COP OUT: FUJARY NA TROPIE (2010). Strzelając zabójczą pułapką 3 1/2

Kevin Smith zawsze umiał łączyć filmowy ogień i wodę. Nudna zwyczajność była u niego ciekawa, obsceniczność romantyczna, a bluzgi kwieciste. Tym razem postanowił połączyć kojarzące się z innym rodzajem kina własne nazwisko z doszczętnie przeoraną przez lepszych od niego specjalistów formułą gliniarskiego filmu kumpelskiego. Był czarno-biały duet? Wiele razy. Skakali sobie do oczu z powodu odmiennych temperamentów? Owszem. Przerzucali się śmiesznymi dialogami pomiędzy jedną i drugą akcją? Z dokładnością do hollywoodzkiej sekundy. Quentin Tarantino oraz scenarzyści Richarda Donnera i Johna McTiernana podkręcili formułę na taki pułap, z którego można było ją już tylko sparodiować w Strzelając śmiechem. A tu po latach wpada Kevin Smith, niszowy filmowy erudyta z innej bajki, bierze te same kotlety i odgrzewa je jeszcze raz. Aż tłuszcz się burzy, a panierka czernieje.
Kiedy po raz pierwszy usłyszałem polski tytuł „Cop out”, czyli „Fujary na tropie”, uznałem go za kolejny poroniony wyczyn polskiej myśli tytułologicznej. Ale tym razem był to naprawdę strzał w punkt. Jimmy Monroe (Bruce Willis) i Paul Hodges (Tracy Morgan – jak facet może mieć na imię Tracy? Amerykańskie imiona naprawdę gówno znaczą…) z Nowego Jorku to najprawdziwsze gliniarskie fujary, cieniasy, złamasy itd. Pierwotny tytuł filmu brzmiał zresztą „A Couple of Dicks”. Czego się nie chwycą, to spieprzą. Monroe ma wiecznie pecha, a Hodges wykazuje typowo murzyńską nadekspresję, zaciemniającą trzeźwy ogląd sytuacji. Po kolejnym spartolonym zadaniu, w trakcie którego ginie ich świadek, obaj lądują na bezpłatnym urlopie. To cios dla Monroe’a, który chce sfinansować wystawne wesele córki. Aby wyjść z twarzą wobec byłej żony i jej nowego, nadzianego męża (Jason Lee), Monroe postanawia sprzedać za ciężkie pieniądze niezwykle rzadką kartę z baseballistą Andym Pafko z 1952 roku. Ale podczas sklepowej transakcji dochodzi do napadu rabunkowego. Fujary namierzają złodzieja, który ukradł ją dla Poh Boya, bossa meksykańskiego gangu. Fujary odwiedzają bandytę – kolekcjonera, z którym ubijają interes – karta za odzyskanie skradzionego mercedesa z cenną zawartością. Fujary odnajdują samochód, lecz w bagażniku odkrywają uwięzioną kobietę…
Reżyser podkreślał, że to nie jest jego film, że tym razem był tylko najemnikiem na usługach Warner Bros. Cóż, skoro nawet Andriej Konczałowski dał się skusić na taki numer przy Tango & Cash, to wypadałoby wybaczyć również Smithowi. Ten pozytywny wariat z New Jersey przez lata poruszał się w świecie Viewaskewniverse, w którym czuł się najlepiej. „Cop out” to jego trzecia próba wyjścia poza świat Jaya i Cichego Boba, do którego zresztą już chyba nigdy nie wróci. Tylko Zack i Miri kręcą porno było próbą w pełni udaną. Ale o ile Jersey Girl miała jeszcze gdzieniegdzie odciśnięte ślady stylu Smitha, o tyle Fujary na tropie są niemal doskonale anonimowe (ze starej ekipy w produkcji wziął udział operator David Klein, a w dwóch scenach zagrał Jason Lee, zabrakło producenta Scotta Mosiera). To po prostu kolejny film z Bruce’em Willisem ganiającym ze spluwą po mieście, groteskowa wariacja na temat jego gliniarskiego wizerunku, którego aktor już najwyraźniej nie ma siły nawet parodiować, sprowadzając grę do eksponowania łysiny. Gdzie te czasy, kiedy Willis u Zemeckisa wspinał się na wyżyny ekspresji…
