CITADEL: DIANA. Szpiegowska dystopia science fiction [RECENZJA]
Dostępna na Amazon Prime Cytadela: Diana jest serialem-tajemnicą, wydającym się jednosezonowym westchnieniem streamingowej kinematografii z Rzymu. Współprodukowali go bracia Russo, kontynuując w pewnym sensie historię z produkcji Cytadela. Przeszła ona nieco bez echa, chociaż w obsadzie znaleźli się m.in. Priyanka Chopra, Richard Madden i Stanley Tucci. Cytadela: Diana pewnie ten los podzieli, ale to nie oznacza, że widzowie mają się obawiać braku jakości tego serialu. Dla większości fanów akcji będzie to intensywnie opowiedziana historia dystopijnych Włoch, w którą dyskretnie wkomponowano elementy SF w postaci głównie techniki. Znanych aktorów również tu nie uświadczy – znanych oczywiście z czerwonych dywanów, internetowych „płotków” oraz kolorowych pism w stylu „Tele Tydzień”. Ale głębiej siedzący w kinie z pewnością rozpoznają Theklę Reuten oraz przynajmniej Maurizio Lombardiego. Celowo nie zdradzę skąd, bo takie zagadki przyjemnie się samemu odkrywa.
Cytadela: Diana dzieje się w 2030 roku, więc nie jest to daleka przyszłość. Miejscem akcji jest Mediolan, miasto nowoczesne, ale jednocześnie zniszczone, czego specjalnie uwidocznionym efektem są ruiny Katedry Narodzin św. Marii. Showrunnerką projektu została Gina Gardini, doświadczona producentka, współpracująca m.in. przy Gomorze. Osobiście nigdy nie lubiłem filmów o mafii i obawiałem się, że Cytadela: Diana będzie przepełniona mafijnymi romantyzacjami tematu, ale muszę przyznać, że fabuła jest zrównoważona. Oczywiście włoski rys jest zachowany, lecz akcja jest na tyle intensywna, że ten mafijny element nie przytłacza swoją podniosłością widzów, jak np. dzieje się to w Ojcu chrzestnym. W tytule napisałem, że serial jest dystopijnym science fiction po włosku. Może to określenie SF jest faktycznie trochę na wyrost, ale dystopia już nie. Włochy w Cytadeli: Dianie są krajem podzielonym, poranionym i rządzonym coraz bardziej autorytarnie. Dużą rolę odegrała w tym stanie rzeczy nieistniejąca już organizacja Cytadela, lecz jej miejsce zajęła Mantykora, czyli produkt szpiegowskich, totalnych czasów, dążący do mniej więcej tych samych celów – rozwijania destabilizującej i przestępczej działalności zarówno we Włoszech, jak i poza granicami tego kraju. Generalnie świat w Cytadeli to jeden z tych, w których nie ceni się wolności jednostki, a kontrola działania społeczeństwa rozwijana jest sukcesywnie, aż każdy z obywateli zostanie wciągnięty w spiralę działalności wielkich, przestępczych korporacji, wysługujących się rzeszami ludzi, by zarabiać pieniądze dla wąskiej grupy rodzin. Można to nazwać mafijnym kapitalizmem, którego niemrawych zalążków doświadczyliśmy i w Polsce. Tym bardziej warto produkcję obejrzeć, żeby uświadomić sobie, do czego prowadzi kontrola – najpierw niewinna, rozrywkowa, a potem coraz bardziej drapieżna, zobowiązująca, aż w końcu za pomocą narzędzi elektronicznych determinująca każdy nasz czyn, oceniając jego sens oraz wyceniając go, czy należy nam się nagroda, czy może trzeba wymyślić dotkliwą karę.
I w tym dystopijnym świecie działa główna bohaterka – agentka Mantykory – której przyjdzie sprzeciwić się swoim mocodawcom i rozpocząć własną vendettę, niemal jak John Wick. Tyle że Diana Cavalieri ma chyba bardziej „światowe” powody niż utrata swojego ukochanego pupila. I właśnie przy tej bohaterce zatrzymałbym się na dłużej, bo jest ona (nie licząc Ettore Zaniego) najciekawszym elementem serialu. Wciąż dość powszechnie ocenia się kobiece postaci jako dysponujące zbyt małą ilością charyzmy, żeby stać się ikonami kina akcji. W historii kina było takich bohaterek dosłownie kilka, mężczyzn zaś przynajmniej setki. Różnica jest kolosalna, a twórcy kina raczej nie inwestują w kobiety, przyznając im role wspomagające, jeśli już mają znaleźć się w intensywnej akcji. Na naszym nadwiślańskim poletku pozytywnie w tej materii zasłużyła się Agnieszka Grochowska w Dniu Matki. Dlatego wspominam o tej produkcji, gdyż Nina Nowak przypomina mi Dianę, chociaż ta druga jest o wiele mniej eksploatacyjna niż polska „Nina Wick”. Niemniej sposób gry obydwu, ich rozterki, siła, a zarazem słabość wobec męskich ikon w fabule, łączą mi się w głowie w spójny charakter kobiety, której oglądanie w kinie akcji sprawia mi niesamowitą frajdę. A jeśli na dodatek prezentacja otaczających ją wydarzeń jest profesjonalna technicznie, spójna montażowo oraz narracyjnie logiczna, można siedzieć przed ekranem i delektować się taką fabułą.
Nie pozostaje mi nic innego, jak polecić wszystkim widzom serial Cytadela: Diana. Tytuł może faktycznie nie zachęcać. Brak promocji również stawia go na słabszej pozycji, wśród ostatnich serialowych premier. Tym bardziej więc trzeba go poznać. Seans poprzedniej części historii także nie jest konieczny. Scenarzyści zgrabnie poradzili sobie z nową rzeczywistością, bez potrzeby nagminnych retrospekcji. Można tylko na koniec postawić pytanie, czy będzie 2. sezon? Lepiej by było dla całości historii, gdyby ją zamknąć w jednej serii tak, jak zrobiono to z takich czy innych względów z pierwszą Cytadelą. Końcowy twist w Dianie na szczęście nie przesądza o konieczności nakręcenia kolejnej serii.