NAJGORSZE SEQUELE WSZECH CZASÓW. Wielki ranking czytelników!
30. RoboCop 3
1993, reż. Fred Dekker
Do dziś uwielbiam pierwszego RoboCopa za formę i treść, za wpadającą w ucho muzykę i kilka genialnych scen akcji, a wszystko to spięte klamrą tragicznej opowieści. To jeden z tych nielicznych filmów, które oglądałem z wypiekami na twarzy. I tak jak mój zachwyt nad RoboCopem i w ogóle samą postacią nie przemija do dziś, tak do dziś nie przemija trauma, jaką zafundowała mi trzecia odsłona przygód Supergliny. […] O ile jednak cały film jest po prostu słaby, o tyle do poziomu żenady sprowadza go finałowa strzelanina między policjantami a oddziałami oczyszczania miasta – w której wszyscy strzelają, a nikt nie zostaje trafiony. Reżyserowi pomylił się chyba plan filmowy RoboCopa 3 z serialem Drużyna A. Poziom żenady został osiągnięty przez ww. strzelaninę, a dno i garść mułu przyniosła sekwencja, w której RoboCop lata przy użyciu rakietowego plecaka. Tak nędznych efektów specjalnych nie widziałem od czasów Pana Kleksa w kosmosie – RoboCopowi zabrakło tylko rury od odkurzacza owiniętej wokół szyi. [Rafał Donica]
29. Kobiety mafii 2
2019, reż. Patryk Vega
Po spektakularnie fatalnych Kobietach mafii z zeszłego roku trudno było oczekiwać, że ich naprędce nakręcony sequel będzie wolny od problemów większości filmów Vegi. Druga część powiela więc wszystko to, co niektórych mierzi, a innych zachwyca i przyciąga do kin. Dokładnie tak jak można było się spodziewać, całość sprawia wrażenie, jakby powstawała bez konkretnego pomysłu na fabułę i przebieg wydarzeń. Przez ekran przewija się cała galeria postaci, akcja co chwilę przenosi się w inne miejsce, a tonacja zmienia się ze sceny na scenę – wszystko to wydaje się jednak przypadkowe i kompletnie nieprzemyślane. Większości bohaterów nadal nie da się lubić (choć tym razem są tu małe wyjątki), a od przeszarżowanych występów uzdolnionej obsady będziecie przewracać oczami. [Mikołaj Lewalski, fragment recenzji]
28. Pewnego razu w Meksyku: Desperado 2
2003, reż. Robert Rodriguez
Niestety, nie da się tego powiedzieć o sequelu. Rodriguez popełnił błąd, który pojawia się w większości filmowych dwójek – więcej, więcej, więcej. Mamy więcej gwiazd, więcej hollywoodzkiej akcji, nawet pościg na motorach, oraz więcej fabuły. Ta właśnie fabuła jest największym grzechem reżysera. W jedynce była prosta i nieprzekombinowana i to ona stanowiła największy atut filmu, którego oglądanie sprawiało wraz z upływem czasu coraz większą przyjemność. W kontynuacji jest zupełnie odwrotnie. Fabuła jest mocno rozbudowana i zmienia się tak często, że czasem trudno połapać się, o co chodzi. Postaci jest za dużo, przez co nie mają wiele do zagrania, a każdy aktor pojawia się na ekranie w taki sposób, jakby grał epizodyczną rolę. Przez takie zabiegi historia traci na atrakcyjności, a im dalej w film, tym nudniej. […] Jako sequel film jest nieudany. Przekombinowana fabuła, kiepskie efekty i akcja, za dużo, czasem źle dobranych, a przez to nieprzekonujących, aktorów, brak klimatu i czarnego humoru. Film nie wciąga, nudzi, do końcówki jakoś tak ciągle daleko. Można obejrzeć, jeśli nie oglądało się jedynki. Jednak jeśli seans Desperado mamy za sobą, dwójkę sobie odpuśćmy, gdyż doznamy rozczarowania. Lepiej po prostu jeszcze raz obejrzeć jedynkę. [Paweł Łazarowicz]
27. Evan Wszechmogący
2007, reż. Tom Shadyac
