Najlepsze HORRORY lat 80. Ranking czytelników
Kilkanaście dni temu zaprosiliśmy was do udziału w głosowaniu na najlepsze horrory z dekady bardzo udanej dla tego gatunku, bo z lat 80. Teraz zapraszamy do zapoznania się z wynikami. Mamy nadzieję, że spośród wymienionych poniżej tytułów znajdziecie coś dla siebie na dzisiejszy wieczór.
Koniecznie dajcie znać, co sądzicie o rezultatach i czy wasi faworyci zajęli najwyższe miejsca na podium!
30. Książę ciemności (1987)
Im dalej w nowe tysiąclecie, tym więcej powszechnych wyrazów uznania pada pod adresem Johna Carpentera. Reżyser przygasł jako twórca (przynajmniej filmowy, bo jako muzyk odnosi sukcesy), za to rośnie w siłę jako legenda. Świat nie zapomina o takich obrazach, jak Halloween, Atak na posterunek 13 czy Coś. Pamiętamy także o Oni żyją czy Wielkiej drace w chińskiej dzielnicy – bardzo mozolnie tężejących w kultowości. Tak, w dorobku reżysera jest wiele świetnych pozycji, które pozycję wyrabiały dekadami. Dziś o filmie, który chyba jednak nigdy nie został doceniony. Rzadko się o nim mówi czy pisze; nie trafia do zestawień najlepszych horrorów, a telewizja nie zrobiła z niego pupilka. Książę ciemności pozostaje w cieniu. Dziwna sprawa. Mamy tu przecież wyborny straszak, nieosiągający może poziomu Lśnienia, ale tak klimatyczny i wypełniony grozą, że jako fan gatunku zalecić mogę tylko wielokrotny seans. Poza tym dzięki niemu wiemy, że kiedy Carpenter przeżywa fascynację fizyką teoretyczną, to na ekrany zawita rzyganie z ust do ust zielonym, diabelskim glutem, samopodrzynanie gardła i stylowe szaleństwo w cieniu nieziemskiej inwazji. [fragment tekstu Tomasza Bota]
29. Halloween II (1981)
Przyznam się, że kiedy obejrzałem Halloween II po raz pierwszy, uznałem ten sequel za lepszy od oryginału. Film Ricka Rosenthala jest szybszy, krwawszy, a jednocześnie zachowujący charakterystyczny styl pierwszego filmu. Duża w tym zasługa zdjęć Deana Cundeya oraz muzyki samego Carpentera, dzięki którym druga część jawi się jako organiczna kontynuacja – nie tylko rozgrywa się dosłownie chwilę po wydarzeniach z oryginału, ale również sprawia wrażenie filmu nakręconego przez tych samych ludzi. Krytycy kręcili nosami na nadmierną przemoc oraz sposób, w jaki prostota pierwowzoru zostaje zepsuta przez fabularne niespodzianki (a zwłaszcza jedną, pogłębiającą relację Michaela Myersa i Laurie Strode), ale ze wszystkich sequelów przeboju Carpentera ten jest najlepszy, równocześnie przynoszący zgrabne zakończenie dla tej historii, niepotrzebnie kontynuowanej później przez następne kilka filmów. [Krzysztof Walecki]
28. Piątek trzynastego II (1981)
Podobnie jak w przypadku Halloween II, drugi Piątek trzynastego jest brutalniejszy od poprzednika i bardziej agresywny. Nie ma się czemu dziwić, gdyż o ile w oryginale zabójcą okazała się być (spojler) niewinnie wyglądająca pani Voorhees, tym razem pałeczkę przejął dorosły już Jason, jeszcze bez kultowej maski hokejowej, która pojawi się w części trzeciej. Szczerze mówiąc zawsze wolałem sequel od pierwowzoru – reżyseria Steve’a Minera jest równie szorstka, jak w przypadku filmu Seana S. Cunninghama, ale na moją slasherową wrażliwość lepiej działają sceny śmierci i ataków Jasona z kontynuacji. Z workiem na głowie przypomina on bardziej niezrozumiałego przez nikogo smutnego potwora, niż niezniszczalnego mordercę, którym się stanie w następnych częściach, choć nie można mu już teraz odmówić kreatywności w zabijaniu. [Krzysztof Walecki]
