search
REKLAMA
Plebiscyt

NAJGORSZE SEQUELE WSZECH CZASÓW. Wielki ranking czytelników!

REDAKCJA

17 marca 2019

REKLAMA

3. Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki

2008, reż. Steven Spielberg

Wszystko, dosłownie wszystko w tym filmie zostało zeszmacone. Wychodzi na to, że powrót do żywych i odgrywanie herosów z lat swojej świetności wychodzi na razie tylko panu Stallone (choć i tu nie do końca), bo patrząc na zmęczone oblicze Harrisona ma się wrażenie, że nie do końca wierzył w sens swojego podrygiwania na ekranie. Choćby nie wiem jak sprawny nie był, sześćdziesięciolatek będzie zawsze wyglądał z lekka nienaturalnie przeskakując z jednej pędzącej ciężarówki na drugą. Powstanie tej części było katastrofą – powinna zostać nakręcona lat dobrych kilka temu, a nie teraz. […] Co przyczyniło się do porażki? Przede wszystkim efekty specjalne – jestem zagorzałym przeciwnikiem tych, które wygenerowane komputerowo zabijają klimat filmu. Choćby nie wiem jak widowiskowe były, pozostaną tylko i wyłącznie ciekawostką, która rzadko kiedy zapadnie na dłużej w pamięci. […] Później jest jeszcze gorzej – siermiężny humor, beznadziejne postacie (zwłaszcza Shia LaBeouf – nic nie przekona mnie do tego, by uznać go za jakieś objawienie w filmowym światku), absurdalność niektórych scen (zwłaszcza nuklearnoodporna lodówka i jej całkiem konkretny powybuchowy lot) i przede wszystkim świadome zabicie klimatu, jaki był motorem napędowym poprzednich części. To już nie jest chropowata przygodówka, lekko brudna i wciągająca niczym czarna dziura, ale miałki i poprawny pod każdym względem średniak, będący pierwszym gwoździem do trumny dla całej sagi. [Piotr Kocoń]

2. Dziedzic maski

2005, reż. Lawrence Guterman

W tym filmie złe jest wszystko, od aktorstwa i czegoś na wzór podręcznikowej anty-reżyserii po wspominane efekty wizualne, które pasują raczej na strony książki pt. Używanie Oprogramowania Komputerowego dla Idiotów, a jeśli nawet jakiś aspekt Dziedzica jest dobry, nie da się go zauważyć pod natłokiem wszechogarniającego filmowego szamba. Już sam pomysł założenia drewnianej niespodzianki małemu bobasowi, czyli dosłowne potraktowanie tego, co Maska Chucka Russella pastiszowo sugerowała – zinfantylizowanie supermocy, ażeby stworzyć na ekranie całkowity rozpiździel – jest po prostu kretyński, a do tego dochodzi jeszcze wykonanie. Negatywnie pieprznięty szkrab z zielonym glutem na twarzy nie ziębi, nie grzeje, w zamian wywołując jeszcze większe fale zażenowania niż przy oglądaniu na YouTubie najbardziej smakowitych kawałków z obrad polskiego Sejmu. […] W każdym razie Jim Carrey raczej tego cyfrowego szlamu nie oglądał, bo dawno by padł na zawał, a podsumować ten wywód można tylko tak, iż „dwójka” Maski powinna zostać zakazana we wszystkich krajach naszego świata, poza Indiami, bo tylko bollywoodzcy magicy są w stanie zrobić z tego fajny musical. [Darek Kuźma]

1. Batman i Robin

1997, reż. Joel Schumacher

O ile Batman Forever daje mi jeszcze jakąś namiastkę zabawy, o tyle Batman i Robin jest męczarnią na całego, której nie uratuje ani sentyment, ani niezamierzony (chyba) efekt komediowy wywołany przez absurdalne rozwiązania scenariuszowe. To, co dobrze sprawdzało się w stylistyce Batmana z Adamem Westem w latach sześćdziesiątych, u Schumachera budzi co najwyżej uśmiech politowania, a to i tak w tych najlepszych momentach. Sam już nie wiem, co podczas seansu wywołuje u mnie największe zażenowanie, bo konkurencja jest spora. Pościg na łyżwach, rola Schwarzeneggera, scena z motocyklami, Bat-karta kredytowa, Bane… Fuj! Plus jest taki, że jako dzieciak mogłem pobawić się świetnymi zabawkami na licencji. Batmana i Robina można więc potraktować jako reklamę – kiepską, co prawda, ale w jakimś stopniu skuteczną. [Łukasz Budnik]

REDAKCJA

REDAKCJA

film.org.pl - strona dla pasjonatów kina tworzona z miłości do filmu. Recenzje, artykuły, zestawienia, rankingi, felietony, biografie, newsy. Kino klasy Z, lata osiemdziesiąte, VHS, efekty specjalne, klasyki i seriale.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA