AMOK. Społeczeństwo śmierci
Morderstwo drugiego człowieka to jeden z najbardziej odrażających czynów, jakich może dokonać istota ludzka. Ten akt napawa nas przerażeniem i obrzydzeniem. Domagamy się sprawiedliwości w imieniu ofiar, które nie mają już możliwości wypowiedzenia się. Sprawców piętnujemy i odrzucamy. Organy ścigania nierzadko poświęcają całe lata ciężkiej pracy i ogromnych wydatków właśnie po to, żeby ich złapać. Chcemy, żeby zostali schwytani i ukarani – gardzimy nimi. A jednak fascynują nas. Czytamy o mordercach, oglądamy morderców, rozmawiamy o mordercach. Fikcyjnych i prawdziwych. Książki pod tytułem Amok jeszcze w 2003 roku nikt nie chciał kupić. Dziś możemy ją znaleźć na Allegro za tysiąc złotych.
Dlaczego? – zapytacie. Wspomniana książka to okraszony pseudofilozoficznymi wywodami opis wyuzdanych aktów seksualnych i libacji alkoholowych. Niezwykle wulgarny i – opierając się na słowach krytyków literackich – fatalnie napisany. Niewątpliwie przepadłaby w morzu powieści zalewających rynek, gdyby nie fakt, że zawarte w niej odniesienia do brutalnego morderstwa zostały powiązane ze zwłokami mężczyzny, które wyłowiono z Odry jesienią 2000 roku. Autor, Krystian Bala, momentalnie przestał być nieznanym debiutantem-grafomanem, a stał się medialną sensacją, prawdziwą gwiazdą. Krytycy objeżdżali go od góry do dołu, dziennikarze telewizyjni zarzucali odpychający mizoginizm, rodzina nie chciała mieć z nim nic wspólnego. To wszystko jednak nie miało znaczenia, gdyż książka sprzedawała się rewelacyjnie, a Bala mógł poczuć się jak prawdziwy celebryta. “Zabił, a potem napisał o tym książkę!” – trudno sobie wyobrazić lepszą reklamę, prawda?
Podchodząc do przeniesienia tej historii na duży ekran, Kasia Adamik zdecydowała się skoncentrować na jej psychologicznym aspekcie i społecznym komentarzu. Sama historia śledztwa schodzi tu na drugi plan, choć zostaje zarysowana wystarczająco sprawnie i wiarygodnie. Siłą filmu są przede wszystkim postaci i próba wejścia w ich stan umysłu.
Wcielający się w pierwszego Mateusz Kościukiewicz tworzy postać odrażającą, ale niejednoznaczną. Już pierwsze, kapitalnie dezorientujące sceny nie pozostawiają złudzeń co do jego fascynacji seksem i przemocą. Z drugiej strony nawet dużo później trudno nam określić, czy rzeczywiście jest mordercą, a nie zakompleksionym pisarzyną o perwersyjnych fantazjach. Zabrakło tu jednak odrobinę przeciwwagi, pierwiastka człowieczeństwa, który by sprawił, że nie będziemy go oceniać jednoznacznie negatywnie, niezależnie od prawdy na temat zabójstwa. Kościukiewicz nieco zagalopował się z cynizmem i przemądrzałością swojej interpretacji Krystiana Bali. Nie zmienia to faktu, że stworzył mocną, zapadającą w pamięć postać.
Na jeszcze większe uznanie zasługuje Łukasz Simlat. Choć jego bohater początkowo zdaje się być typowym twardym i doświadczonym gliną o mrocznej przeszłości, to z biegiem wydarzeń zyskuje sporo głębi. Fakt, są tu powielane pewne gatunkowe klisze, ale nie ma w tym próby stworzenia “fajnej” postaci, która nawet nos wydmuchuje z nonszalancją. Czujemy, że oglądamy nie filmowego herosa, a wyniszczonego człowieka, którego determinacja stopniowo przeradza się w obsesję. Obsesja to zresztą słowo klucz – pożera ona zarówno dwójkę głównych bohaterów, jak i społeczeństwo, które wielbi Balę, hurtowo kupuje jego książki i zanosi się śmiechem, słuchając o tym, że woli rżnąć te brzydsze.
Osobiście uwielbiam produkcje tego typu. Fascynuje mnie umysł mordercy, zło reprezentowane przez jego czyny, droga wiodąca do złapania go. Chłonę mrok tych wydarzeń, choć zdaję sobie sprawę, że są one moralnie i estetycznie odrażające. Ta refleksja nie jest przypadkowa; mam wrażenie, że pani reżyser miała nadzieję zmotywować nas do małej autorefleksji.
Przekaz nie byłby jednak tak mocny, gdyby nie zdjęcia i muzyka. Przed seansem nie wiedziałem, ile czasu pani Adamik spędziła poza Polską i byłem niezwykle zaskoczony stylem audiowizualnym filmu. Nie ujmując naszym rodzimym produkcjom, nieczęsto możemy w nich obserwować równie wysoki poziom na tym polu. Zdjęcia są przemyślane, mocno klaustrofobiczne. Dominuje mrok i przygaszone, pozbawione życia barwy. Wiele pomysłowych kadrów brutalnie wryło mi się pamięć, sprawiając, że mam ochotę ponownie obejrzeć Amok chociażby dla nich. Jeśli chodzi zaś o muzykę, to mam wrażenie, że za inspirację twórcom posłużyły dokonania duetu Trent Reznor & Atticus Ross w filmach Finchera, co zdecydowanie wyszło produkcji na dobre. Agresywne, elektroniczne dźwięki atakują słuch widza i świetnie ilustrują niepokojące obrazy.
Podobne wpisy
Najpewniej znajdą się tacy, którzy dopatrzą się tu efekciarstwa, ale ja stanowczo z takimi zarzutami się nie zgodzę. W moim odczuciu wybrany przez twórców styl bardzo skutecznie oddaje mrok i beznadzieję historii oraz obsesje jej chwiejnych mentalnie bohaterów. Pewne wątpliwości może wzbudzić nieco łopatologicznie wykładana filozofia Nietzschego czy Baudrillarda, ale warto pamiętać, że właśnie w taki sposób ją przedstawiał Bala, który nigdy nie słyszał o czymś takim, jak subtelność przekazu. Inni bohaterowie niejednokrotnie kpią z jego twórczości – w jednej z nielicznych w filmie prawdziwie humorystycznych scen grupka śledczych niezwykle barwnie wyraża swoją niechęć do przymusowego obcowania z książką Krystiana.
Kontrowersje może wzbudzać sam fakt powstania tego filmu. Z jednej strony – to dokładanie kolejnej cegiełki do popularności pisarza-mordercy, który w odrażający sposób postanowił wypromować swoją powieść. Jednocześnie mamy do czynienia z niezwykle interesującą historią zawierającą kilka przestróg dla widza. W mojej opinii obie strony dyskusji miałyby sporo racji, natomiast sam film jest zdecydowanie godny polecenia.
korekta: Kornelia Farynowska