CANNIBAL HOLOCAUST. Co mają wspólnego Indianin, Żyd i CZŁOWIEK
Dzięki przytoczonym wyżej scenom, przypomniała mi się krowa z pierwszej części mondo dokumentu Pieski świat (Mondo cane) zrealizowanego w 1962 roku przez trójkę reżyserów, Paolo Cavarę, Gualtiero Jacopettiego i Franco Prosperiego. Zwierzę zostaje ścięte nożem kukri na cześć bohaterskich ghurkijskich żołnierzy, którzy woleli zostać zdekapitowani przez Japończyków niż zdradzić Wielką Brytanię. Krowa nie za wiele wie o ludzkich zdradach i pojęciu bohaterstwa, ale mimo to zostaje bezlitośnie użyta jako symbol ofiarny. Krew tryska na wszystkie strony, głowa oddziela się od drżącego korpusu, ciągnąć za sobą kawałki ścięgien i odpryski kości z kręgosłupa, a publiczność, którą stanowią nie tylko lokalsi, ale też śmietanka brytyjskiej armii, jest zachwycona ceremoniałem. Barbarzyńskie towarzycho, tyle że po wojskowemu ogolone, w nakrochmalonych koszulach, z dystynkcjami oficerów. Aż się rzygać chce.
Takim właśnie poziomem realizmu inspirował się Deodato, kręcąc Cannibal Holocaust. Doskonale wiem dlaczego. Chciał obudzić we mnie mój dwulicowy, wyrosły w zachodniej kulturze, gniew. Bo przecież jem te kotlety. Nie licząc kilkuletniego okresu wegetariańskiego, ale to ze względu na byłą już partnerkę. Mam też na sumieniu własnoręcznie uśmierconą kurę na rosół i gołębia. Sądzę, że nawet kręcąc film dzisiaj, Deodato zabiłby te zwierzęta naprawdę. Jak przebiegła żmija, liczyłby na obudzenie u widza biologicznego instynktu, który bezbłędnie wyczuwa śmierć.
Porównując sceny gwałtów i zabijania ludzi z uśmiercaniem zwierząt, nawet wtedy, gdy nie znałem całego kontrowersyjnego tła filmu, potrafiłem rozpoznać, co jest prawdą, a co aktorską grą. Zupełnie nie rozumiem, czemu ludzie sądzili, że Deodato rzeczywiście zamordował aktorów na planie. Wystarczy uważnie przyglądnąć się chociażby scenom gwałtów. Ruchy indiańskich aktorów są niemal ślamazarne, zetknięcia bioder gwałciciela z biodrami ofiary praktycznie uniemożliwiają penetrację (chyba że przy członku o końskich rozmiarach), a niekiedy napastnik odsuwa się na tyle, że doskonale widać, że raczej między nogami nie ma żadnego sztywnego narzędzia, które umożliwiałoby seksualną przemoc.
Podobne wpisy
Podobnie jest ze scenami zabijania i kanibalizmu. Mięso na kościach prezentuje się jakoś tak gumowo, tak samo zresztą jak w Martwicy mózgu Petera Jacksona. Krew leje się nie tam, gdzie można by się tego spodziewać ze względu na uszkodzenie głównych tętnic, rozcinanie ciała od trzonu mostka aż po podbrzusze kamiennymi toporkami wygląda jak zabawa z budyniem truskawkowym. Nie da się uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę, bo zastosowano tanie efekty specjalne, bazujące na bardzo szkicowym rozumieniu anatomii człowieka. No dobrze. Przyznaję, że kobietę wbitą na pal obejrzałem kilkukrotnie i to bardzo dokładnie na 65-calowym ekranie. W tym jedynym przypadku mógłbym się rzeczywiście nabrać.
Natomiast gdy chodzi o zwierzęta najzwyczajniej w świecie wiem, że one giną i cierpią. Nie potrafię tego przyprawiającego o dreszcze wrażenia uzasadnić. Po prostu to wiem. A o tym, że w filmie ginęły naprawdę, dowiedziałem się już po seansie. A wszystko przy tej rozbrajającej, cukierkowej muzyce Rizo Ortolaniego stawiającej kontrę idiotycznie krwawej formie zdjęć morderstw, gwałtów i latających po kadrze flaków. Ta muzyka niczego nie łagodzi. Ona dobitnie pokazuje amoralność poczynań ludzi w „zielonym piekle”. Świat Indian leży poza dobrem i złem, a my, biali, przyszliśmy do ich domu zabrać im tę wolność, bo niesamowicie jej im pozazdrościliśmy.
