MICHAEL FASSBENDER zagra w kinowym KUNG FURY!

Wiadomości obsadowe czasami potrafią przynieść sensację. To jedna z nich. Michael Fassbender wystąpi w pełnometrażowej wersji niegdysiejszego krótkometrażowego hitu – Kung Fury. To dwie rewelacje w jednej. Jest to bowiem zarazem potwierdzenie, że wyczekiwane przeniesienie Kung Fury na duży ekran jednak będzie mieć miejsce.
Dla tych, którzy ostatnie lata spędzili na Marsie lub z innych powodów nie byli podłączeni do internetu, przez co ominęło ich szaleństwo związane z Kung Fury, śpieszę z wyjaśnieniami. Kung Fury powstał w 2015 roku za sprawą Kickstartera. David Sandberg, twórca filmu oraz jego główna gwiazda, zebrał wówczas rekordową sumę pieniędzy. Po internetowej premierze, film w krótkim czasie stał się hitem notując niemal czterdziestomilionową liczbę wyświetleń. Od jakiegoś czasu przebąkuje się o realizacji pełnego metrażu. Teraz staje się to faktem.
Fabuła filmu to istne szaleństwo. Akcja rozgrywała się w roku 1985. Główny bohater, niejaki Kung Fury, to najlepszy gliniarz w Miami. Wspiera go oddział Thundercops, złożony ze śmiałków pochodzących z różnych epok historycznych. Mierzą się ze złem wcielonym w osobie Adolfa Hitlera, czyli Kung Führera. Są w filmie dinozaury, roboty, arcadowe gry, pościgi i strzelaniny oraz elektroniczna muzyka. Jednym słowem – lata osiemdziesiąte w pełnej krasie. Zresztą zobaczcie sami.
Podobne wpisy
Pełnometrażowy film ma być sequelem oryginału. Sandberg, prócz tego, że w filmie wystąpi, także go wyprodukuje. Wspierać go będą producenci Tego – ubiegłorocznego horrorowego hitu. Udział Fassbendera z pewnością podniesie renomę tego projektu. Ale to nie jedyna rewelacja obsadowa. W filmie wystąpi bowiem także David Hasselhoff, który miał też skromny udział w sukcesie pierwszej części – zagrał w filmie małą rolę oraz zaśpiewał do niego piosenkę.
Realizacja Kung Fury II to nic innego jak kolejna odpowiedź na postępującą potrzebę penetracji nostalgicznych obszarów. Moda na lata osiemdziesiąte trwa w najlepsze i Kung Fury się w pełni w nią wpasowuje. Mam tylko jedną wątpliwość. Koncepcyjne szaleństwo i bijąca z filmu energia zapowiadają kapitalne widowisko. Ale czym innym jest film krótkometrażowy, a czym innym pełnometrażowy. Inne rozstawienie akcentów, inny sposób narracji. Czy Sandberg ma w zanadrzu na tyle dużo zabawnej historii do opowiedzenia, by podtrzymać uwagę widza w kinie? Miejmy nadzieję, że jest na to przygotowany.