potem wręcz niebezpieczny dla właściciela Milesa. Kolejnym pragnieniem maszyny, które występowało wiele razy w kinie SF, są sny. Maszyny chciały mieć tę zdolność, chociaż my, ludzie, aż tak za nią nie przepadamy. Sny jednak są przejawem autonomicznej aktywności mózgu, a autonomia to jeszcze nieuświadomione i niespełnione marzenie sztucznej inteligencji.

Elektryczne sny są nie tylko komedią, ale i ciekawą wizją, jak człowiek może dać się zdominować przez zarządzającą jego otoczeniem AI. Granica przejęcia władzy może być bardzo cienka, a ludzie nie zorientują się, że już nie są w stanie funkcjonować bez pomocy maszyn. Może to już się stało, a więc tzw. grunt został przygotowany. Czekamy więc tylko na samoświadomość oraz tożsamość maszyn. Sprawnie Barronowi wyszło to połączenie komedii, dramatu, sensacji i science fiction. Komputer naprawdę zyskał osobowość, a para głównych bohaterów granych przez Virginię Madsen i Lenny’ego von Dohlena zgrała się ze sobą idealnie. Do tego sprawny montaż, wyraźnie zaznaczony suspens oraz ponadczasowa muzyka Giorgio Morodera. Pamiętacie Together in Electric Dreams? Ja zawsze będę. No cóż, współczesne kino science fiction może się uczyć od Morodera i wielu innych twórców lat 80.i 90., jak komponować ponadczasowe ścieżki dźwiękowe. A zakończenie Elektrycznych snów jest wyjątkowo techno weird gore. Warto zaczekać.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA