Najlepsze filmy o ZOMBIE w historii. Ranking czytelników
10. Świt żywych trupów (2004)
Zack Snyder debiutuje remakiem filmu George’a A. Romero, porzucając społeczny komentarz na rzecz pełnego energii horroru, w którym żywe trupy nie są już powolnymi i anemicznymi upiorami, tylko szybkimi bestiami. Tym samym w obrazowaniu zombie Świt… AD 2004 idzie śladem rok wcześniejszych 28 dni później. Wpływa to na styl filmu – dynamiczny montaż, silnie nasycona kolorystyka oraz efektowność kadru staną się, na dobre i na złe, znakiem rozpoznawczym Snydera, choć należy przyznać, że w tym przypadku decydują o atrakcyjności dzieła, które porywa widza już od pierwszych scen. Jeśli ktoś gustuje w horrorach podporządkowanych akcji, remake Świtu żywych trupów jest jednym z najlepszych tego przykładów. [Krzysztof Walecki]
9. Resident Evil (2002)
Film jest adaptacją kultowej gry pod tym samym tytułem. Obraz zaskakuje pod wieloma względami. Nie wywołuje uczucia strachu, co z powodzeniem udawało się trylogii żywych trupów Romero, kilka sekwencji przyspiesza tętno, ale całość jest raczej dynamicznym filmem grozy i to zadanie spełnia znakomicie. Scenariusz nie opiera się na żadnej z gier, ale wręcz pęka od nawiązań i motywów wyciągniętych prosto z pierwowzoru (ucieczka pociągiem, motyw czerwonej królowej itd.). Zresztą jest on nawet ciekawie skonstruowany, pojawiające się co jakiś czas retrospekcje powodują, że widz wraz z bohaterami układa tę makabryczną układankę. Całość dopełnia rewelacyjna muzyka skomponowana przez Marylina Mansona. Znakomite zakończenie, które jak rzadko każe czekać z niecierpliwością na sequel. [Dawid Karpiński, fragment artykułu]
8. Martwica mózgu (1992)
Już pierwsze minuty filmu i plansza z tytułem nie pozostawiają złudzeń – to będzie najczarniejsze poczucie humoru, jakie można sobie wyobrazić i tylko z takim podejściem seans Martwicy mózgu ma sens. Dla laików nieświadomych bliskich konotacji horroru i komedii pomysł Jacksona może wydawać się trudny w odbiorze. Nie spowoduje, że w nocy ze strachem będziecie przemierzać niekończące się mroki własnych korytarzy w poszukiwaniu toalety. Nie ma tu się czego bać, scenariusz przypomina American Pie, w którym irytujący, gastryczno-erotyczny humor został zastąpiony radosnymi okrucieństwami. Innymi słowy, postacie zamiast wypuszczać gazy, upuszczają krew. Hektolitry krwi. […] Postać księdza/karateki masakrującego hordę zombie po wykrzyknięciu „Skopię wam tyłki w imieniu Pana naszego!” sprawia wręcz wrażenie wymyślonej przez obydwu panów po burzy bardzo żywych mózgów. Z kolei próby okiełznania zombie-dziecka na placu zabaw to wręcz Jaś Fasola w wersji gore. [Jarosław Kowal, fragment recenzji]
7. World War Z (2013)
Katastroficzne kino akcji, które uchodzi za horror tylko i wyłącznie przez obecność żywych trupów. Tym samym jest to najdroższy film z tego gatunku w historii kina, co widać na ekranie, kiedy przetacza się przez niego istne zombie tsunami, niszcząc świat, a ludzi spychając o co najmniej jedną pozycję w łańcuchu pokarmowym. Podoba mi się u Marca Forstera agresywność sytuacji, szybkość, z jaką cywilizacja traci grunt pod nogami; tylko od inteligencji Brada Pitta zależy, czy przeżyjemy chociaż dzień dłużej. Przeszkadza bezkrwawość całego procesu (przynajmniej w wersji kinowej), jakaś dziwna niechęć twórców do przyznania się, że kręcą film o żywych trupach. Mimo to skala widowiska jest tak duża, a chaos tego, co dzieje się na ekranie, tak namacalny, że nietrudno znaleźć podziw dla World War Z. [Krzysztof Walecki]
6. Zombie express (Train to Busan) (2016)
Zombie express to film, który oprócz beztroskiej rozrywki krwawymi obrazami serwuje widzowi kawał ambitnej historii. Reżyser Yeon Sang-ho ukazuje apokalipsę zombie widzianą z perspektywy niczego nieświadomych podróżnych pociągu do Busan. Kiedy jeden z pasażerów okazuje się zarażonym mięsożercą, rozpoczyna się brutalna walka o przetrwanie, a klaustrofobiczność pociągu jeszcze bardziej podsyca dramaturgię. Trzymająca w napięciu historia garstki ludzi przeciwstawiających się masie krwiożerczych bestii wzbogacona zostaje o dramat rodzinny głównych bohaterów, a także dramat o zabarwieniu społeczno-politycznym. Motyw apokalipsy zombie został tu wykorzystany jako błyskotliwa i dająca do myślenia metafora, która piętnuje wciąż pogłębiające się podziały społeczne w Korei Południowej. Na podobnym koncepcja bazuje inny koreański film o zombie, animacja Stacja Seul z 2016 roku. [Maja Budka]
5. Noc żywych trupów (1968)
Klasyk, który w dużej mierze uczynił zombie takim, jakim je dzisiaj popkulturowo znamy. Choć ząb czasu nadgryzł nieco warstwę realizacyjną, to przełomowe dzieło George’a A. Romero nie przestało ani trochę niepokoić – może nawet tym większe wrażenie robi po latach, gdy ta nieco sztywna konwencja realizacji zdaje się jeszcze podkreślać przenikającą każdy czarno-biały kadr grozę i potęguje dysonans, wywołujący w trakcie seansu ciarki. Przede wszystkim jednak Noc żywych trupów to do dziś jeden z najwybitniejszych przykładów wykorzystania horroru do krytyki społecznej – Romero interesują nie tyle zombie, co ludzie, którzy stają się tytułowymi żywymi trupami, wyprutymi z empatii, drapieżnymi egoistami, koniec końców równie groźnymi, co zakażeni. [Tomasz Raczkowski]
4. Jestem legendą (2007)
Jeden z tych remaków, które nie bolą. Jeden z tych filmów, które ogląda się bez większych problemów, nawet przy pełnej świadomości doświadczanej sztampy. Taki jest właśnie Jestem legendą. Poprawny, solidny i ciekawie polemizujący z poprzednikami. Wizja postapokalipsy może i jest mało oryginalna, ale jest w niej też coś godnego zatracenia. Will Smith poradził sobie z rolą ostatniego człowieka na Ziemi – nic w tej kreacji brawurowego, ale za to udało się mu oddać dramatyzm przeżywanej sytuacji. [Jakub Piwoński]