NAJLEPSZE SOUNDTRACKI WSZECH CZASÓW. Wielki ranking czytelników

III.
Gwiezdne wojny – stara trylogia (epizody IV-VI; 1977-1983) – John Williams
Kiedy usłyszymy tytuł Gwiezdne wojny, w głowie pojawić się nam mogą różne obrazy: miecze świetlne, mroczny Darth Vader, sunący przez kosmos Sokół Milenium czy rada Jedi kierowana przez mistrza Yodę. Mnie jednak w głowie pojawia się jeden moment sagi. Młody Luke Skylwaker, który z rozczarowaniem, ale i tlącą się jeszcze nadzieją spogląda na podwójny zachód słońc nad rodzinnym Tatooine. W tle słyszymy oczywiście coraz mocniej przebijający się motyw muzyczny autorstwa Johna Williamsa. Dla mnie ta prosta scena definiuje całą sagę, a jej nieodłączną częścią jest znakomita muzyka Williamsa. Trudno mi stwierdzić – i mówię to z pełną świadomością – czy Gwiezdne wojny odniosłyby taki sukces, gdyby muzykę skomponował ktoś inny. Wybrany kompozytor rozumiał bowiem w pełni klimat historii i wizję George’a Lucasa, a jego olśniewające obrazy dopełnił w sposób, który uczynił seanse oryginalnej trylogii iście sakralnym przeżyciem. [Filip Pęziński]
II.
Władca Pierścieni – trylogia (2001-03) – Howard Shore
Howard Shore dokonał rzeczy, zdawałoby się, niemożliwej. Kompozycje stworzone do Władcy Pierścieni uważam za doskonałe osiągnięcia w dziedzinie muzyki filmowej, bo od bardzo dawna żadnej ścieżki dźwiękowej tak przyjemnie mi się nie słuchało. Owszem, jest to powód dość błahy i w gruncie rzeczy banalny, ale taka jest prawda – partytura Shore’a stworzona na potrzeby Władcy Pierścieni Petera Jacksona na tyle mnie zachwyciła, zafascynowała i oczarowała, że jestem w stanie ją uznać za najciekawszą i najpiękniejszą kompozycję muzyczną, jaką dane mi było kiedykolwiek usłyszeć. Shore stworzył całkowicie nowe tematy muzyczne, doskonale spajające całą historię, miejsca i postacie Śródziemia. Najważniejszą cechą tej ilustracji muzycznej jest jej autonomiczność. Bez wątpienia jest istotną częścią filmowego obrazu, jednakże doskonale broni się także sama, opisując wieloma melodiami, zmianami tempa i szerokim instrumentarium mitologiczny świat Tolkiena. Muzyka Howarda Shore’a jest na tyle złożona i zróżnicowana, że nie jest wymagany aspekt wizualny, by docenić kunszt kompozytora. [Rafał Oświeciński, fragment recenzji płyty z trzeciej części]
I.
Gladiator (2000) – Hans Zimmer
Bez wątpienia najpopularniejsza i najbardziej ceniona praca Hansa Zimmera – być może nawet swoiste opus magnum mistrza, które większość fanów chętnie stawia na samym szczycie podium (szczególnie jeśli na fali sukcesu filmu to właśnie od niej zaczęli oni swą przygodę z jego twórczością). O ile nie jest to jednak najbardziej genialna partytura Niemca, o tyle geniuszu per se odmówić jej nie można. Tu wszystko gra – w filmie zaiste fenomenalnie, na płycie (a nawet i dwóch, bo aż tyle materiału wydano) bez grama fałszu, nutki słabości, cienia wątpliwości co do jakości soundtracku. Wybitne, porywające, pełnokrwiste dzieło, które jak nigdy przybliżyło Zimmera do klasyków złotej ery Hollywood, a wielu widzów do muzyki filmowej. [Jacek Lubiński, fragment biografii]