BRACIA SUN. Bycie kung-fu-gangsterem na wesoło [RECENZJA]
Bracia Sun to komedia gangsterska w odcinkach, zrealizowana na wesoło, ale z nietuzinkową i nieudawaną dalekowschodnią brutalnością. Po serii John Wick taka recepta na sukces się sprawdza. Nie mieliśmy do tej pory jednak serialu, który by utrzymał u widza takie napięcie, a na dodatek zaproponował nieco absurdalnego zmiękczenia złowrogości scen zabijania, aż pojawili się Bracia Sun Brada Falchuka i Byrona Wu. Netflix – jak widać – coraz celniej inwestuje w nowe gatunki filmów. Mam nadzieję, że po obejrzeniu tego serialu znów zmniejszy się liczba osób twierdząca, że produkcje Netflixa są wszystkie takie same. Nie są i z biegiem lat widać to coraz bardziej, nie tylko ze względu na Braci Sun. Jeśli platforma nadal będzie szła tą drogą, może stać się atrakcyjną pozycją na rynku, a są na nim o wiele więksi gracze niż Netflix, którzy tylko czyhają na dogodną okazję zakupu sprawdzonej marki, która dotarła do biznesowej ściany własnej ekspansji.
Niewątpliwą ozdobą i atrakcją serialu jest laureatka Oscara Michelle Yeoh, aktorka, która nie boi się wyzwań, skoro zdecydowała się na taki serial. Towarzyszą jej dwaj mniej znani aktorzy – Justin Chien i Sam Song Li – grający jakże różnych od siebie braci. Jest więc trio głównych bohaterów, które samo w sobie jest pełne sprzeczności, a ich relacje oparte są na komedii omyłek zanurzonej w stylistyce dramatu gangsterskiego oraz pastiszowego kina kung-fu realizowanego np. przez Stephena Chow. Z tej wielokolorowej filmowej zupy mogło więc zupełnie nic nie wyjść, a widz mógł pogubić się w nieokreślonym smaku. Tak jednak się nie stało. Twórcy wiedzieli, jak znaleźć balans między komedią a dramatem oraz ilością starć na pięści. Wiedzieli, jak je zaprojektować, żeby nie były kolejnym powtórzeniem tego, co w kinie widzieliśmy już setki razy, jeśli interesujemy się sztukami walki. Przydało się wieloletne doświadczenie w pisaniu scenariuszy do American Horror Story, które również jest serialem wielogatunkowym. To tam Brad Falchuk nauczył się balansować na tej cienkiej granicy między pastiszem a dramatem psychologicznym. Na dodatek pomógł mu w tym młody w filmowym biznesie Byron Wu wraz z całą azjatycką ekipą stojącą za zdjęciami, produkcją, choreografią walk, światłem itp. Udało się stworzyć ponadnarodowy azjatycki i interesujący dla widzów z zachodu wielowątkowy, kolorowy, brutalny i zarazem śmieszny świat, który wciąga z odcinka na odcinek jak kino Nowej Przygody.
O tę przygodowość zapewne twórcom chodziło, bo fabuła zawiera wiele treści na temat inicjacji bohaterów, kolejno wykonywanych zadań, zbierania fantów w postaci bardzo złych przeciwników, a takie wstawki zawsze działają przyciągająco na widza, który dzięki temu bardziej doświadcza rozwoju postaci, tego, że stają się one coraz silniejsze, przez co następuje mocniejsza identyfikacja z nimi. Nie przeszkadza nawet, że bohaterowie są przecież złodziejami, handlarzami narkotyków, a nawet mordercami. Zwykle nie mordują niewinnych – o czym wiadomo, że jest czystą fantazją kina gangsterskiego – oraz walczą o swoje dobro, przetrwanie w brutalnym świecie, lecz nie na tyle brutalnym, żeby stanowił zagrożenie dla rzeczywistości widza. Na dodatek ci filmowi gangsterzy są całkiem mili. Potrafią się śmiać, bronić słabszych, udowadniać widzowi na każdym kroku, że prowadzą normalne życie, tyle że zarabiają na nie w trochę inny sposób. I tak powstaje zupełnie alternatywny, filmowy świat przestępców, który psychologizujemy i romantyzujemy, więc de facto nie uważamy go za coś złego, a wręcz przeciwnie – jest cool i modnie. Takie podejście wykorzystali Falchuk i Wu w Braciach Sun, którzy sami jako bohaterowie również są skonstruowani na zasadzie przeciwieństw – jest ten dobry, niewinny i ten zły, który zostawił gdzieś w przeszłości całą swoją beztroskę, ale pokątnie interesuje się gotowaniem, nie tylko ludzkich głów. O wiele łatwiej przecież znieść scenę upychania w walizce kawałków trupa, któremu pod wpływem wstrząsów rusza się tłuszcz na brzuchu, gdy się wie, że w tle gra raczej wesoła muzyczka, chłopaki zaraz będą żartować, a kolejna scena będzie z pewnością również na tyle abstrakcyjna, że zostaniemy całkowicie zaskoczeni zarówno scenerią, zwrotami akcji, jak i dialogami od czapki. Teraz przypomniała mi się sekwencja, w której Charles Sun morduje ludzi w strojach dinozaurów, a jego brata, który ucieka z ludzką głową w torbie, goni triceratops.
Świat przedstawiony w Braciach Sun jest skonstruowany właśnie na zasadzie wprowadzenia do niego elementów z pozoru niepasujących do dziejących się wydarzeń – przestępca w stroju dinozaura, obgotowywanie ludzkiej głowy w garnku, obok którego gotują się churros, penis na czole Bruce’a Suna czy też problem, jak zrobić kupę, gdy ma się złamane oba kciuki. To ostatnie wcale nie jest śmieszne, bo bez kciuków właściwie nie istniejemy jako gatunek dominujący na Ziemi, a zarządzanie kupą wchodzi w zakres tej dominacji. Każdy odcinek Braci Sun nas zaskoczy, a zasługa w tym ogromnej świeżości w tworzeniu historii. Widać, że Byron Wu dysponował wolnością twórczą, co zresztą sam potwierdził w wywiadzie dla „Deadline”.
The experience was amazing. Before AFI, I was just writing broad, half-hour sitcoms, things like How I Met Your Mother, and those kinds of basic ideas because that’s what I thought would get me a job. And then at AFI, they were like, „OK, forget all that. If you could write whatever you wanted, this is your two-and-a-half years. You’re basically paying for this amount of time, so write whatever the hell you want”. And that’s when I found a lot more of myself and this weird tone that I think you’ll see in The Brothers Sun. It’s something that got me interested in film in the first place. My favorite filmmakers are these guys like Kurosawa and Juzo Itami, director Bong and Park Chan-wook. They all swing from comedy to drama to action all the time, and that’s the zone that I love.
Z tym wielowarstwowym estetycznie i wielogatunkowym prądem można z przyjemnością płynąć. Z drugiej strony taka historia i forma serialu powinny być zamknięte w jednym sezonie. Wtedy ta przysłowiowa magia nie zostanie rozmieniona na grosze. Będzie dłużej trwała, zamknięta w konkretne ramy, i nie zostanie narażona na takie wrażenia u widzów, jak zmęczenie powtarzalnością gagów, znudzenie dialogami i przyzwyczajenie do zastosowanych wizualnych zabiegów np. w konstruowaniu akcji.