DWUNASTU GNIEWNYCH LUDZI (1997)

Prostego, ale szczerego robotnika świetnie zagrał James Gandolfini. Widać, że nie chce on za wszelką cenę śmierci chłopaka i dość szybko daje się przekonać do zmiany zdania; często występuje w obronie dziewiątego przysięgłego, bo darzy go (jako jeden z niewielu) szacunkiem. Ale ta postać spełnia jeszcze jedną funkcję, uwypukla pewne niedopowiedzenie, o którym napiszę później. Kolejnym krzykaczem jest akwizytor i sprzedawca grany przez Tony’ego Danza. Jemu absolutnie nie zależy, co stanie się z chłopakiem. Dla niego najważniejszy jest mecz baseballowy, na który kupił bilety w nadziei, że obrady pójdą szybko. Gotowy jest zmienić zdanie i dołączyć do większości, byle tylko zdążyć na mecz. Lubi też obrażać ludzi z „niższych szczebli”, czyli postacie Gandolfiniego, Harewooda i Olmosa, i często podkreśla swoją wyższość, grożąc i oburzając się, jak tylko ktoś podważy jego opinię. Kolejna postać to wspomniany wcześniej inicjator dyskusji, czyli Jack Lemmon. Jego postać zachęca i namawia do przedstawienia argumentów, które mogłyby go przekonać. W pewnym momencie jest nawet gotów się poddać, ale ostatecznie obstaje przy swoim zdaniu. On inicjuje wszystkie dyskusje i powoduje ujawnienie opinii przez pozostałych przysięgłych. Jest to postać lustro, nie dowiadujemy się zbyt wiele o jego charakterze. Zaryzykuję stwierdzenie, że Lemmon specjalnie nie chciał nadać postaci jakiejś wyjątkowej głębi psychologicznej, bo wtedy jego bohater zwracałby na siebie zbyt wiele uwagi i zdominowałby cały film. Nie ujmując, jest to rewelacyjna rola Lemmona, spokojna, bardzo oszczędna w gestach, rozumna. Hume Cronyn zagrał bardzo sędziwego staruszka, który jest pewnym głosem rozsądku całej ławy. On pierwszy odpowiada na apel Lemmona i stara się zachować powagę odpowiednią do sytuacji. Często jest atakowany przez Williamsona. Bardzo rzeczowy, nie spieszy się z dyskusją i powolnie, szczegółowo analizuje fakty. Często zauważa coś, co innym umknęło sprzed oczu. Sama twarz aktora rewelacyjnie opisuje postać, pociągła, przeorana zmarszczkami, wydaje się zmęczona.
Następna postać to już wcześniej opisany Mykelti Williamson. Przerażający jest gniew, jaki drzemie w tym człowieku, obrzuca błotem wszystkich po kolei i tak w zasadzie to nie zgadza się z nikim. Brzydzi się ludźmi ze slumsów i gardzi nimi. Jak już wspomniałem, w jego monologu, gdzie już się wcale nie hamuje z wyrażaniem swoich opinii, ukazana jest jego straszna psychika i podejście do podejrzanego. Ta postać najbardziej ze wszystkich mnie poruszyła. Jedenastym przysięgłym jest ów europejski imigrant, spokojny i cichy, nie lubiący się odzywać na forum. Sam spokojnie myśli nad sprawą, a gdy raz na jakiś czas wygłasza swoje zdanie, robi to krótko. Wybucha tylko w jednym momencie – gdy oburzony jest postawą Tony’ego Danzy. Zawsze obrażany przez niego wytyka mu jego obojętność. Edward James Olmos zagrał tę rolę bardzo oszczędnie, tak jak należało. Z jego twarzy także bije doświadczenie i rozwaga, ale świadomość narażenia się na ataki ze strony innych sprawia, że zabiera głos tylko wtedy, gdy musi. I wreszcie ostatni bohater, pracownik reklamy, William Petersen. Jego postać pozornie nic nie wnosi do dyskusji, ale tak naprawdę wprowadza dużo zamętu. Traktuje sprawę jak rozrywkę, cieszy się, że trafił na sprawę o morderstwo, bo będzie ciekawiej. Później, gdy rozwija się dyskusja, gubi się w niej, nie wiedząc, po której stronie się opowiedzieć. Jego rola jest idealnym zamknięciem całej dwunastki. Młody, na pierwszy rzut oka kreatywny i rzetelny człowiek, kiedy przychodzi do podjęcia decyzji waha się i nie umie jej podjąć.
Podobne wpisy
Film pod względem technicznym nie może imponować, bo jest bardzo kameralny i oszczędny w środkach. Akcja przecież rozgrywa się w jednym pomieszczeniu. Ale należy zwrócić uwagę na zdjęcia i montaż. Nie ma chyba w całym filmie sytuacji, aby dwie sceny były kręcone z tego samego ujęcia. Przy każdym „cięciu” zmieniamy punkt widzenia i już do niego nie wracamy. Żadne dwie rozmowy nie są tak samo skadrowane. Daje to wrażenie, że znamy każdy zakątek sali, wiemy, gdzie kto siedzi i mamy podobne poczucie przestrzeni jak bohaterowie. Choć oglądałem ten film wiele razy, za każdym razem zauważam coś, co przeoczyłem wcześniej, jakiś szczegół, mały niuans, który na pewno nie znalazł się tam przez przypadek. Znakomita jest w tym filmie wielość interpretacji uzyskana przy minimalnych środkach. Film pozornie mały wciąga i przykuwa uwagę widza o wiele bardziej niż dużo super produkcji. Po otrzymaniu odpowiedzi, czy chłopak zginie czy nie jesteśmy spokojni, ale w tym momencie umyka nam sprzed oczu komentarz Jamesa Gandolfiniego, który mówi do Lemmona: „załóżmy, że pan nas wszystkich przekona, a dzieciak naprawdę zabił ojca.” To jedyne niedopowiedzenie filmu, które pozostawia pewien niepokój – specjalnie nie podkreślany na końcu, ale na początku. Bo zanim ukazały się napisy początkowe czy pierwsza scena, było słychać jadący tramwaj i krzyk chłopca. Jest to zrobione dla uwypuklenia dość przewrotnego komentarza w stosunku do rozwoju akcji filmu. Mianowicie chodzi o to, że gadaniem i rozważaniem nad faktami nie można jednoznacznie dociec prawdy, która jest tylko jedna.
Tekst z archiwum film.org.pl.