search
REKLAMA
Czarno na białym

CZAROWNICE

Tomasz Raczkowski

14 grudnia 2018

REKLAMA

Demiurg z kamerą filmową

Pod względem formy ekstrawaganckim Czarownicom bliżej w zasadzie do przedkinowych pokazów fantasmagorycznych niż do klasycznej narracji filmowej. Christensen konstruuje swoje dzieło z siedmiu epizodów, ilustrujących, jak postrzegano czary i czarownice na przestrzeni wieków. Pozornie można je uznać za ciąg powiązanych kontekstowo obrazków demonologicznych, eksplorujących estetykę grozy. Jednak poszczególne rozdziały składają się na wizualną relację, opartą na materiałach wprost włączonych do płaszczyzny wizualnej (jak choćby sfilmowane bezpośrednio ryciny i księgi). Opowieść ta staje się czymś w rodzaju udramatyzowanego przeglądu źródeł historycznych, przybierając formę kinowego wykładu, w którym przemawiający do widza pierwszoosobowo autor prezentuje najstarsze przedstawienia demonów i służących im odmieńców, skrupulatnie omawia imaginarium związane ze zjawiskiem czarownic, osadza je w kontekście historyczno-społecznym, a następnie prezentuje własne wnioski na ich temat. Tak skonstruowany film opiera się w dużej mierze na perswazyjności wobec widzów, których obecność jest integralnym czynnikiem wplecionym w konstrukcję obrazu. Zastosowane techniki wykraczają też poza kontekst czysto kinowy, inkorporując na ekran elementy kulturoznawczego eseju, dokumentacji archiwaliów oraz teatru iluzji. To właśnie ta intertekstualność i umiejętna manipulacja technikami wizualnymi oraz retorycznymi czyni z Czarownic dzieło ponadczasowe i do dziś intrygujące pod względem przekazywanych treści.

Christensen tworzy coś w rodzaju performatywnej rozprawy naukowej, w której sekwencje aktorskie są otwarcie umowne i fikcyjne w ramach filmu, jednak równocześnie zachowują wewnętrzną koherentność. Pomimo że poszczególne sceny ilustrujące problematykę egzystencji czarownic są przeplatane komentarzami narratora, a ich status od razu jest określony jako odegranie danego elementu wywodu, wszystkie rozgrywają się w ramach jednej lokalizacji, a wszystkie osoby zdarzenia przynależą do jednej rzeczywistości, składając się na wielowątkową wizualizację zaczerpniętą przez autora ze źródeł historii. Mamy więc do czynienia z dwoma poziomami narracji filmowej – zainscenizowane w ramach obrazu sceny z udziałem aktorów składają się na konsekwentną wewnętrznie chronologię, która z kolei przynależy do nadrzędnego wywodu, w którym wypowiada się utożsamiony z reżyserem narrator, a cały film jest wprost określony jako forma artystyczno-publicystycznej wypowiedzi na temat czarownic (owo określenie dokonuje się przez bezpośrednie zwroty narratora w stronę widowni, a także ujawnienie tożsamości odgrywających czarownice kobiet jako aktorek w filmowym projekcie). W ten sposób Christensen wprowadza subiektywną perspektywę do dzieła obrazującego w obiektywnej konwencji historyczne przekazy w otwarcie fikcyjny sposób. Czarownice są więc zarówno kinową narracją, ilustrującą za pomocą filmowej inscenizacji zjawisko historyczne, jak i formą niefikcyjnej wypowiedzi autora, relacjonującej faktycznie istniejące dyskursy opatrzone krytycznym komentarzem.

Przełamywanie narracji bezpośrednimi zwrotami do widza podważa realność ukazywanych scen w ramach logiki ekranu, wymuszając szerszą perspektywę. Czarownice zostają w ten sposób zawieszone w ogólnym kulturowym kontekście i skłaniają do poszukiwania znaczenia poza samym filmem, uwzględnienia własnej wiedzy oraz odniesień. Christensen, włączając samego siebie w rzeczywistość filmu (co znamienne, wciela się on też w diabła), otwarcie subiektywizuje swój wywód, deklaruje samoświadomość w sferze filmowej reprezentacji i tym samym wciąga widza w grę realności i fikcji. Autor staje się tu demiurgiem, z jednej strony zachowującym pozory naukowej obiektywności, z drugiej arbitralnie wywołującym ekranowe zdarzenia, wydającym dyspozycje aktorkom i narzucającym własne osądy. Filmowa narracja podważa więc poniekąd sama siebie, komplikuje odbiór i wzbudza wątpliwości. Czy więc opierające się na naukowych fundamentach Czarownice są rzetelnym historycznym referatem, czy raczej autorską wypowiedzią artystyczną? Ta zagadka chroni film zarówno przed płytką publicystyką, jak i przed instrumentalnym wykorzystywaniem motywu czarownictwa do zbudowania kinowej rozrywki.

Avatar

Tomasz Raczkowski

Antropolog, krytyk, entuzjasta kina społecznego, brytyjskiego humoru i horrorów. W wolnych chwilach namawia znajomych do oglądania siedmiogodzinnych filmów o węgierskiej wsi.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA