search
REKLAMA
News

DEAN STANTON I DWÓCH LYNCHÓW. “Lucky” zachwyca krytyków – obejrzyj zwiastun

Szymon Pewiński

10 lipca 2017

REKLAMA

Harry Dean Stanton za kilka dni – dokładnie 14 lipca – skończy 91 lat. Na koncie ma kilkadziesiąt ról i chyba spore szczęście do nazwiska Lynch. David powierzał mu role w kilku swoich filmach, a panowie przyjaźnią się od lat. Teraz razem pojawili się w filmie Lucky reżyserowanym przez… Johna Carrolla Lyncha. Może się okazać, że tytułowa rola stanie się dla Deana Stantona jedną z najważniejszych w jego długiej karierze, a szerszej publiczności pozwoli na nowo odkryć tego znakomitego przecież aktora.

David Lynch i Harry Dean Stanton

Bo to jeden tych aktorów, którzy tylko z rzadka wychodzą z cienia wielkich gwiazd, ale niemal każdą kolejną produkcję wzbogacają świetnymi rolami drugoplanowymi lub epizodami. To nie tak, że przed Luckym Harry Dean Stanton nie grywał na pierwszym planie. Wystarczy wspomnieć Paryż, Teksas Wima Wendersa. Ale gdyby trzeba było wyszukać w odmętach pamięci jednego kreowanego przez niego bohatera, myślę, że 9 na 10 osób wymieniłoby Bretta, inżyniera technicznego na Nostromo, pierwszą w dziejach kina ofiarę „dorosłego” ksenomorfa. Mimo wszystko utożsamianie Harry’ego Deana Stantona tylko z rolą kolegi Parkera, wciąż powtarzającego „właśnie!”, wydaje się mocno niesprawiedliwe.

Aktor pozostaje obecny w kinie od ponad sześciu dekad. Grał u Alfreda Hitchcocka, Johna Forda, Sama Peckinpaha (Pat Garrett i Billy Kid), Francisa Forda Coppoli (Ojciec chrzestny II), Johna Carpentera (Ucieczka z Nowego Jorku), Paolo Sorrentino (Wszystkie odloty Cheyenne’a). Osobiście bardzo cenię jego występ w Ostatnim kuszeniu Chrystusa Martina Scorsesego, gdzie zagrał świętego Pawła. Żal i rozczarowanie malujące się na twarzy apostoła podczas spotkania z Jezusem, a przemawiającego wcześniej do garstki osób, ma w sobie niezwykłą siłę. Teoretycznie ta niewielka rola mogłaby przypaść jakiemukolwiek dobremu aktorowi, ale to właśnie Dean Stanton pozostaje w niej niezwykle naturalny. Zawsze, gdy oglądam go na ekranie, odnoszę wrażenie, że każdy jego bohater, nawet gdy się śmieje, pozostaje nieszczęśliwy.

Sam aktor bardzo ceni sobie współpracę i przyjaźń z Davidem Lynchem. Ten ostatnio zaprosił go do występu w trzecim sezonie Miasteczka Twin Peaks, a wcześniej do: Dzikości serca, Miasteczka Twin Peaks. Ogniu krocz ze mną, Prostej historii i Inland Empire.  Teraz przyszedł czas, by obaj panowie spotkali na przed kamerą, za którą stanął John Carroll Lynch – podobnie jak Dean Stanton – znany raczej jako aktor drugiego planu.

Lucky to opowieść o 90-letnim, nieco ekscentrycznym kowboju, żyjącym z dnia na dzień, a przy okazji rozmyślającym o sprawach ostatecznych: życiu, śmierci, duchowości, relacjach międzyludzkich i samotności. Odtwórca głównej roli zbiera entuzjastyczne recenzje, a sądząc po dwuminutowym zwiastunie, rola ta wydaje się stworzona dla Harry’ego Deana Stantona. Są w niej smutek i melancholia, połączone z pełnym ciepła i ironii poczuciem humoru. Chciałbym, by ten występ stał się dla niego idealnym zwieńczeniem kariery. Z drugiej strony, dlaczego tylko zwieńczeniem, a nie kolejnym początkiem?

REKLAMA