Wracając do tych Żydów, Indian i CZŁOWIEKA. Mocno upraszczając, Indianin i Żyd to kategorie narodowe związane z kulturą, natomiast CZŁOWIEK to jako taki przedstawiciel gatunku, który przede wszystkich chce przeżyć, a dalej już żyć przyjemnie, i dla takiego życia zrobi wszystko, co teoretycznie w humanistycznej kulturze się nie mieści. Indianin i Żyd też mogą stać się ludźmi, lecz CZŁOWIEK Zachodu odebrał im to prawo. Indianin i Żyd mogą zabijać CZŁOWIEKÓW, chociaż o tym nie wiedzą, ponieważ CZŁOWIEKI utwierdzają ich w przekonaniu, że Żydzi i Indianie mogą być wyłącznie ofiarami. a kiedy czasem udaje im się wyskoczyć przed szereg i zadrasnąć swoich katów, nagle uzyskują miano przeznaczonych do eksterminacji dzikusów.
Skąd Żydzi we włoskim horrorze typu gore? Może to skojarzenie spowodowane jest tym, że jestem Polakiem i od dziecka otaczają mnie wojenne historie, w których moja rodzina brała udział i sromotnie przegrała. Mój odbiór sceny, w której czwórka zachodnich fotoreporterów zamyka Indian w szopie i podpala od razu kojarzy mi się z masowym uśmiercaniem Żydów w komorach gazowych. a także gdzieś tak, niemal jak echo, z naszymi rodzimymi pogromami Żydów dokonywanymi rękami moich rodaków.
My, Polacy, mamy swoich Żydów, którzy są faktycznie Żydami. Dla Włochów i Niemców pewnie Żydzi też nie zmienią swojej nacji, ale kto wie, kto jest Żydem np. dla Chilijczyka. Żyd to metafora ofiary holokaustu. Każdy naród ma takiego swojego Żyda, którego rytualnie morduje, a dopiero później znajduje motywy, że tak powinien był zrobić.
Poczułem niemal fizyczny ból, kiedy oglądałem film Deodato. Przypomniała mi się sytuacja sprzed ponad trzydziestu lat, kiedy byłem nieopierzonym malcem, który bardzo chciał przynależeć do grupy silnych, ogarniętych rówieśników. Sam był tylko wychudzonym blondynkiem i panicznie bał się, że będzie ofiarą klasowego holokaustu. W klasie zerowej był taki Waldek. Jego rodzice bardzo chcieli, żeby uczył się z „normalnymi” dziećmi. Waldek jednak był inny, opóźniony. Reagował wolniej. Nie wchodził w interakcje. Nie poradził sobie. Musiał zająć w systemie edukacyjnym miejsce przeznaczone dla takich jak on. Ale zanim to nastąpiło, odbyła się swoistego rodzaju walka o to dziecko. Rodzice walczyli. Sądzili, że styczność z nami, czyli tymi o zadowalającym IQ, pomoże Waldkowi.
Stało się jednak tak, że sprowadzili Waldka do piekła. Pamiętam, jakby to było wczoraj, że klęczę naprzeciw niego i podaję mu zabawkę. Chcę się do niego przymilić. Szukam jego akceptacji i zainteresowania, bo jeszcze w swym dziecięcym mniemaniu nie uświadomiłem sobie, kim Waldek nigdy nie będzie. Kiedy już to wiem, biję go, gryzę, odbieram mu zabawki, robię to, co wszyscy. Wiem, że gdybym zachował się inaczej, zacząłbym przynależeć do grupy, która nie ma szans sobie poradzić – jest mięsem do zjedzenia, jak w filmie Cannibal Holocaust. Nie chcę być zjedzony, więc zajmuję miejsce CZŁOWIEKA i podpalam Żyda, szlachtuję Indianina, sprowadzam Waldka do jedynej możliwej dla niego roli – ofiary.