search
REKLAMA
Plebiscyt

NAJLEPSZE FILMY LAT 90. Wielki ranking czytelników

REDAKCJA

23 czerwca 2019

REKLAMA

10. Podziemny krąg

Fight Club, 1999, reż. David Fincher

„Jesteśmy niewolnikami w białych kołnierzykach. Reklamy zmuszają nas do pogoni za samochodami i ciuchami. Wykonujemy prace, których nienawidzimy, aby kupić niepotrzebne nam gówno. Jesteśmy średnimi dziećmi historii. Nie mamy celu ani miejsca. Nie mamy Wielkiej Wojny ani Wielkiego Kryzysu. Naszą Wielką Wojną jest wojna duchowa. Nasz Wielki Kryzys to całe nasze życie”. Takie jest credo bohaterów Podziemnego kręgu. Film Davida Finchera we wspaniale intensywny sposób oddaje frustrację tej części społeczeństwa, która nie zaznała ani sukcesu, ani zupełnej klęski. To historia o ludziach, których wszyscy znamy, a być może nawet nimi jesteśmy. Wyjątkowe w Podziemnym kręgu jest skupienie się na tych, którzy zazwyczaj nie są bohaterami amerykańskich filmów. Pokrętna filozofia Tylera Durdena (Brad Pitt) daje do myślenia, a w pakiecie z Edwardem Nortonem i Heleną Bonham Carter są dla mnie jedną z najlepszych aktorskich ekip zapisanych na taśmie filmowej. [Jan Dąbrowski, fragment zestawienia]

9. American Beauty

American Beauty, 1999, reż. Sam Mendes

Po co być na tym świecie? W jakim celu na nim tkwić? Co robić? Komu robić i jak dobrze? Patrzeć bardziej na siebie czy na innych? Ukrywać myśli czy pozwolić sobie na krzyk? Jak wiele konwenansów wpuścić do życia? Co to jest wolność? Gdzie są granice? Ach, wielkie małe pytania o sens życia zadawane przez typową klasę średnią, która ma swoje aspiracje, niespełnione marzenia i lęki! Wbrew pozorom nie chodzi tylko o mieszkańców amerykańskich przedmieść, bo podobne kwestie kołatają się w głowach wszystkich tych, którzy prowadzą tak zwane dorosłe życie, także tutaj, w Polsce. Kevin Spacey próbuje się wyrwać z przytłaczającej codzienności wypełnionej rutyną, sztucznością i brakiem szczerości. Jakie znajduje remedium na egzystencjalne bolączki? Nieprzewidywalność, naturalność i mówienie prosto z mostu, bezczelnie w twarz, cynicznie, bez moralnych ograniczeń. Efekt nie jest jednoznaczny w ocenie, za to niewątpliwie bolesne jest zderzenie widza – prawdopodobnie większości widzów – z bliską sobie rzeczywistością. Wybitny debiut Sama Mendesa, genialny scenariusz Alana Balla (który za chwilę zajmie się Sześcioma stopami pod ziemią), ikoniczne kreacje Kevina Spacey i Annette Bening, pamiętna muzyka Thomasa Newmana – to wszystko składa się na jeden z najbardziej docenianych oscarowych filmów, zasłużenie tak wysoko na naszej liście. Pierwszorzędna satyra! [Rafał Oświeciński, fragment recenzji]

8. Leon zawodowiec

Léon, 1994, reż. Luc Besson

Leon zawodowiec był dla Bessona projektem pobocznym. Reżyser zaczął pracę nad Piątym elementem, ale produkcja opóźniała się ze względu na inne zobowiązania Bruce’a Willisa, więc w międzyczasie napisał i nakręcił LeonaPiąty element stanowi dobrą rozrywkę, którą się miło i sympatycznie ogląda, ale Leon stanowi moim zdaniem lepszy, ambitniejszy film chociażby ze względu na to, jak różnie można odczytywać pewne sceny i zachowania bohaterów. Leon zyskał zresztą status filmu, który trzeba koniecznie obejrzeć. I zasłużył sobie na to; głównie dzięki bardzo dobremu aktorstwu i inteligentnemu scenariuszowi. [Kornelia Farynowska, fragment recenzji]

