search
REKLAMA
Archiwum

CONTROL. Biografia wokalisty Joy Division

Rafał Grynasz

17 lipca 2019

REKLAMA

Reżyserował go Anton Corbijn, specjalista od teledysków i fotografii, co widać w płaszczyźnie obrazu. To, po muzyce, najmocniejsza strona filmu – zdjęcia są czarno-białe (podobnie jak słynny teledysk do “Atmosphere”), niezwykle wysmakowane artystycznie, oddające sobą chyba więcej uczuć i zimno-falowego ducha niż sam bohater. Film ogląda się niczym wielki teledysk (np. pamiętna scena z “No Love lost” jest tego przykładem), naprawdę piękny wizualnie i szczodry w warstwie muzycznej, co w sumie nie jest zarzutem, a w świetle słabości fabularnych nawet zaletą. Niestety Anton Corbijn na polu reżyserskim nie spisał się już tak dobrze, a już z pewnością daleko mu do Michaela Winterbottoma. Piszę tak, gdyż na miejscu wydaje się być porównanie Control do 24 hour party people. Również w tym filmie “w części pierwszej” opowiedziana jest historia lidera Joy Division, jak i całego zespołu, a wiele wydarzeń pokrywa się z tymi z Control. Stąd możliwość rzetelnej konfrontacji. Aktor grający Curtisa nie jest do niego podobny, a wątek żony i kochanki zostaje praktycznie pominięty. Winterbottom skupia się bardziej na relacjach Curtisa z menadżerem i członkami zespołu. W prosty, niemal dokumentalny sposób kreśli najbardziej newralgiczne momenty w historii zespołu, aż do tragicznego końca. Historia mieści się w godzinie filmu i jest bardziej przejmująca i dobitna niż nieco rozwlekły Control w całej swej wystawności. I tu pytanie: czy jest to opowieść na film, a jeżeli tak, to czy warto było ją nakręcić, skoro światło dzienne ujrzał wcześniej film Winterbottoma?

Jest w 24 hour people party people taka scena, w której członkowie zespołu stwierdzają z uznaniem, że głos Iana brzmi na nagraniu prawie jak Bowie. Curtis odpowiada zdenerwowany i lekko przerażony: “Nie cierpię pierdolonego Bowiego. W “All The Young Dudes” śpiewa o tym, jak umrzeć w wieku 25 lat. Czy wiesz, ile on ma lat? Ma 30, 29, jakoś tak. Jest kłamcą.” Ta jedna scena mówi o Curtisie i jego kondycji dużo więcej niż cały Control. Następna scena, scena śmierci, jest zimna i straszna. W kontekście choćby tego krótkiego tekstu możemy zastanawiać się nad jej przyczyną, nad chorą ambicją Curtisa, poszukiwaniem przez niego pełni autentyzmu jako twórca, który autentyzmu nie mógł zaznać w życiu i w swoich związkach. W tym przypadku przedstawienie historii Joy Division jest bardziej poszukujące, a jednocześnie doskonale dokumentalne. W scenie nad trumną Curtisa, kiedy Tony Wilson nazywa go muzycznym odpowiednikiem Che Guevary, legenda krzepnie, a historia ma swój początek; wiemy, dlaczego odszedł. I poznamy tego efekty. Rozpływam się nad 24 hour people party people, ale są to westchnienia uzasadnione, bo film dotyczy tej samej historii, ale przedstawionej w sposób po prostu lepszy i bardziej wyrazisty, co dorabia Control etykietkę zmarnowanej szansy lub też filmu zbędnego. Nie mogę jednak zbytnio temu obrazowi ujmować, choćby ze względu na potęgę muzyki w nim tkwiącej. Ma on w sobie wielki walor, mianowicie jest wspaniałym tłem i pejzażem dla gorzkich tekstów Iana Curtisa. Obrazy z jego życia powalają lepiej zrozumieć przesłanie jego piosenek, a przede wszystkim okoliczności ich powstania. Historia zacznie się beztroskim “Jean Genie” Bowiego, a skończy pod woalem samotności “Atmosphere”. Niestety sam bohater pozostanie dla nas jedynie “przejmującym z oddali”.

Tekst z archiwum film.org.pl (07.03.2008).

REKLAMA
https://www.perkemi.org/ Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor 2024 Situs Slot Resmi https://htp.ac.id/