CAPOTE. Kipiący od emocji
Ten film to przede wszystkim niesamowita rola Philipa Seymoura Hoffmana. Jest to jedna z tych ról, która zaciera granicę między aktorem a graną przez niego postacią. Nie będę w tym miejscu oryginalny i powtórzę – Hoffman po prostu JEST Trumanem Capote. I nie chodzi tu tylko o gesty czy specyficzny sposób mówienia. Aktor znakomicie portretuje charakter słynnego pisarza, jego nieco egoistyczny sposób bycia i silne przekonanie o własnym wielkim talencie i geniuszu; subtelnie pokazuje przemianę wewnętrzną bohatera związaną z pracą nad ostatnią książką. Capote, chociaż obsesyjnie dąży do napisania powieści, wydaje się być wyczerpany nadmiarem emocji i wpływem, jaki wywarło na nim spotkanie z Perrym Smithem. Hoffman buduje swojego bohatera w sposób bardzo konsekwentny, skupiając się na wewnętrznej walce Capote’a z samym sobą, z własnymi słabościami, wątpliwościami, a przede wszystkim – zagubieniem. Znakomita kreacja, godna (od dawna zasłużonego) Oscara.
Podobne wpisy
Skoro mowa o nagrodach Akademii, warto wspomnieć o świetnej Catherine Keener w roli przyjaciółki Trumana, pisarki Harper Lee. Choć głównymi faworytkami do Oscara za drugi plan żeński są Rachel Weisz (znakomita rola w Wiernym Ogrodniku) i Michelle Williams (za Tajemnicę Brokeback Mountain), to właśnie Keener moim zdaniem najbardziej zasługuje na nagrodę. Z gracją, inteligentnie prowadzi swoją postać, nadaje jej bardzo charakterystyczne rysy i obdarza wielką naturalnością. Ciekawie na tym tle wypada Clifton Collins jako Perry Smith – naiwny, wyciszony i z pozoru nieskomplikowany. Świetna, wyciszona rola Chrisa Coopera (który wciela się w Alvina Deweya, policjanta zajmującego się sprawą Clutterów) dowodzi, że dobry aktor potrafi jednym przenikliwym spojrzeniem dać nam do zrozumienia, co myśli o rozgrywających się wokół niego wydarzeniach.
Wspaniały, świetnie napisany, rewelacyjnie zagrany film. Dowód na to, że w dzisiejszych czasach można zrobić opowieść przejmującą i kipiącą od emocji bez specjalnych ku temu środków. Zaskakująco wyciszony i nieśpieszny film, ale przede wszystkim – niezwykle dojrzały debiut. Obok bardzo dobrego Good Night, and Good Luck – mój oskarowy faworyt.
Tekst z archiwum film.org.pl (18.02.2006).