7. Siedem

Se7en, 1995, reż. David Fincher

Bardzo prawdopodobne, że Fincherowi udało się wymodelować – jak swego czasu Orwellowi – taki właśnie doskonały, globalny i zastygły obraz Zła, obraz, jakiego w tak czarnej perfekcji nikt od dawna w kinie nie sportretował. Ze Zła rozproszonego i w stanie zaczątkowym reżyser sporządził pomnik, zbudował rzeczywistość bezgranicznego kłamstwa i bezgranicznej przemocy, w której racja leży nie po stronie ofiary, lecz po stronie oprawcy. W tym sensie Siedem to film nieubłagany, z którym nie negocjuje się końcowego rezultatu. [Bartosz Rudnicki, fragment artykułu]

6. Chłopcy z ferajny

Goodfellas, 1990, reż. Martin Scorsese

Inspirowana historią prawdziwego gangstera wizytówka błyskotliwego geniuszu Martina Scorsesego. Nie na darmo określona przez krytyków najlepszym filmem o mafii w dziejach kinematografii. To dzieło kompletne: w pierwszej kolejności należy wyrazić zachwyt niezapomnianymi rolami Raya Liotty, Joe Pesci oraz Roberta De Niro. Każdy z panów wzniósł się na wyżyny swoich umiejętności i podarował nam role nie tyle oscarowe, co raczej kultowe i niezapomniane. Spektrum oddanych emocji, wiarygodne ewolucje charakterów i perełki pokroju improwizacji udawanej kłótni w klubie nocnym – to sztandarowy przykład aktorstwa najwyższej próby. W parze z tym idzie bezbłędny scenariusz, w którym idealnie wyważono proporcje dramatu, grozy i komedii. Jeśli zaś chodzi o reżyserię, to cóż – perfekcja na tym polu u Scorsesego chyba nikogo nie zaskoczy, prawda? Niemniej grzechem byłoby nie wspomnieć o niezwykle chwytliwym, często skojarzeniowym montażu i imponujących długich ujęciach, dzięki którym mamy wrażenie, że jesteśmy częścią filmowej rzeczywistości. Dodajmy do tego wysmakowaną ścieżkę dźwiękową korzystającą z mniej znanych utworów właściwych dla przedstawionej epoki i otrzymamy arcydzieło gatunku i obowiązkową pozycję dla każdego kinomana [Mikołaj Lewalski, fragment zestawienia]

5. Milczenie owiec

The Silence of the Lambs, 1991, reż. Jonathan Demme

W zasadzie fabułę można zamknąć w dwóch zdaniach: „FBI bezskutecznie szuka mordercy obdzierającego ze skóry swoje ofiary. Początkująca agentka Clarice Starling nawiązuje kontakt z seryjnym mordercą, Hannibalem Lecterem, by z jego pomocą odnaleźć zabójcę”. Uproszczenie jest dosyć bolesne, ponieważ nie mówi nam nic o Lecterze, którego postać jest w filmie najciekawsza i stanowi jeden z jego największych – jeśli nie największy – atutów. [Kornelia Farynowska, fragment recenzji]

4. Matrix

The Matrix, 1999, reż. Lilly Wachowski, Lana Wachowski

Widziałem w swoim życiu wiele filmów. Wiele mi się spodobało. Wiele też stało się moimi ulubionymi. Tylko jeden film wywarł na mnie wrażenie tak silne, że niemal zespolił się z moim wewnętrznym poczuciem estetyki, pomagając w budowaniu pomostu między duchowością a racjonalnością. Przez te dwadzieścia lat niejednokrotnie wracałem do Matriksa. Każdy seans był dla mnie jak spotkanie sam na sam z kobietą w czerwonej sukience. Odkrywczy, inicjacyjny, ekscytujący. Nie znam drugiego filmu, który przy każdym podejściu wywoływałby we mnie mieszaninę fascynacji i niepokoju, bez względu na to, jak dobrze zdołałem już poznać jego treść. Obcowanie z niemal każdym formalnym aspektem Matriksa to audiowizualne pieszczoty, począwszy od perfekcyjnie zaplanowanych zdjęć, przez absolutnie powalające efekty specjalne, choreografię walk, skończywszy na wysłuchiwaniu się w żywiołowe i pobudzające tło muzyczne. [Jakub Piwoński, fragment artykułu]

REDAKCJA

REDAKCJA

film.org.pl - strona dla pasjonatów kina tworzona z miłości do filmu. Recenzje, artykuły, zestawienia, rankingi, felietony, biografie, newsy. Kino klasy Z, lata osiemdziesiąte, VHS, efekty specjalne, klasyki i seriale.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA