CZAROWNICA. Mało śmieszna komedia
Komedie romantyczne mają to do siebie, że ciężko znaleźć w nich coś, czego wcześniej nie widzieliśmy. Coraz to nowi reżyserzy prześcigają się w udoskonalaniu czegoś, co już wcześniej zostało opowiedziane, i nie za bardzo chcą dodawać do tych filmów czegoś od siebie, bo to zbyt ryzykowne i pracochłonne.
Są oczywiście świetne przedstawicielki tego gatunku, filmy, które rozśmieszają nas do łez i przy okazji sprawiają, że robi się cieplej na serduchu. Niestety, takie filmy zaczynają powoli należeć do gatunku znajdującego się na wymarciu i nieczęsto zdarza nam się je oglądać. Można kom-romy podzielić na dwie kategorie: pierwsza to ta opisana wyżej, natomiast Czarownica zdecydowanie należy do tej drugiej kategorii – filmów spartolonych, które zamiast oczekiwanego uśmiechu na twarzy zostawiają tam wyraz skrajnego znudzenia i irytacji. Film jest oparty na niegdyś popularnym serialu telewizyjnym pod tym samym tytułem (oparty to chyba za dużo powiedziane – treścią filmu jest kręcenie remake’u serialu przez ekipę telewizyjną). Opieranie filmów na słynnych serialach zawsze było i będzie niebezpieczne, ponieważ ci, którzy się na to porywają, muszą się liczyć z a) nieuniknionymi i nieskończonymi porównaniami co do obsady, humoru, scenografii itd. b) fanami serialu, którzy prędzej zorganizują zamach na twórców, niż wybaczą wszelkie uchybienia.
Nora Ephron coraz bardziej traci wyczucie w delikatnej, komediowej materii i aż się boję pomyśleć, jaki będzie jej następny film. Po bardzo fajnej Bezsenności w Seattle i równie udanym Kiedy Harry poznał Sally, nakręciła takiego sobie Michaela i średnio udany remake Sklepiku za rogiem pt. Masz wiadomość. O ile tamte filmy miały jeszcze coś do zaoferowania, to już Czarownica nie posiada takiego atutu. Poprowadzony ciężką ręką film nie potrafi wyjść poza pewne schematy, które wszyscy znają od dawna. To w sumie jeszcze dałoby się jakoś przeżyć, gdyby film śmieszył i bawił – ani jednego, ani drugiego tutaj jednak nie znajdziemy, bo wszyscy, jakby na złość, prześcigają się w wyścigu o to, kto lepiej spartoli dobry pomysł. Przez cały film naliczyłem dosłownie 3 (słownie trzy) śmieszne sceny (m.in. świetne zaczarowanie głównego bohatera tak, że mówił po hiszpańsku i staroangielsku), co chyba świadczy o wszystkim.
Wszystko to dziwi szczególnie z uwagi na fakt, że w główną rolę męską wcielił się jeden z czołowych komików amerykańskich – Will Ferrell, którego osobiście uwielbiam. Tutaj jego potencjał komediowy nie został nawet w połowie wykorzystany przez scenarzystę, który najwyraźniej stwierdził, że dobry wygłup nie jest zły. Bo to właśnie przypadło w udziale Ferrellowi – wygłupianie się przez cały czas. Mimo że jest w tym mistrzem, to nawet on nie dał rady podnieść walorów humorystycznych filmu. Nicole niestety (albo stety) wypada lepiej od Willa, a w kilku momentach, pomimo swoich 38 lat, wygląda co najmniej uroczo. Niestety aktorka powoli zaczyna rozmieniać się na drobne i nie za bardzo potrafię zrozumieć, co ją zmusiło do wystąpienia w kolejnej dennej komedii romantycznej. Pani Kidman, owszem, potrafi być zabawna, ale nie przez cały czas i lepiej wychodzą jej role, które wymagają od aktorki czegoś więcej niż uśmiechania się ładnie przez cały film.
Isabel (Nicole Kidman) to tytułowa czarownica, o tyle nietypowa, że chcąca pozbyć się swojego ‘brzemienia’, jakim jest czarowanie, na rzecz normalnej ziemskiej egzystencji. Pragnie żyć tak jak najnormalniejsza śmiertelniczka – zarabiać na swoje utrzymanie, zakochać się w jakimś przystojniaku i ogólnie dobrze się bawić, bez tej całej czarodziejskiej otoczki. Obiecuje sobie, że nigdy więcej nie będzie już używała magii i zstępuje na Ziemię, sprzeciwiając się tym samym ojcu (Michael Caine), który nie widzi tego w różowych barwach. Isabel kupuje sobie (używając czarów ostatni raz) wymarzony domek i zaczyna normalne życie. Jack Wyatt (Will Ferrell) to aktor, który niegdyś znajdował się w gwiazdorskim panteonie, a teraz, po kilku mniej udanych wyborach obsadowych, nie może się pozbierać. Jack, dzięki swojemu agentowi (Jason Schwartzman), dostaje ostatnią szansę na zaistnienie w filmowym światku i powrót do sławy. Producenci oferują mu rolę w remake’u popularnego niegdyś serialu telewizyjnego Bewitched, a że Jack to wyjątkowy narcyz, zachowuje się jak rozkapryszona gwiazda i żąda kogoś nieznanego do obsadzenia w głównej roli kobiecej (aby to on pozostał jedyną gwiazdą). Przez zbieg okoliczności napotyka Isabel i, zauroczony, namawia ją do przyjęcia roli. Ta zaś widzi w przymilającym się Jacku swojego wymarzonego męża – niedługo po rozpoczęciu zdjęć do serialu boleśnie się zawodzi, zdając sobie sprawę, że posłużyła ukochanemu za rekwizyt i zaczyna bawić się w różnego rodzaju złośliwości na planie filmowym (używając czarów ostatni raz…), skutecznie utrudniając Jackowi życie.
Podobne wpisy
Przyznaję się bez bicia, że nie miałem styczności z serialem, co więcej dowiedziałem się o jego istnieniu właśnie przy okazji seansu filmu. Porównania więc jako takiego nie będzie, ale zrobiłem małe rozeznanie w internecie i na podstawie wszelkich informacji tam zdobytych mogę spokojnie zaryzykować stwierdzenie, że w latach 60. Bewitched był znanym i lubianym serialem, który do czasów obecnych urósł, dla niektórych fanów, do rangi kultowego. Dlatego też Czarownica jest jednym z tych filmów, których powstanie nikomu nie było potrzebne, ani też nikt o nie nie prosił. Kolejnym serialem przerobionym na film, który stracił przez to pewnie trochę ze swojego mitu. Nie jest to obraz zły, ale z pewnością bardzo nierówny i przez przeważającą część trwania, co jest dla komedii bardzo bolesne, mało śmieszny i nudny. Fani talentu komediowego Willa Ferrella nie powinni czuć się zawiedzeni, bo znajdą w filmie kilka rzeczy, do których aktor zdążył nas już przyzwyczaić. Fani talentu i wdzięku Nicole Kidman pewnie przymkną oko na to, że ich ulubienica gra w coraz to gorszych produkcjach i będą się również całkiem nieźle bawić. Reszcie widzów natomiast zdecydowanie nie polecam tego filmu, ponieważ najnormalniej w świecie stracą 100 minut cennego czasu.
Tekst z archiwum film.org.pl.