Podobne wpisy
Wokół Kevina Smitha wyrosło niepokojące zjawisko, którego sam był autorem. W swoich najlepszych czasach wyznaczył on nowe tory dla amerykańskiej komedii, w które wpadali jego mniej lub bardziej utalentowani epigoni. Najszybciej na tychże torach rozpędził się Judd Apatow. Po Zack i Miri kręcą porno fani Smitha zauważyli, że ich guru więcej wziął z… Apatowa, niż z samego siebie. Smutna ironia losu, kiedy niegdysiejszy reformator po latach zostaje w tyle i spala się w czymś, co już wcześniej było zrobione lepiej przez kogoś innego. Smith był uwielbiany także za swe błyskotliwe popkulturowe cytaty, ale dziś każdy sezon Simpsonów bije Smithowską erudycję na łeb. Pozostają dialogi. To właściwie one tworzą Cop out i dla nich ogląda się ten film, ponieważ banalna, pretekstowa i najeżona bzdurami fabuła wyparowuje z głowy po zakończeniu seansu. A jest się z czego pośmiać, są cytaty filmowe, dużo bluzgów, mało politycznej poprawności, wszystko podane w tempie sitcomu, słowem esencja Smitha. Ale to nie on był autorem scenariusza, choć jest kilka zabawnych nawiązań do jego twórczości (hasło „ass to mouth” ze Sprzedawców 2). Rzetelną, choć wyraźnie sitcomową robotę zapisali na swe konto bracia Robb i Mark Cullen, dwuosobowy scenariuszowo-producencki taśmociąg na usługach amerykańskiej telewizji. Na siłę można odszukać rękę Smitha w warstwie muzycznej, konsekwentnie nawiązującej do lat 80. i 90. W Clerks 2 nagle usłyszeliśmy Samanthę Fox; tutaj mamy na przykład Snap! z legendarnym numerem „Rhythm is a Dancer”. Zaskakujący jest też kompozytorski udział Harolda Faltermeyera, który po napisaniu muzyki do Tango & Cash (1989) właściwie zniknął z amerykańskiego rynku muzycznego i na prośbę Kevina Smitha wrócił do swych sztandarowych, syntezatorowych ilustracji filmowych. Szkoda tylko, że już nie tak przebojowych, jak w Gliniarzu z Beverly Hills…
Jak widać, ocenianie Fujar na tropie poprzez pryzmat Kevina Smitha skazuje film na krytyczną zagładę. Autor Sprzedawców odrobił po prostu pracę domową za duże pieniądze. Po co? Nie wiem. Może chciał coś nakręcić z Willisem po wspólnym występie w Szklanej pułapce 4.0? Może nie miał nic lepszego do roboty? Może chciał skosztować filmowego chleba z nie swojej piekarni? A może chciał przekonać do siebie wielkie wytwórnie na konto przyszłych, autorskich produkcji za pieniądze, których Scott Mosier nie byłby w stanie zebrać? Cholera wie, ale mógł to zrobić trzymając się za jaja, a nie za portfel. A na razie, podczas oglądania Cop out należy zapomnieć o jego współudziale, wyłączając przy okazji wyższe funkcje mózgu. Tylko w ten sposób można na tym filmie odpocząć ze szczerym śmiechem w tle, bo to po prostu kolejny seryjny hollywoodzki produkcik, który bawiąc bawi i nic więcej. Jeśli natkniecie się kiedyś na Kevina, który będzie reklamował bohaterów Fujar na tropie jako policyjne wersje Dantego i Randala – nie wierzcie mu. On zrobił ten film tylko dla kasy. Jako przygłupawa komedia sensacyjna się sprawdza, jako komedia Kevina Smitha – ani trochę.
Tekst z archiwum film.org.pl.