CANNES 2019. Bacurau (reż. Kleber Mendonça Filho-Juliano Dornelles)
Trzy lata po tym, jak zachwycił canneńską widownię Aquariusem (który to zachwyt nie znalazł potwierdzenia w nagrodach), Kleber Mendonça Filho wraca do konkursu głównego filmem całkowicie innym, ale nie mniej imponującym – tym razem konwencję dramatu społecznego zamienia na gatunkowy amalgamat, w którym znajdziemy thriller, western, kino zemsty i quasi-postapokaliptyczną inscenizację. Brzmi intrygująco? Nic dziwnego, bo Bacurau właśnie takie jest!
Podobne wpisy
Amerykę Południową kojarzymy przede wszystkim z gorącym temperamentem i nieskrępowaną wyobraźnią – i nawet jeżeli cechy te częściej przypisuje się latynoskim obywatelom tego kontynentu, Mendonça Filho udowadnia, że Brazylijczykom nie brakuje kreatywności i fantazji. Bacurau opowiada o tytułowym miasteczku położonym gdzieś w rejonie Pernambuco, na zupełnym odludziu. Ujęcie otwierające film brazylijskiego reżysera sugeruje, że będziemy mieć do czynienia z produkcją godną blockbustera, po czym przenosimy się na głęboką, dziką prowincję, w której funkcjonuje bardzo osobliwa, ale zżyta ze sobą społeczność. Licząca nie więcej niż 200 mieszkańców komuna w pewnym momencie zaczyna doświadczać tragicznych, z pozoru niewyjaśnionych wydarzeń, które na zawsze zmieniają rzeczywistość wewnątrz i wokół Bacurau…
Trudno powiedzieć więcej o fabule tego filmu i nie zepsuć zabawy płynącej z jego oglądania. Mendonça Filho i jego współreżyser Juliano Dornelles sami także doskonale bawią się, dodając do tej gatunkowej zupy kolejne składniki – w jednej scenie Bacurau jawi się jako postapokaliptyczny społeczny dramat, by za chwilę przeistoczyć się w neo-western czerpiący pełnymi garściami z Siedmiu wspaniałych. Ostatecznie żaden z rozrzucanych przez reżyserki duet tropów nie okazuje się całkowicie prawdziwy – choć widać tu inspiracje konkretnymi filmami, konwencjami i gatunkami, żadna z nich nie okazuje się wiodąca. Kluczową wartością Bacurau jest właśnie różnorodność i gotowość do eksperymentowania, jednoznacznie wiążący się z brakiem zgody na podążanie w jednym tylko gatunkowym kierunku.
Mocną stroną filmu duetu Mendonça Filho-Dornelles jest jego tajemniczość – to właśnie z braku wiedzy na temat zaistniałych okoliczności wynika większość napięcia generowanego przez niebanalną fabułę Bacurau. Zarówno specyfika tego miejsca, jak i rodzaj relacji panujących pomiędzy członkami mieszkającej w nim społeczności długo stanowią dla widza zagadkę, a nawet gdy niebezpieczne położenie bohaterów staje się znacznie bardziej zrozumiałe, reżyserski duet z powodzeniem buduje napięcie, niekiedy nawet przeciągając je do granic widzowskiej wytrzymałości. Tam, gdzie większość mainstreamowych twórców spuściłaby już narracyjną bombę, Mendonça Filho i Dornelles biorą widza na przetrzymanie, wstrzymując odpowiedzi tak długo, jak tylko się da.
Bacurau jest bez wątpienia filmem całkowicie zanurzonym w brazylijskiej specyfice – da się odczuć, że sporo tu nawiązań do tamtejszej historii, że takich miejsc jak tytułowe Bacurau jest w tym ogromnym kraju mnóstwo. Ale też jest ten film próbą odpowiedzi na to, jak na zło reaguje społeczność – nie przypadkowa, naprędce zorganizowana, lecz będąca ze sobą niemal od zawsze, współistniejąca i współodczuwająca. Choć trudno uznać ludność Bacurau za grupę homogeniczną, to jednak poszczególni jej członkowie czują się cząstkami jednej wielkiej rodziny. I właśnie w tej specyficznej, znaczonej niemal nadprzyrodzonymi zdarzeniami rzeczywistości owa rodzina stanie przed najważniejszym egzaminem. O tym, czy zda go czy też nie, przekonacie się zapewne wkrótce – można bowiem spodziewać się, że Bacurau wkrótce na dobre ruszy w festiwalowy obieg. Zwłaszcza w sytuacji, gdy zdobędzie w Cannes którykolwiek z laurów.