27. Zagadka nieśmiertelności (1983)
Produkcja ma kilka jasnych punktów. Po pierwsze stylowość, po drugie aurę, a po trzecie historię. Scenariusz w idealny wręcz sposób wpasowuje się w filmowe dekoracje, stają się ich częścią. Całość jednak byłaby tylko planem na kartce papieru, gdyby nie świetna Catherine Deneuve oraz jakże charyzmatyczny David Bowie. Dzięki tej dwójce Zagadka to opowieść elegancka i z klasą, która – mimo całego blichtru i bogactwa – potrafi w przejmujący sposób przedstawić dramat w kilku aktach. Mamy więc historię rozpisaną na kilka płaszczyzn, wspomnienia, retrospekcje i to, co stanowi o prawdziwym dramacie bohaterów – dramat żywej istoty uwięzionej w wampiryzmie. [Gracja Grzegorczyk]
26. Dzieci kukurydzy (1984)
Choć filmowa adaptacja opowiadania Stephena Kinga po premierze nie spotkała się ze zbyt dobrym przyjęciem, bez trudu zdobyła pozycję horroru kultowego, choć… na dobrą sprawę nie wiadomo dlaczego. Najprawdopodobniej Dzieci kukurydzy urzekły widzów połączeniem estetyki gore i tak ewidentnego w kinie grozy lat 80. niskobudżetowego kiczu. Dzieci kukurydzy czy Smętarz dla zwierzaków były smakowitym kąskami dla filmowców, bo opierały się na znakomitym materiale króla literackiej grozy, ale nie mogły pochwalić się ani dobrą obsadą, ani realizacyjnym rozmachem. Dzieci kukurydzy operują więc głównie znakomitym pomysłem wyjściowym, który opiera się na istnieniu dziecięcej społeczności skupionej wokół nadprzyrodzonego bytu, nakazującego brzdącom mordowanie dorosłych. Nie wiem jak wy, ale ja uznałem koncept zabójczych dzieci za wyjątkowo straszny, by podczas seansu wsiąknąć w klimat filmu i poczuć się nieswojo. [Dawid Myśliwiec]
25. Koszmar z ulicy Wiązów 2: Zemsta Freddy’ego (1985)
Po ogromnym sukcesie oryginalnego filmu Wesa Cravena szybciutko nakręcono kontynuację (bez jego udziału), która dziś jest znana przede wszystkim przez wzgląd na swoje homoseksualne podteksty. Freddy ponownie dręczy młodocianych bohaterów, za swój cel wybierając sobie tym razem Jessego, ale zamiast zabić chłopaka we śnie, woli go opętać. Film Jacka Sholdera należy do mniej poważanych odsłon cyklu, mimo że posiada dwie sceny, które uważam za jedne z najlepszych w Koszmarach – jazdę prawie pustym autobusem w prologu oraz przeniknięcie Freddy’ego do prawdziwego świata podczas imprezy nad basenem. Również sam Krueger nie jest tu jeszcze ulubieńcem publiczności (co nastąpi po części trzeciej), a prawdziwym upiorem, którego należy się bać. [Krzysztof Walecki]
24. Postrach nocy (1985)
Wszystkie te elementy składają się na jeden z najbardziej satysfakcjonujących horrorów lat 80., po którym krwiopijca znów stał się modny, by wymienić tylko Straconych chłopców, Blisko ciemności oraz późniejsze, powstałe już w latach 90. Drakulę Brama Stokera i Wywiad z wampirem. Lubię wracać do Postrachu nocy, gdyż nawet po 35 latach od premiery zaskakuje świeżością podejścia do tematu. Bierze postać wampira, umieszcza w niecodziennym środowisku, wyposaża go w cechy, dzięki którym krwiopijca jawi się jako ktoś nam współczesny, a następnie w typowy dla tamtej dekady sposób, czyli za pomocą licznych efektów praktycznych, na czele z doskonałą charakteryzacją demonicznego uśmiechu, zdobiącego również plakat filmu, nie