search
REKLAMA
News

MOVIE GEAR SOLID – filmowa adaptacja kultowej serii gier

Szymon Skowroński

4 września 2017

REKLAMA

Plotki i domysły na temat filmu opartego na bestsellerowej  Metal Gear Solid pojawiają się w zasadzie od kilkunastu lat. Do niedawna miłośnicy cyklu mogli tylko spekulować i snuć co odważniejsze fantazje na internetowych forach. Już w 2006 ojciec serii, Hideo Kojima, ogłosił, że film wszedł w fazę preprodukcji, a dopiero osiem lat później produkcja dostała reżysera – Jordana Vogta-Robertsa, twórcę raczej entuzjastycznie przyjętego Kong: Wyspa Czaszki.

Graczom nie trzeba przedstawiać tytułu i jego historii, ale dla osób niezaznajomionych z tematem przyda się kilka słów wyjaśnienia. Metal Gear Solid to cykl gier szpiegowskich rozgrywających się w świecie XXI wieku (chociaż historia ma wiele retrospekcji i sięga nawet do lat 70.), gdzie największym zagrożeniem jest obecność broni nuklearnej w postaci olbrzymich mechów wyposażonych w ładunki zdolne zniszczyć na odległość całe państwa. Rozgrywka o losy świata toczy się między terrorystycznymi organizacjami a tajnymi wojskowymi oddziałami. Sieć powiązań bohaterów po obu stronach barykady jest niesamowicie skomplikowana – mamy tu przyrodnich braci, klony, ojców i synów, dawnych przyjaciół i partnerów, a obecnie śmiertelnych wrogów. Oprócz ludzi, do akcji wkraczają cyborgi walczące samurajskimi mieczami a nawet wampiry. Fantazja w kreowaniu niesamowitych postaci i ich życiorysów nigdy nie opuszczała twórców z Konami, firmy odpowiedzialnej za serię. Materiał na telenowelę!

Na cykl składa się kilkanaście tytułów, a najstarszy sięga 1987 roku.  Wszystkie tytuły łączy cecha wspólna: filmowość. Kojima nigdy nie krył swoich inspiracji, a wręcz fetyszystycznie składał hołd swoim ulubionym produkcjom. I tak protagonista serii, Solid Snake, otrzymał imię po bohaterze Ucieczki z Nowego Jorku Johna Carpentera. Akcja i fabuła niejednokrotnie nawiązuje do przygód Jamesa Bonda. Design i mechanika robotów, mechów, broni i scenografii czerpią całymi garściami z klasycznych produkcji anime, jak chociażby Akira. Widać też wpływy Mad Maxa, Matrixa i wielu innych tytułów. Jakby tego wszystkiego było jeszcze mało, wszystkie gry z serii okraszone są bardzo specyficznym humorem, rodem z Różowej Pantery… Nie dziwi zatem, że w końcu zdecydowano się przenieść to wszystko na szeroki ekran. Dziwi jedynie, że tak późno.

Kilka słów o samej produkcji: oprócz nazwiska reżysera, nie wiadomo praktycznie nic. Jednak wypowiedź filmowca z ostatnich dni pozwala na nieco spekulacji. Vogt-Roberts przyznał, że film nie będzie adaptacją żadnej konkretnej odsłony cyklu, ale jednocześnie nie będzie też remakiem. Scenariusz ma spleść ze sobą kilka znanych wątków i złączyć je oryginalnym i nowatorskim twistem. To wszystko, co wyszło od reżysera, teorie można więc mnożyć, tym bardziej, że historia przedstawiona w grach ma co najmniej kilkadziesiąt wątków. Można więc prognozować, że w przypadku komercyjnego sukcesu, na jednej części się nie skończy – w dobie filmowych uniwersów każda platforma (zwłaszcza tak bogata w treści!) może być podstawą do serii kilkunastu różnych tytułów.

Film nie ma na razie daty premiery, nieznani są również odtwórcy głównych ról. Pozostaje nam czekać na więcej informacji.

REKLAMA