Najlepsze filmy SCIENCE FICTION ostatniej DEKADY. Wyniki głosowania czytelników
10. Pacific Rim (2013)
reż. Guillermo del Toro
Guillermo del Toro to spec od ładnych bajek. Tym razem to bajka o robotach, potężnych Jaegerach sterowanych przez ludzkich pilotów, konstruowanych do walki z tajemniczymi potworami z głębin. Potwory z głębin wyłażą cyklicznie, i są coraz większe i silniejsze. Obsada Jaegerów (piloci występują zawsze w parach) to elita, światowi bohaterowie, orły, sokoły, herosy. Charlie Hunnam jako doświadczony pilot i Rinko Kikuchi jako ambitna nowicjuszka tworzą iskrzący duet, dla którego przeciwwagą jest parka komicznych naukowców badających pozaziemskie monstra (Charlie Day i Burn Gorman). W tle plącze się zatroskany i zasadniczy Idris Elba i jedyny w swoim rodzaju Ron Perlman. Jest widowiskowo (Transformers się chowają!), jest zabawnie, jest patetycznie. Pacific Rim to produkt o nieskomplikowanej fabule, który zachwyca prostotą i stylem wykonania. Panowie (a także panie, zachęcam!), popcorn w dłoń i marsz na seans! [Agnieszka Stasiowska]
9. Nowy początek (2016)
reż. Denis Villeneuve
Gdyby w różnych miejscach na Ziemi nagle pojawiły się statki obcych, co zrobiliby ludzie? Panikowaliby? Chcieli zaatakować intruzów? Trudno powiedzieć, ale bez wątpienia nastąpiłoby to, co dzieje się w Nowym początku — brak jakiegokolwiek porozumienia. Film Denisa Villeneuve’a to kameralny thriller, w którym chodzi nie tylko o kontakt z obcymi, choć i ten temat został opowiedziany kapitalnie. To jednocześnie film o barierach komunikacyjnych, o nieumiejętności albo niechęci zrozumienia siebie nawzajem, a także jej konsekwencjach, mniej lub bardziej poważnych. W Nowym początku Villeneuve stworzył film w duchu, można by rzec, Stanisława Lema — skromny, eksplorujący problem kontaktu z życiem pozaziemskim, a jednocześnie opowiadający o kondycji człowieka. I chociaż końcówka dzieła robi się ckliwa i nieco dziurawa scenariuszowo, to na szczęście nie wpływa zbyt mocno na zdecydowanie satysfakcjonujący odbiór całości. [Dawid Konieczka]
8. Grawitacja (2013)
reż. Alfonso Cuarón
Grawitację obejrzałam w kinie – i zrobiła na mnie duże wrażenie. To jeden z tych filmów, które po prostu trzeba obejrzeć na wielkim ekranie, ponieważ nastawiony jest na wywoływanie emocji i wrażeń z pomocą czysto wizualnych środków. Film Cuaróna do samego końca trzyma w napięciu, widz przejmuje się losami bohaterki, która najpierw z kolegą, a następnie samotnie stawia czoła kosmicznej awarii. Reżyser sprawnie kreuje poczucie niebezpieczeństwa, m.in. poprzez paradoksalne zderzenie klaustrofobii pokładu z przerażającym bezkresem kosmosu. Można utyskiwać na melodramatyczne fragmenty i banalną historię, ale nie w fabule tkwi siła tego filmu. To dzieło jednocześnie kameralne i widowiskowe, które pozwala nam poczuć się tak, jakbyśmy razem z Sandrą Bullock odbywali podróż na zewnątrz znanego świata, a wewnątrz siebie. Grawitacja skutecznie uzmysławia małość człowieka z zderzeniu z naturą, a strona formalna sugestywnie przedstawia chłodne piękno i milczącą grozę wszechświata. [Katarzyna Kebernik]
7. Marsjanin (2015)
reż. Ridley Scott
Marsjanin to szalenie inspirujące i pozytywne kino science fiction. Film Ridleya Scotta oparty jest na bestsellerowej powieści Andy’ego Weira pod tym samym tytułem i doskonale oddaje jej ducha. Bardzo duża w tym zasługa rewelacyjnego Matta Damona, który bezbłędnie uchwycił książkowego Marka Watneya. Jest czarujący, zabawny i przede wszystkim zaradny, dzięki czemu pomysły jego bohatera na samotne przetrwanie na Marsie ogląda się jak najlepsze odcinki Pogromców mitów. Marsjanin Scotta jest przy tym wszystkim wizualną i dźwiękową perełką. To idealne połączenie tradycyjnego kina SF i rozrywki dla każdego. [Przemysław Mudlaff]
6. Na skraju jutra (2014)
reż. Doug Liman
Na skraju jutra Douga Limana z 2014 roku to widowisko science fiction, które wszystkim widzom w głowach zapisało się pewnie przede wszystkim oryginalnym, kojarzącym z Dniem świstaka motywem powtarzania przez głównego bohatera wciąż i wciąż tych samych wydarzeń, ale film oferuje dużo więcej. To przede wszystkim efektowne, wypełnione akcją kino batalistyczne oparte na bardzo udanych rozwiązaniach wizualnych i utrzymujące stały, satysfakcjonujący poziom, także dzięki charyzmatycznemu duetowi w postaci Toma Cruise’a i Emily Blunt. Ta druga kreuje na ekranie jedną z najlepszych heroin w historii jakże zasłużonego na tym polu gatunku kina science fiction. [Filip Pęziński]
5. Ex Machina (2015)
reż. Alex Garland
Trywialny punkt wyjścia w filmie Alexa Garlanda przeradza się w rzecz naprawdę wyjątkową i frapującą. Wykorzystując estetykę klasycznego science fiction podlewaną niepokojącą atmosferą, kameralnej psychodramy, Ex Machina stawia trudne i przewrotne pytania o istotę człowieczeństwa, zasięg humanistycznej etyki, a nawet pozycję myślącego podmiotu w technologicznie przewartościowanym świecie. Ta posthumanistyczna układanka łączy w sobie znakomitą interpersonalną intrygę, strawnie podaną, ale nie popadającą w banał filozofię i organiczne napięcie, a to wszystko w pierwszorzędnym wykonaniu tria Oscar Isaac, Alicia Vikander i Domhnall Gleeson ujętych chłodnym okiem kamery Roba Hardy’ego. Stylowe, mądre i wciągające współczesne science fiction? Proszę bardzo. [Tomasz Raczkowski]
4. Mad Max: Na drodze gniewu (2015)
reż. George Miller
Film George’a Millera zapewnia całkiem interesujące, paradoksalne doświadczenie. Reżyser wrzuca nas w sam środek jednego z najmniej przystępnych miejsc, jakie zrodziło kino. W Na drodze gniewu dusimy się nieznośnym żarem z nieba, krople wody są na wagę złota a brak pożywienia, choćby źdźbła trawy i skrawka cienia nie są największymi niedogodnościami, ponieważ zanim za tym zatęsknimy możemy zostać porwani przez wir tornada albo poczuć jak ciało rozrywa nam włócznia rzucona przez jednego z wyznawców Wiecznego Joe’ego. Groza i horror, ale przepiękny kostium (te faktury, te barwy, te światła!), zawrotne tempo i inscenizacyjna maestria nie pozwalają oderwać oczu od arcydzieła Millera. What a lovely apocalypse! [Maciej Niedźwiedzki]