BAD TASTE. Peter Jackson jako zombie mściciel
A gdyby tak dokładnie rozważyć jego aktorski udział w filmie – nie tylko jako zombie. Zagrał jeszcze członka grupy The Boys, specjalnej rządowej komórki do badania kontaktów z obcymi, która nieoczekiwanie zostaje zmuszona do zbrojnego działania w obronie całej planety. Trzeba przyznać, że warsztat aktorski Jackson miał wtedy fatalny. Pewnie do dzisiaj tak zostało. Zresztą nigdy później nie dostał już szansy udowodnienia, że jest inaczej, za to w ciągu kilkunastu lat kariery reżyserskiej, i to niezbyt obfitującej w filmy, stał się zdobywcą Oscara i jednym z najbardziej znanych twórców na świecie, na stałe zapisanym w historii kina. Czy po Bad Taste można się było tego spodziewać? Absolutnie nie, gdyż to osobliwy przykład kina niezależnego dla wyjątkowych miłośników gatunku horroru gore i kilku innych typów filmowej wypowiedzi, z których każdy był wyjątkowo indywidualnie rozumiany przez Jacksona.
Peter Jackson jest przykładem człowieka, który udowodnił, że nie potrzeba żadnego wykształcenia, żeby robić coś dobrze, i to nie w sensie sprzątania ulicy czy rozdawania ulotek, ale bycia profesjonalnym reżyserem znającym się na produkcji, efektach specjalnych, zdjęciach i wielu innych sferach realizacji filmów. Jacksonowi wystarczyła determinacja i miłość do pracy z kamerą. Braki w wiedzy uzupełnił samodzielnie prowadzoną edukacją. Produkcję Bad Taste realizował w trybie weekendowym za własne pieniądze zarobione z pracy w laboratorium fotograficznym funkcjonującym przy wellingtońskiej gazecie “Evening Post”. Nieocenioną pomoc uzyskał od przyjaciół, którzy pomagali mu za darmo. Dokończenie filmu jednak nie udałoby się, gdyby Jackson nie został zauważony przez Nowozelandzką Komisję Filmową (New Zealand Film Commision; NZFC). Organizacja ta okazała się trampoliną, z której Bad Taste skoczył wprost do Cannes i światowego kina, jako niemała wyspiarska ciekawostka. Tak zaczęła wschodzić gwiazda Jacksona, chociaż zapewne dla niektórych będzie to nie do uwierzenia, gdy obejrzą jego wyczyny na planie, np. walkę nad urwiskiem. Obiektywnie faktycznie daleko jej do doskonałości, jednak warto ocenić scenę z punktu widzenia sytuacji, w jakiej byli twórcy. Czy ktokolwiek z nas, amatorów, byłby w stanie nakręcić coś takiego? Z pewnością nie. Amator Jackson wraz z ekipą i tak dysponował ogromną wiedzą jak na przeciętnego, niewykształconego filmowo człowieka.
Amator więc amatorowi nierówny. Amatorszczyznę widać w Bad Taste na każdym kroku. Tytuł filmu również można interpretować jak autoironię twórców, gdyż doskonale wiedzieli, że nie robią arcydzieła w sensie zgodności z prawidłami rzemiosła. Niewątpliwie jednak Peter Jackson z uporczywie wypadającym mózgiem, dawanie ciosu z główki mewie, która potem leży i macha niezdarnie nóżkami, podczas gdy z jej brzucha wypływają wnętrzności, czy jedzenie łyżeczką zawartości czyjejś głowy to sceny same w sobie zapadające w pamięć i można powiedzieć, że pomysłowe. Brakuje im jedynie wizualnej jakości.
Poza tym, jeśli jeszcze nie oglądaliście filmu, a zamierzacie, zwróćcie uwagę na świetnie zaprojektowaną koncepcyjnie sekwencję walki Dereka z przeciwnikami wyposażonymi w młoty. Naprawdę pomysłowe było to walnięcie kafarem w drut ogrodzenia, żeby zatrzymał się on tuż nad nosem Dereka. Kolejny cios również wyglądał na całkiem widowiskowy. Młot napastnika uderzył dokładnie w obuch jego kolegi, więc ofiara miała podwójne szczęście.
Pomysł na fabułę był bardzo prosty. W jednej z mniejszych przybrzeżnych miejscowości wylądowali kosmici. Nie mieli jakichś szerszych planów zdobycia władzy na Ziemi – zależało im wyłącznie na zjedzeniu ludzi. Trochę zjedli na miejscu, a resztę zamierzali wyeksportować, żeby zrobić biznes w galaktyce. Prawdziwi koneserzy nowych smaków, jak Wojciech Modest Amaro. Plan jednak wcale nie był tak prosty do zrealizowania ze względu na grupę The Boys. Krwiożerczym kosmitom nie ułatwiał sprawy również pewien typ muzyki bardzo na Ziemi popularny – heavy metal. Potrafił on doprowadzić do szału, i to nie tylko kosmitów, ale i naszych rodzimych fanów disco polo, jak również death metalu. Pozostaje jeszcze owca, która stała się ofiarą chybionego strzału z ręcznej wyrzutni rakiet, kosmita dzwoniący do swoich ziomków ze starego ziemskiego aparatu, mówiąc, że będzie w domu za 20 minut, latający dom w kosmosie oraz Peter Jackson mordujący naczelnego obcego w ten sposób, że wbija mu się w ogromną czaszkę za pomocą piły łańcuchowej, a potem wychodzi między jego nogami. Czy już wystarczająco zachęciłem was do seansu tej niepowtarzalnej produkcji? Miłośników Prometeusza z pewnością zaskoczy finał. Czyżby Ridley Scott inspirował się Bad Taste?
Mam świadomość, że nie sposób dać pełnometrażowemu debiutowi Jacksona oceny wyższej niż 3. Ja jednak nie umiem przyznać mu noty niższej niż 7. Ocena zależy od perspektywy. W pewnym sensie podwyższa ją również to, kim jest dzisiaj Peter Jackson. I wcale nie jest to podejście nieobiektywne. Mamy obecnie możliwość obserwacji twórczości reżysera Władcy Pierścieni poprzez soczewkę minionego czasu. Już w jego wczesnej filmowej działalności widać było, że stać go na dużo. Nawet jeśli Peter Jackson nigdy więcej już nie zapisze się w historii kina, to, co zrobił, jest wystarczające jak na jednego twórcę.