NAJLEPSZE KREACJE AKTORSKIE OSTATNIEJ DEKADY. Wielki ranking czytelników
30. Rami Malek
jako Freddie Mercury, 2018, reż. Bryan Singer
Zestawiając ze sobą zdjęcia Freddiego Mercury’ego i Ramiego Maleka trudno mówić o uderzającym podobieństwie, ale aktor doskonale broni się i bez tego atutu, od pierwszych minut filmu bez problemu przekonując swoją interpretacją tego słynnego piosenkarza. Fantastycznie wypada w scenach koncertowych, będących zresztą najlepszym, co Bohemian Rhapsody ma do zaoferowania. Porównując te fragmenty filmu z faktycznymi nagraniami z danych występów, najlepiej widać, ile pracy i przygotowań Malek poczynił, aby oddać sprawiedliwość scenicznej bestii, jaką był bez wątpienia Mercury. Oczywiście najlepiej widać to podczas koncertu Live Aid, odtworzonego niemal 1:1 w stosunku do oryginału. Jednak nie tylko koncerty świadczą o wysokim poziomie tej roli, bo i sceny dramatyczne dają Malekowi duże pole do popisu, z czego wychodzi zwycięsko. [Łukasz Budnik, fragment artykułu]
29. Ralph Fiennes
jako monsieur Gustave H., Grand Budapest Hotel, 2014, reż. Wes Anderson
Kiedyś porównałem Grand Budapest Hotel do staromodnej, nakręcanej na kluczyk zabawki. Postać Pana Gustave’a jest natomiast jej sercem, najgłębiej skrywaną tajemnicą. Mimo że widzimy go na ekranie w zasadzie od samego początku filmu, dopiero w jego trakcie zaczynamy rozumieć o kim, ustami Zero, opowiada nam Wes Anderson. I właśnie to jest w tej postaci niezwykłe. Gustave, podobnie jak cały świat andersonowskiego hotelu, również składa się z setek, o ile nie tysięcy, trybików, dźwigni i zapadek. Kiedy nakręcana zabawka Andersona skończy swój bieg, zrozumiemy, że wykreowana przez Ralpha Fiennesa postać jest nie tylko ekscentrycznym konsjerżem, ale i symbolem czasów, które odeszły już na zawsze, zabierając ze sobą nakręcane na kluczyk bawidełka. [Filip Jalowski, fragment rankingu]
28. Tilda Swinton
jako Eva Khatchadourian, Musimy porozmawiać o Kevinie, 2011, Lynne Ramsay
Dramat psychologiczny na podstawie powieści Lionel Shriver porusza niezwykle trudny temat. Eva Khatchadourian zachodzi w ciążę i rodzi syna. Nie wydaje się, aby było to jej marzeniem, instynkt macierzyński nie pojawia się jak za dotknięciem różdżki i Eva stosunki z synem usiłuje sobie w jakiś sposób wypracować. Chłopiec wyczuwa w działaniach matki fałsz i z wiekiem robi się coraz bardziej cyniczny, potem agresywny. W końcu dochodzi do tragedii… Rola Evy jest niezwykle wymagająca – Swinton jednocześnie wspina się na szczyty cierpliwości wobec coraz bardziej nieznośnego syna, z drugiej nie potrafi przełamać istniejącego między nimi bez mała od dnia poczęcia dystansu. Chłodna, nietypowa uroda aktorki działa w tej roli na jej korzyść, ale nie umniejsza to w żaden sposób jej absolutnej wielkości. [Agnieszka Stasiowska]
27. Timothée Chalamet
jako Elio, Tamte dni, tamte noce, 2017, reż. Luca Guadagnino
Choć rola Elio nie była pierwszą w karierze młodego Amerykanina, nie ulega wątpliwości, że to występ w Tamtych dniach, tamtych nocach był początkiem jego prawdziwej kariery aktorskiej. Subtelna, pociągająca kreacja Chalameta należała do najlepszych występów aktorskich w 2017 roku, o czym świadczy między innymi nominacja do Oscara za rolę pierwszoplanową. Postać Elio idealnie wkomponowała się w scenerię upalnych Włoszech; odbijała się w niej młodzieńcza pasja, żar i namiętność, przeplatana na przemian z bólem i rozdarciem. Chemia, którą udało wytworzyć między nim a filmowym Oliverem, była wręcz rażąco intensywna, jednak to bohater grany przez Chalameta był prawdziwym uosobieniem kuszącej zmysłowości i niewinnego erotycznego powabu. Wierzę, że aktor ma przed sobą jeszcze wiele fantastycznych występów aktorskich. Wątpię jednak, by udało mu się zagrać rolę równie podniecającą i ekstatyczną jak ta. [Maja Budka]
26. Margot Robbie
jako Tonya Harding, Jestem najlepsza. Ja, Tonya, 2017, reż. Craig Gillespie
Margot Robbie, która dotąd nieczęsto miała okazję grać rolę niespecjalnie urodziwych szarych myszek, jako prowincjuszka o kiepskim pochodzeniu błyszczy blaskiem zarezerwowanym dla największych gwiazd. Gdyby nie Frances McDormand, to Robbie byłaby najczęściej nagradzaną aktorką tego sezonu. Allison Janney nie ustępuje młodszej koleżance, ale jej rola jest zbyt jednostronna, by zachwycać na podobnym poziomie. [Dawid Myśliwiec, fragment recenzji]
25. Tom Hardy
jako Ivan Locke, Locke, 2013, reż. Steven Knight