Wszystko, za co cenię Bruce’a Wszechmogącego, zostało skreślone, przeinaczone, uwstecznione i wynaturzone w jego nędznej kontynuacji. Po kolei: pierwsza część opierała się na dobrze przemyślanym koncepcie: koncepcie samolubnego człowieka, który otrzymał pierwiastek boskiej mocy, by móc na własnej skórze przekonać się, jak trudno jest być Najwyższym. Rzecz w tym, że Bruce często wykrzykiwał w stronę niebios, dlaczego Bóg pomija go w swoich wynagrodzeniach. Bohater kontynuacji od samego początku nie miał z Bogiem konfliktu. Ten Który Jest (ponownie – we wcieleniu Morgana Freemana) pojawił się u Evana i po prostu dał mu misję. Evan nigdy nie chciał mierzyć się ze Stwórcą, niczego też mu nie zarzucał. Jego życie było idealnie poukładane. Po drugie, sama misja wydaje się wymyślona na szybko i spisana na kolanie. Pierwsza część opierała się na konflikcie, a druga – jedynie na słabym oporze antagonisty. Pomysł nawiązania do wielkiego biblijnego potopu i dziejów Noego jest jeszcze do zniesienia, ale… Evan w żadnym wypadku nie jest wszechmogący!!! Słaby scenariusz nie dał błyskotliwemu Carellowi nawet cienia szansy na aktorskie szarże, drugoplanowe postacie są płaskie niczym ziemia w domysłach spiskowców, a po filmie pozostaje jedynie niesmak. [Szymon Skowroński]
26. Pitbull. Niebezpieczne kobiety
2016, reż. Patryk Vega
Pitbull. Niebezpieczne kobiety to zły film. Oczywiste staje się to po zaledwie kilkunastu minutach seansu. Przez następne ponad sto w widzu narasta poczucie zażenowania tym, co ogląda na ekranie. Tymczasem twórcy zdają się wolni od tego uczucia i bez mrugnięcia okiem serwują to naprędce stworzone „dzieło” (już) grubo ponad dwumilionowej widowni. […] Pitbull. Nowe porządki oraz wynik, jaki film osiągnął, okazały się nie lada zaskoczeniem i całkiem niezłą rozrywką. Druga część to kino nachalne, niechlujne, wulgarne, prostackie, od początku nastawione wyłącznie na zarobienie milionów złotówek pod przykrywką „doskonale opowiedzianej historii opartej w 100 procentach na dokumentacji” – jak film reklamowali jego twórcy. Nikt raczej nie oczekiwał od nich stworzenia arcydzieła, a jedynie szacunku do widza i odrobiny przyzwoitej gry ze schematami kina gatunkowego. Widocznie rok to zbyt mało czasu, by stworzyć dobry sequel. [Szymon Pewiński, fragment recenzji]
25. Speed 2: Wyścig z czasem
1997, reż. Jan de Bont
Kontynuacja Speed była karkołomnym pomysłem. Owszem, na fotelu reżysera sequela zasiadł niby Jan de Bont, odpowiedzialny za sukces oryginału, ale już najjaśniejszy punkt Speed – Keanu Reeves, który z kilometra zwęszył porażkę, odmówił udziału w kontynuacji. Z oryginalnej obsady pozostała więc tylko Sandra Bullock, która, bądźmy szczerzy, choć fajna i urocza, to pozbawiona silnego ramienia Reevesa nie miała szans samodzielnie pociągnąć filmu. Jack Traven został zastąpiony Alexem Shawem; wcielił się w niego Jason Patric, aktor pozbawiony charyzmy i urody, które w wybuchowej mieszance cechowały postać graną przez Keanu Reevesa. Za każdym razem, gdy słyszę Bullock krzyczącą do Alexa: „Aleś ty szalony!”, gdy ten nie robi nic szczególnego, chce mi się parsknąć śmiechem. Akcję przeniesiono z pędzącego autobusu na płynący mozolnie statek wycieczkowy, który nie pędzi na złamanie karku jak pojazdy z jedynki (winda, autobus, metro), tylko P-Ł-Y-N-I-E S-O-B-I-E(!). Równie dobrze mógł de Bont umieścić akcję Speed 2 na walcu drogowym i popychać go ku zniszczeniu w kierunku zbyt rzadkiego asfaltu z prędkością 5 km/h. Do nędznego scenariusza i nędznej reżyserii doszedł nędzny antagonista w nędznym wykonaniu Willema Dafoe i wszystko to złożyło się na jedno z największych rozczarowań w dziejach X muzy. [Rafał Donica]
24. Fantastyczna Czwórka: Narodziny Srebrnego Surfera
2007, reż. Tim Story
