search
REKLAMA
Archiwum

AMEN. (2002)

Tekst gościnny

15 grudnia 2017

REKLAMA

Autorem tekstu jest Mariusz Bielecki.

Żyjemy niestety w kraju, w którym poziom umiejętności dyskutowania nie stoi na najwyższym poziomie, a jeżeli już dochodzi do czegoś, co przypomina dyskusję, to jest to tylko – najczęściej – prezentowanie swoich nienaruszalnych racji, bez jakiejkolwiek chęci kompromisu. W dodatku istnieje wiele tematów tabu, których poruszenie mogłoby wywołać prawdziwą burzę, taką choćby jak ta towarzysząca wejściu na ekrany kin filmu Ksiądz. Takie “zamieszanie” byłoby i może czymś pozytywnym, gdybyśmy właśnie umieli dyskutować, nawet o trudnych sprawach, a nie tylko obrzucać się wzajemnie obelgami i posuwać się nawet do rękoczynów. Szczególnie wiele kontrowersji wywołuje u nas poruszanie tematów dotyczących Kościoła, zarówno jego historii, jak i wydarzeń współczesnych.

Dlatego też nasi dystrybutorzy jeszcze długo nie odważą się sprowadzić do Polski takiego filmu jak Amen., choć w moim odczuciu nie jest on specjalnie kontrowersyjny, a przedstawia tylko fakty historyczne wspierane przez fabułę, która ma film uczynić bardziej przystępnym i dostępnym aniżeli w przypadku typowego dokumentu. Amen. zaistniał w światowych mediach w momencie prezentacji promującego go plakatu, na którym widnieje znak łączący kontury krzyża i swastyki. Według mnie ta prowokacja tylko zaszkodziła filmowi, ponieważ cała uwaga skupiła się na tym feralnym, niesmacznym plakacie, a nikt nie chciał mówić na temat tego, co film sobą prezentuje.

Natomiast sam film to historia żyjącego naprawdę niemieckiego naukowca i oficera SS Kurta Gersteina. W swojej pracy stykał się z Cyklonem B, który to gaz miał początkowo służyć do dezynfekcji baraków. Gerstein dopiero po czasie dowiaduje się, do czego w rzeczywistości używa się tego gazu i że oficjalne wiadomości o przesiedlaniu Żydów na Wschód są kłamstwem, przykrywającym prawdę o obozach ich eksterminacji, gdzie o mordowanych nie mówi się ludzie, ale jednostki. Zaraz po tym straszliwym odkryciu próbuje on wymóc na nuncjuszu apostolskim w Berlinie zawiadomienie o tym papieża, by ten mógł zareagować i potępić działania Niemców. I tu dochodzimy do istoty filmu, czyli milczenia Kościoła w sprawie eksterminacji Żydów. Ani jego struktury lokalne, odbierające działania Gersteina jako prowokację Gestapo, ani Watykan nie wszczęły bezpośrednich działań mających na celu zapobieżenie tej wielkiej tragedii.

Do filmu wprowadzono dodatkowo fikcyjną postać księdza Riccardo Fontany, który w porozumieniu z oficerem SS osobiście próbuje skontaktować się z papieżem Piusem XII oraz wysokimi dostojnikami Kościoła i spowodować, by dowiedzieli się oni prawdy na temat przesiedleń Żydów, a następnie podjęli odpowiednie działania. Jednak, jak wiemy z historii, nic takiego nie miało miejsca, a działania Kościoła ograniczyły się jedynie do ukrywania kilku tysięcy Żydów wewnątrz Watykanu, lecz co to było w porównaniu z milionami straconych w obozach zagłady.

Reżyser Costa-Gavras zarzuca Stolicy Apostolskiej, że wolała zatroszczyć się przede wszystkim o własne bezpieczeństwo, a przecież wielu ludzi, którzy mogliby zareagować, także w Niemczech, było nieświadomych tego, co naprawdę dzieje się z “przesiedlanymi”. Twierdzi również, że gdyby sami Niemcy wiedzieli o eksterminacji, to by się temu sprzeciwili, podobnie jak to miało miejsce w przypadku “usuwania jednostek bezproduktywnych” w przedwojennej Rzeszy, choć taka sytuacja wydaje mi się mało prawdopodobna. W filmie skrytykowane zostają także siły alianckie, a właściwie Amerykanie, którzy mimo że posiadali informacje na ten temat, również nie zareagowali w sposób, który pozwalałby ocalić Żydów.

Całość filmu dopełniona jest obrazem osobistego cierpienia Gersteina oraz Fontany, którzy musieli wierzyć, że zdołali uczynić wszystko, by zmienić los Żydów, bo w przeciwnym razie sami siebie nie mogliby nazwać katolikami, a nawet ludźmi. Muszę tu dodać, że role obu tych bohaterów, odtwarzane przez Ulricha Tukura i Mathieu Kassovitza, zasługują na uwagę ze względu na widoczną determinację, ale także wewnętrzne przeżycia, z którymi musieli się zmagać, a które były efektem straszliwej prawdy o obozach zagłady.

Jedyne, co mogę Amen. w tym momencie zarzucić, to, że tak powiem, propagandowość, w jaką popadł, gdyż tego typu film nie powinien w ten sposób generalizować. Pominięcie milczeniem przypadków, w których wiele ludzkich istnień zostało uratowanych przez duchownych, wydaje mi się pewnym wypaczeniem na tle swoistego krzyku, jaki paradoksalnie towarzyszy milczeniu Watykanu. Nie wiem jednak, czy będzie wam dane kiedykolwiek się o tym przekonać osobiście, bo jeszcze “trochę” trzeba będzie poczekać, aż dystrybutorzy filmowi i my sami przekonamy się, że można, a nawet trzeba dyskutować, nawet o najtrudniejszych problemach, i że da się to zrobić bez szykanowania czy nawet zamachu bombowego, jak to miało miejsce w przypadku Ostatniego kuszenia Chrystusa. A ten ostatni, w mojej opinii, to chyba jedyny film o tej tematyce, którego aspiracje i wymowa wykraczają poza Trzech Króli w stajence czy Pana Jezusa wjeżdżającego do Jerozolimy.

Tekst z archiwum film.org.pl (02.11.2003).

REKLAMA