pozwala na ani chwilę nudy. Jest to przede wszystkim show Sarandona i McDowalla – ten pierwszy emanuje (a właściwie dominuje) erotyzmem i groźbą, podczas gdy drugi stanowi zaskakującą przeciwwagę, oferując komiczną nerwowość i celując w sentymentalny ton. Zabrakło tego w niezłym remake’u z 2011 roku, w którym postać Vincenta jest już showmanem z Las Vegas; przyznam, że nie byłby to mój pierwszy typ, gdzie szukać pomocy w walce z wampirem. Z drugiej strony już oryginał Hollanda każe nam zawiesić kilkakrotnie niewiarę, również w momencie, kiedy Charlie jest przekonany, że gospodarz telewizyjnego programu może faktycznie coś wiedzieć o ubiciu autentycznego krwiopijcy. Lata 80. w amerykańskim kinie to była jednak inna mentalność. [fragment tekstu Krzysztofa Waleckiego]
23. Amerykański wilkołak w Londynie (1981)
Horror na wesoło to też horror – zwłaszcza, gdy autentycznie budzi grozę w tych poważnych sekwencjach. A to, mimo swej umowności, dzieło Johna Landisa potrafi bardzo dobrze, skutecznie odświeżając dawne pomysły gatunku i udanie bawiąc się jego schematami. Już sam prolog może poszczycić się rewelacyjnym klimatem, do którego z czasem dołączają fantastyczne sceny przemiany z rewolucyjnymi efektami specjalnymi, wciąż robiącymi ogromne wrażenie po tylu latach. Jak na horror przystało jest krwawo i nieprzyjemnie, a okazjonalny humor czarny jak noc, podczas której dzieje się większość akcji. Świetna brytyjska obsada i widowiskowy finał dopełniają reszty. Niekwestionowany klasyk. [Jacek Lubiński]
22. Powrót żywych trupów (1985)
Wielkość filmu O’Bannona polega na dezynwolturze, z jaką debiutujący reżyser podchodzi do tematu zombie, naówczas nobilitowanych po dwóch kamieniach milowych gatunku, jakimi były Noc żywych trupów i późniejszy o całą dekadę Świt żywych trupów, dopatrujące się prawdziwej grozy oraz niebezpieczeństwa w społecznych nierównościach i aberracjach. W międzyczasie mieliśmy również wysyp włoskich produkcji, na czele z filmami Lucia Fulciego (Zombie: pożeracze mięsa, Miasto żywych trupów, Hotel siedmiu bram), które jednak wpisywały się w całkiem inny horrorowy krajobraz, idąc w stronę surrealnej makabry. Tymczasem O’Bannon – znany przede wszystkim jako scenarzysta Obcego: ósmego pasażera Nostromo, ale również pierwszego filmu Johna Carpentera, Ciemnej gwiazdy – wybiera ton niemal parodystyczny, wyolbrzymiając sytuację wyjściową i przerysowując bohaterów, a każdą ich potencjalnie przemyślaną decyzję obarczając koszmarnymi następstwami. [fragment tekstu Krzysztofa Waleckiego]
21. Wideodrom (1983)
Nie potrafię wyobrazić sobie wrażenia, jakie Wideodrom zrobił na publiczności w dniu premiery, skoro dotyczy aktualnych dziś kwestii, o których ówczesna widownia nie miała pojęcia. Seks i przemoc w różnych proporcjach łączą się ze szkodliwym, choć stymulującym mózg wpływem mediów. W 1983 roku był to szklany ekran, choć większość padających w filmie teorii – jak np. „telewizyjne imiona” dla każdego – wydają się bardziej przystające dla medium internetu (gdzie niemal wszędzie można nadać sobie nowe imię, czyli nick). Podobnie jak on, Wideodrom to niekontrolowany medialny byt, który rozwija się i coraz bardziej absorbuje ludzki umysł i ciało. A my, na podobieństwo Maxa Renna, chłoniemy coraz więcej sygnałów i transmisji z twarzami przylgniętymi do ekranów. [fragment tekstu Jana Dąbrowskiego]