Kiepski sequel już nieszczególnie udanego filmu. Pełen niezręcznych scen, z obsadą, której wyraźnie brakuje zaangażowania – wybija się Doug Jones jako tytułowy Srebrny Surfer i Chris Evans jako Ludzka Pochodnia, ale i tak jego szczęście, że w historii kina komiksowego zostanie zapamiętany przede wszystkim jako Kapitan Ameryka. Śmiesznie krótki czas trwania (półtorej godziny wraz z napisami końcowymi) nie rekompensuje niestety fatalnego scenariusza, w którym postanowiono poświęcić niemalże cały pierwszy akt na okoliczności ślubu Richarda i Sue – co równie dobrze mogło mieć miejsce między częściami! Zaważyło to na rozwoju postaci, zmarnowało szansę na lepsze zarysowanie konfliktu i więcej akcji, bo siłą rzeczy i na nią nastawia się widz podczas seansu kina komiksowego. Niby krótki, a dłuży się niemiłosiernie. Na plus fakt, że jest lepszy niż reboot sprzed kilku lat, choć to marne pocieszenie. [Łukasz Budnik]
23. Mumia – Grobowiec Cesarza Smoka
2008, reż. Rob Cohen
Trzecia część Mumii to kontynuacja, której nie mogę wybaczyć spartaczenia tak świetnej serii. […] Fabuła Mumii: Grobowca Cesarza Smoka jest po prostu nudna. Ot był sobie władca, ot go zaczarowali, wskrzesili i o – trzeba z nim walczyć. „Ale przecież poprzednie części były o tym samym!”. Tak, były, ale one posiadały klimat i były nieporównywalnie lepiej wyreżyserowane, a przez to wcale nie nudne. Oglądając filmy Stevena Sommersa widz mógł poczuć przygodę i dosłownie odwiedzić Starożytny Egipt. Całość rozgrywała się w niesamowicie realistycznych sceneriach, które same w sobie były bohaterami filmów. Mumia 3 natomiast to zero klimatu, zero przygody, ale za to dużo plastiku i tandetnego efekciarstwa. Na domiar złego z obsady odeszła genialna Rachel Weisz. [Adam Sobieski]
22. Jurassic World: Upadłe królestwo
2018, reż. Juan Antonio Bayona
Z serią Jurassic Park jest trochę tak jak z pędzącą bez hamulców kolejką w lunaparku. Nie trzeba być geniuszem, żeby przewidzieć, że na końcu tej pechowej wycieczki pasażerów czeka co najmniej kilka złamań. A co czeka widza po seansie najnowszej odsłony serii – Jurassic World: Upadłe królestwo? Bolesne rozczarowanie naszpikowane moralizatorskimi frazesami o ludzkiej megalomanii, skłonności do autodestrukcji i naukowej lekkomyślności. A poza tym nic nowego się nie stało w stosunku do poprzednich części z wyjątkiem wyprowadzenia już na dobre wielkich gadów poza wyspę. Widocznie z marketingowych analiz wynikło, że już czas zrobić z serii nową Planetę małp i zastąpić człowieka inteligentnym raptorem. [Odys Korczyński, fragment recenzji]
21. Predator
2018, reż. Shane Black
To musiało się udać! Ale się nie udało. Z kina wyszedłem pełen żalu i mieszanych uczuć, bo choć nowy Predator nie jest fatalnym filmem (i nie jest gorszy od drugiej części), to trudno go określić inaczej niż rozczarowanie. […] Przez większość filmu zdecydowanie dominuje komedia, a pojedyncze wstawki z autystycznym synem protagonisty pasują do tego jak pięść do nosa. Dodatkowo, kiedy pod koniec filmu humor próbuje ustąpić grozie i wzniosłości heroicznej walki o życie, można odnieść wrażenie, że w trakcie produkcji podmieniono reżysera i scenariusz. Przez to wszystko trudno czuć napięcie i znaczenie stawki całego konfliktu, a pozostaje dezorientacja. […] Momentami można było odnieść wrażenie, że w desperackiej próbie zredukowania długości filmu na chybił trafił skracano gotowe i współgrające ze sobą sceny. Strzelaniny zmontowano zaś w taki sposób, że często trudno określić, kto jest na ekranie, w jaką stronę strzela i w co trafia. […] Dodajmy do tego średnie CGI i niezbyt ciekawe lokacje, a otrzymamy znacznie mniej atrakcyjny wizualnie film niż Predators z 2010 roku (film o znacznie mniejszym budżecie). To mógł być znacznie lepszy film, a pomimo wad przez 3/4 czasu dawał on nawet trochę frajdy. Zakończenie najlepiej jednak wyprzeć z pamięci. [Mikołaj Lewalski, fragment zestawienia]