300. Orgazm na polu bitwy
Widzisz scenę – król Leonidas w akcji. Trwa to dobrych parę chwil, w których obserwujesz morderczy balet: wściekłe pchnięcia włócznią, skuteczne cięcia mieczem. Krew bryzga na publiczność, strzały wirują w powietrzu, metal uderza o metal, pojawiają się iskry, trup ściele się gęsto. I słyszysz, jak szczęka opada Ci na ziemię, ale jej nie podnosisz, bo wolisz trwać w tak rzadko spotykanej pozycji – zafascynowany realizacyjną maestrią.
Czujesz swąd kwaśnego potu. Zdawałoby się – woń nieprzyjemna, dla niektórych wręcz obrzydliwa, lecz ty, dość odważnie, wciągasz powietrze i wdychasz cierpkie opary ze spoconych męskich ciał. Niby tylko film, a czujesz to, czyż nie? Podnieca cię widok archetypicznej męskości, która ofensywnie niszczy twą wiarę w równość płciową. I to pomimo deklaracji poprawności politycznej, ideowej i moralnej – kibicujesz nadludziom ze Sparty. Kibicujesz ich niezwykłej brutalności, gdy krew sika na wszystkie strony – z szyi, krtani, torsu, pleców, krocza, nóg. Głowy są odcinane, gardła podcinane, brzuchy wybebeszone – i w jakiś przedziwny sposób, niezgodny z dotychczasową, bardzo osobistą deklaracją wrażliwości, ta przemoc Cię fascynuje, bawi, cieszy. Nie ma tu mowy o inspiracji przemocą – byłbyś idiotą, gdybyś wyszedł w sandałach na ulicę, brudząc swój miecz posoką z ciał przechodniów.
Wiesz, że przemoc potrafi być zabawna, pomimo demoniczności tego typu śmiałego stwierdzenia. To się świetnie ogląda, bo intelektualnie podrażnia zmysły i dotychczasowe przyzwyczajenia. Jesteś bowiem nawykły do widoku czerwieni efektownie zalewającej ekran. Domorośli psychologowie twierdzą, że masz stępioną wrażliwość, że twoje podniecenie na widok efektownych mordów na ekranie powoduje życiową obojętność na sprawy, które wymagają właśnie nieobojętności. Innymi słowy: lubisz gore – gardzisz życiem. Można to ująć jeszcze inaczej: jesteś jednym z tych, którzy niszczą pacyfistyczny dorobek myśli europejskiej; dorobek, który winien stać się wyznacznikiem twej egzystencji, ale niestety, śmiejesz się z niego szyderczo, kpisz z intelektualnej tradycji i doświadczenia przodków wiedzących (nie tylko widzących!), czym jest śmierć. Uśmiechasz się więc na widok zabijania – nie dość, że jesteś głupi, to na dodatek nieczuły.
Podobne wpisy
Cóż za tanie fantasmagorie! – krzyczysz. I ani trochę się nie czerwienisz ze wstydu, choć moraliści właśnie takiej postawy by oczekiwali. Nic sobie z tego nie robisz, bo masz w dupie odnowę moralną.