W kameralnym dramacie Stevena Knighta aktor musiał liczyć wyłącznie na swoją mimikę i grę głosem, jako że cała fabuła Locke rozgrywa się we wnętrzu samochodu. Hardy gra tu tytułowego bohatera, któremu – z jego winy – życie momentalnie wali się na głowę, choć wszystko odbywa się jedynie za pośrednictwem rozmów telefonicznych. Ivan Locke stara się nieustannie zachować spokój i niewzruszenie, co zdradza jego wręcz sztucznie opanowany ton głosu. Pod tą maską kryje się jednak ogrom sprzecznych uczuć. Całą emocjonalną energię, którą Hardy zwykle uwalnia w mowie ciała i wyrazistej ekspresji, tym razem kumuluje w sobie, po mistrzowsku pozwalając, by w odpowiednich chwilach stopniowo uchodziła na zewnątrz. Tom operuje pozornie błahymi gestami, niewielkimi zmianami w wyrazie twarzy; zdaje się kontrolować nawet najmniejsze drgania mięśni, a wraz z rozwojem fabuły przez fasadę stoicyzmu przedostaje się coraz więcej: niepokój, gniew, żal, a w końcu także ból. Hardy sprawia, że maska jego bohatera stopniowo staje się coraz bardziej przejrzysta, ukazując wewnętrznie skonfliktowanego, a w istocie zagubionego, bezradnego mężczyznę, który w jednej chwili traci wszystko. [Dawid Konieczka, fragment zestawienia]
24. Andrzej Seweryn
jako Zdzisław Beksiński, Ostatnia rodzina, 2016, reż. Jan P. Matuszyński
Rola dogłębnie przejmująca. Cała trójka aktorów wcielająca się w rodzinę Beksińskich wspina się tu na wyżyny (nie mam zarzutów do tego, jak pokazał się Dawid Ogrodnik), ale to właśnie Seweryn zachwyca najbardziej. Bawi, gdy rzuca komentarzami i jak dziecko cieszy się swoją kamerą, przykuwa całą uwagę, kiedy wypowiada się w ramach wywiadów, wprawia w smutek, gdy oglądamy jego cierpienie. Film Matuszyńskiego to bomba emocjonalna, a jej zapalnikiem jest właśnie Seweryn. Wybitny, niezapomniany występ. [Łukasz Budnik]
23. Woody Harrelson
jako Willoughby, Trzy billboardy za Ebbing, Missouri, 2017, reż. Martin McDonagh
Woody Harrelson zasługiwał, by znaleźć się w tym zestawieniu tak po prostu – bo jest świetnym aktorem, który sprawdza się w zasadzie w każdym repertuarze. To, że znalazł się w rankingu dzięki roli tak niewielkiej, jak szeryf Willoughby, świadczy zarówno o jego umiejętnościach aktorskich, jak i o doskonałym scenariuszu Trzech billboardów... Postać stróża prawa, który z początku wydaje się głównym antagonistą, jest świetnym przykładem bohatera nieoczywistego – choć widz szykuje dla niego swoje najgorsze emocje, Willoughby okazuje się człowiekiem o twardym kręgosłupie moralnym. Scena, w której szeryf kończy swój udział w filmie McDonagha, jest jednym z najbardziej emocjonalnych pożegnań, jakie w ostatniej dekadzie dane nam było oglądać w kinie. [Dawid Myśliwiec]
22. Mads Mikkelsen
jako Lucas, Polowanie, 2012, reż. Thomas Vinterberg
Rola w Polowaniu to chyba największe aktorskie dokonanie Madsa Mikkelsena jak do tej pory. Duńczyk wcielił się w ułożonego nauczyciela Lucasa, który pewnego dnia zostaje fałszywie oskarżony przez jedno z dzieci o molestowanie seksualne. Z miejsca cała lokalna społeczność zwraca się przeciwko niemu, a bohater spotyka się z coraz większymi szykanami. Mikkelsen w roli Lucasa zazwyczaj nie jest szczególnie ekspresywny, ale cierpienie jego postaci maluje się na jego twarzy w sposób przejmujący i przerażający. Aktor osiągnął tu mistrzostwo mikroekspresji i gry oczami i nawet sceny bardziej emocjonalne, bezpośrednie, w których oczywiście również jest fenomenalny, nie mogą równać się z jednym, pełnym bólu i strachu spojrzeniem. Nie ma tu miejsca na szarżę, jest jedynie realistyczny koszmar i mrożąca krew w żyłach tragedia zwykłego człowieka. [Dawid Konieczka]
21. Michael Fassbender
jako Brandon Sullivan, Wstyd, 2011, reż. Steve McQueen
Kolejna współpraca Fassbendera z McQueenem i kolejna wielka, choć trudna rola. Jego bohater to seksoholik w bardzo zaawansowanym stopniu uzależnienia. Oglądanie jego zmagań z nałogiem to trudne doświadczenie – McQueen nie idzie na żadne kompromisy. Nie wygładza ani zachowań Brandona, ani ich konsekwencji. To surowy, na swój sposób brutalny film, który masakruje emocjonalnie i zostawia w dziwnym poczuciu pustki. Fassbender tworzy tutaj kreację kompletną – obnaża się przed widzem w każdym tego słowa znaczeniu. Na wierzch wychodzą wszystkie jego emocje. Kamera bezustannie śledzi ruchy Brandona, podąża za nim do łazienki, do sypialni, na ulicę. To portret człowieka, który coraz bardziej się zatraca. W pewnym momencie nie wiadomo już, czy kiedykolwiek będzie mógł wrócić, a my czujemy tyleż współczucia, co wycofania i niesmaku. Brandon jednak – z całym swoim bagażem i pomimo niego – niezmiennie fascynuje jako postać. Za to, panie Fassbender, ukłony. [Łukasz Budnik, fragment zestawienia]