BOISKO BEZDOMNYCH. Prosto i optymistycznie
Adamik wraz z matką, Agnieszką Holland, pomysł na film wzięła z artykułu opisującego srebrny medal polskiej reprezentacji na mistrzostwach świata bezdomnych. Zobaczyła w nim potencjał na wartą opowiedzenia historię. Ale, jak sama mówi, nie podjęła tego tematu ze względu na piłkę nożną, bo i Boisko… nie jest typowym filmem sportowym, lecz ze względu na głównych bohaterów. Zobaczyła w ich czynach coś wartego przedstawienia – to, że zamiast walenia się po mordach przejawiają coś, czego ze świecą w polskim kinie ostatnich lat szukać – chęci. Chęci do zrobienia czegoś ze swoim życiem, do podjęcia kolejnej próby wyrwania się z życiowego impasu, do przerwania usypiającego marazmu. Motywem przewodnim filmu jest społeczna aktywizacja. I właśnie to prezentują bohaterowie Adamik, pomimo tego, że życie dało im w kość i nie mogą liczyć na większe zmiany, chcą spróbować – dla samej próby, a nuż się uda.
I to jest w filmie Kasi Adamik najpiękniejsze – wiara w ludzi, w Polaków, w to, że potrafią wyjść poza swoją dumę i ograniczenia, i wystawić się raz jeszcze na kaprysy losu. Właśnie dlatego można przeboleć stereotypy i schematy, których reżyserka niestety nie unika, czy nawet pewne “idealizowanie menelstwa”, jak określił to Łukasz Muszyński na FilmWebie, i spojrzeć na film z szerszej perspektywy. To próba wszczepienia niegdyś typowo zachodniego podejścia do życia w żyły polskiego kina, próba, którą nieudolnie podejmują zapatrzone w amerykańskie schematy polskie komedie romantyczne. Kasia Adamik wyciąga do widza rękę, ale nie podaje mu w niej żyletki, jakby z podobnym tematem postąpiło wielu, lecz wykonuje gest zapraszający do współuczestnictwa w swoim filmie. Bohaterowie są realni, to nie żadne stereotypy czy nadęte w swojej martyrologii szablony. Na ich twarzach widać zmęczenie, lata spotkań z flaszką i narkotykami. Ale widać również przemianę, która się w nich dokonuje.
Przyzwyczajeni do irytującego balansowania pomiędzy seryjnymi produkcjami społecznymi, wciskającymi do głowy szczególny rodzaj determinizmu (że jak się raz zawali, to później będzie już tylko gorzej), a komediami romantycznymi głębokości basenowego brodzika, niektórzy polscy widzowie mogą mieć niemały problem z podejściem do filmu Kasi Adamik. Tym bardziej, że oferuje wspomniane wyżej zaproszenie do uczestnictwa, a przez to do aktywności w życiu, za pomocą formuły dla nas zgoła baśniowej, bo nie uwzględniającej rozbiorowej, komunistycznej czy postkomunistycznej przeszłości. Nie oszukujmy się, kiedy pójdziemy na warszawski Dworzec Centralny, najprawdopodobniej nie znajdziemy tam charakterów zarysowanych w filmie. Ale jeśli potrafimy uwierzyć w realność sadomasochistycznych dążeń bohaterów Placu Zbawiciela, to dlaczego nie uznać, że społeczna aktywizacja z Boiska… jest w zasięgu ręki?
Podobne wpisy
Nie wiem, czy Boisko bezdomnych Kasi Adamik (i jak już przy tym jesteśmy, to również wymieniane na wstępie cztery inne pozycje) to przejaw dalekosiężnych zmian w polskim kinie, czy po prostu kolejny kwiatek na ugorze – to pokaże przyszłość. Jednak z pewnością jest to pewien powiew świeżości, który warto zobaczyć, byle się nie zachłysnąć. A jeśli kogoś nie bardzo interesuje stan polskiego kina, ani całe społeczne tło, które w filmie się pojawia, jeśli szuka przyjemnej rozrywki – bo rozrywka jest przecież filarem kina! – Boisko bezdomnych i to potrafi zapewnić. Można na nie iść choćby po to, żeby w zestawieniu komediowo-optymistycznym ujrzeć, że Polak potrafi – nie tylko pić, narzekać i kraść samochody z szybkością, której pozazdrościłby Nicolas Cage. Poprawa humoru gwarantowana.
Tekst z archiwum film.org.pl (29.10.2008).